Ze słodkiego snu, wyrwało mnie pośpieszne potrząśnięcie za ramię. Gdy tylko otworzyłam oczy, ujrzałam zmartwioną i nieco przestraszoną twarz Lorema.
-Cio się śtało? - zapytałam.
-Helikopter - wydusił - Niedługo mamy odlatywać.
-Cholera - zaklęłam, co w moich dziecięcych ustach zabrzmiało bardzo niegodziwie i wręcz nieodpowiednio. - Teraś albo nigdy. - Lorem kiwnął głową. - Musimy się śybko śpakować, a potem... - psielwałam... To znaczy... "Przerwałam" na chwilę, żeby uporządkować sobie wszystko - Daś radę się zająć stlazią? W sensie zagadać, ciy kij go tam wi.
-Chyba.... może. Postaram się. - Zerwałam się z łóżka i wyciągnęłam pierwszy lepszy długopis.
-Dawaj łapkę - zarządziłam. Schwyciłam jego rękę w swoje drobne dłonie i zaczęłam pisać na jego skórze możliwe potrzebne zdania. - Nio. I jeśt git - oceniłam - Tu jeśt napisiane, zie twoja ciórećka, w sensie ja uciekła i beź niej nigdzie nie polecisz, więć plosiś o godzinę by ją, to źnaciy mnie źnaleść i się śpakować. Daś sobie ladę?
-Tak. A ty?
-Ja polecię do labolatolium. Nie moziemy lyzykować, źeby teś ciebie naplomieniowało, więć będzieś odlacał uwagę stlaźników. Na pewno dobzie pójdzie.
-Tak. Raczej tak - potwierdził Lorem, a ja zmęczona odłożyłam długopis. Dziecięce łapki nie były przystosowane do takich czynności jak pisanie i nawet po kilku zdaniach trochę mnie bolały. Ale to nie była pora, żeby się nad sobą użalać. Co to to nie. Dlatego też szybko zaścieliłam swoje łóżko i spakowałam wszystkie drobiazgi. Miałam ochotę płakać ze szczęścia. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to niedługo znów będę sobą. Dokończyłam czynność pakowania i odwróciłam się w stronę Lorema, który chyba też już skończył, bo siedział na swoim łóżku i parzył na mnie przenikliwie. Cokolwiek by się nie stało będę jego dłużniczką po kres moich dni, za to wszystko, co dla mnie zrobił. Uśmiechnęłam się do niego, gdy nagle usłyszeliśmy głośnie pukanie do drzwi.
-No to jak? - spytał Lorem. - Zaczynamy?
-A jakzie! - drzwi otworzyły się, stanął w nich jakiś żołnierz, a ja szybko tam podbiegłam, wyminęłam go i zanim ktokolwiek zdążył się zorientować co się dzieje, już zniknęłam labiryncie korytarzy.
(Loryś? Co tam, jak tam? Poradzisz sobie, czy coś się wydarzy po drodze? ;333)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz