3 lipca 2017

Od Lorema cd. Camille

- Gdzie jesteśmy? - spytał Lorem towarzyszki.
- Mniej więcej w dobrym miejscu, jednak kierujemy się trochę za bardzo na zachód, z tego co mówił Elias. - To mówiąc dziewczyna gwałtownie zakręciła sprawiając, że boom uderzył mężczyznę w tył głowy, zmuszając do pochylenia do przodu. - Wybacz.
  Jasnowłosy nie odpowiedział, tylko podniósł się powoli, rozmasowując kark.
- Co znaczy J.S.? - zapytał rzeczowo, krzywiąc się lekko. Camille spojrzała na niego dziwnie.
- Zapewne John Silverlake - odparła dziewczyna po chwili wahania.
  Jej słowa zmroziły mężczyznę do szpiku kości. Właśnie... podprowadzili jacht amerykańskiemu politykowi, który miał szansę naprawić tą zapchloną wyspę. Pan Cardworth nie byłby zadowolony, widząc co teraz wyczynia jego podopieczny. Co właściwie było w tych energetykach i dlaczego znajdowały się na jachcie polityka?
- Rozumiem - odpowiedział po prostu, starając się nie zdradzać zaniepokojenia. Choć wiedział, że dziewczyna prawdopodobnie wyczuje jego emocje. Przed nią czuł się jak otwarta księga, więc czy właściwie był sens coś ukrywać?
- Łączy cię coś z tym mężczyzną? - zapytała Camille. Jednak. Jasnowłosy westchnął i spojrzał na brunetkę.
- Książki.
- Książki? - Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Książki - potwierdził Lorem. - Chcę, by były legalne.
- Oh, no tak. 
  Rozmowa wybitnie się nie kleiła. Chyba dopiero w tym momencie dotkliwie poczuli, że nie stoją tak na prawdę po jednej stronie barykady. Mimo tymczasowego zawieszenia broni oboje w decydującym momencie będą chcieli walczyć o swoje racje.
- Wiesz co? Póki jesteśmy poza Akatsuki, sprawy Akatsuki zostawmy za sobą, zgoda? - zaproponowała brunetka, patrząc poważnie na towarzysza.
- Póki sytuacja się nie zmieni... - Lorem pokiwał równie poważnie głową. Tak. Tak będzie najlepiej. Oboje postąpili głupio nie przestrzegając zasad, obowiązujących w ich organizacjach, a teraz... chyba jedynym dobrym wyjściem jest udawać, że nic takiego nie miało miejsca. Że są zwykłymi ludźmi i nikim więcej.
  Spokojny szum fal zagłuszył ponure myśli mężczyzny i wkrótce w jego głowie zawitała przyjemna pustka. Gwałtownie, gdy już myślał, że nic więcej się nie wydarzy, ujrzał jakieś kształty na horyzoncie. Wstał gwałtownie i jął czujnie wpatrywać się przed siebie.
- Ktoś płynie w naszym kierunku - zauważył.
- Aha, pewnie jakiś statek handlowy czy coś - odparła Camille, również wstając. Jednak obiekt nie przypominał statku handlowego. Był dużo, dużo większy i znacznie bardziej płaski. Na pokładzie Lorem nie dostrzegł żadnych barierek.
- To lotniskowiec... - jasnowłosy zmarszczył brwi. - Pewna jesteś, że płyniesz w dobrym kierunku?
- Od momentu, w którym Elias podał mi koordynaty... - głos dziewczyny nie brzmiał wcale zbyt pewnie.
- Zawróćmy - poprosił jasnowłosy.
  Dziewczyna pokiwała głową i spróbowała gwałtownie zawrócić w miejscu, jednak ster ani drgnął. Zdziwiona szarpnęła nim jeszcze raz.
- Co do...?
  Lorem pośpiesznie wyplątał dłonie z muchy. Przyskoczył do Camille i z obłędem w oczach zaczął szeptać do niej po łacinie:
- Epifora nomen tuum. Scribis enim novae legis. Nos occurrit in die illa cum inposuisset bibliotheca liber. Studiosus eras ita se invitatus. Deinde habuimus in occursum cum coordinator de Shakespeare, sed quod habuimus SJEW maculosus nobis fugere. Dlatgo ne a gram. (Nazywasz się Epifora. Piszesz powieści prawnicze. Poznaliśmy się tamtego dnia w bibliotece, gdy podkładałem książkę. Byłaś nią zainteresowana, więc zaprosiłem cię do siebie. Potem mieliśmy się spotkać z koordynatorem Szekspirem, jednak namierzył nas SJEW i musieliśmy uciekać. Dlatgo nie masz przebiśniega.) - Lorem mówił coraz szybciej, a na koniec zasuwał tak, że ledwie dało się go zrozumieć.
- Co...? - Camille w pierwszej chwili nie załapała, jednak zaraz ją olśniło, gdy na banderze lotniskowca ujrzała Amerykańską flagę.
- Vas, oportet in specie furti, donec introducamus eos. (Statek musi być specjalnie zabezpieczony na wypadek kradzieży.) - mruknął ni to do siebie, ni to do dziewczyny jasnowłosy.
(Camille?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz