-What do you think? - kapitan spojrzał
na mnie z dobrodusznym uśmiechem. Nie wyczułam w jego słowach
kłamstwa i dlatego też uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
-I think that's very good idea. Thank
you so much...
-O, you're welcome. I hope you'll like
our „little ship”.
-Of course we will. And now, if you
agree, we want to take our stuff.
-Yes, yes. Follow my people. They would
give you your baggage.
-Thank you, captain. Goodbye –
położyłam dłoń na ramieniu Lorema i razem wyszliśmy z kajuty
kapitana. Tam już czekali na nas jego ludzie. Przeprosili za swoją
początkową wrogość, po czym zaprowadzili nas do naszej motorówki.
Gdy wzięliśmy swoje rzeczy, zaprowadzili nas do naszej kajuty i
zostawili nas samych. Usiedliśmy na swoich łóżkach, a ja
roześmiałam się, czując wypełniającą mnie ulgę. Zajrzałam do
swojej torby, dokładniej do ukrytej kieszeni. Wszystkie fałszywe
dokumenty i karty kredytowe były na swoim miejscu. Udało się.
-Będziemy tu siedzieć jeszcze trzy
dni, tak? - usłyszałam głos Lorema.
-Tak. Nie musimy uciekać. Nie chcemy
też stracić przychylności kapitana. - spojrzałam na Impsuma
przenikliwie – Poza tym, gdybyśmy uciekali, na pewno nie obyłoby
się bez ofiar. Nie chciałbyś chyba zabić połowy załogi swoich
sojuszników, prawda?
-Tak – przyznał mi rację.
-Więc musimy się tu jeszcze trochę
pomęczyć. Myślę, że za jakąś godzinę będzie tu kolacja. To
dość pocieszające. - Lorem parsknął śmiechem. - Mam nadzieję,
że przynajmniej będzie smaczna. - mężczyzna spojrzał na mnie z
mieszaniną rozbawienia i niedowierzania. - No co? - spojrzałam na
niego z udawanym wyrzutem – Jestem głodna.
-...
(Lorem? Przepraszam, że tak długo
czekałaś, ale ostatnio jestem rozlana jak gorący budyń XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz