4 listopada 2013

Od Nikoyaki od Magic

(c.d. tego)
  Poszłam do Magic. Pomogłam jej opatrzyć rany. 
- Jak się czujesz? - zapytałam
- Lepiej... - odparła
- Zostań tu! Ja pójdę pomóc Mixi...
- Ale ja też chcę pomóc!
- Pomrzesz, jeśli znajdziesz Argonę.
- A jak ona wygląda?
- Jest czarna i krwawa. Przedstaw jej się, a ona przywita cię oficjalnie w watasze, bo jest Alphą.
- Spoko - odpowiedziała niepewnie
- A, jeszcze jedna sprawa: Nie wychodź z krzaków, ok?
- Postaram się.
- Dobrze ja lecę.
  Wzięłam srebrny miecz i wyskoczyłam z krzaków. Wskoczyłam na demona. Wcześniej zauważyłam, że Mixi już nie daje rady. Zmęczyła się. Zadałam cios. Nagle:
- Hej, ona jest tu! - krzyknęła Maggie - Nieprzytomna!
- Dobrze zostań przy niej!
- Draken, mógłbyś tu podlecieć? Ała, moja głowa! Nie bądź tak okrutny... Dziękuję
"Co chcesz?"
- Rób to co ja. Potem wytłumaczę... zaraz zobaczysz!
  Byłam zajęta rozmową i Airesu strącił mnie łapą z grzbietu. Chyba uznał, że nie jestem niebezpieczna i znów zajął się Mixi. Przywiązałam mój i Mixi miecz. Ponownie wskoczyłam na demona. Można powiedzieć, że "tańczyłam" na jego grzbiecie, wbijając mu miecze i krzycząc ile sił w płócach:
- GDZIE JEST NIEBIESKI KWIAT I KOLCE!!!
  Po chwili ciszej zwróciłam się do Drakena.
- Na co czekasz?
  Dołączył. Airesu chyba zorientował się, że traci przewagę, bo zrzucił mnie i powiedział:
- Jeszcze tu wrócę!
  I zniknął  w obłoku białej mgły. Oddałam Mixi jej miecz.
- Dobra robota Draken. Chodźmy do Argony.
  Wadera ocknęła się. Nie mogłam patrzeć jej w oczy (a właściwie oko). Nie dlatego, że było mi wstyd, ale, dlatego że to było dla mnie bardziej bolesne, niż dla Argony. Bardzo mi  było przykro, że będzie do kończ życia bezoka.
- Dziękuję ci Magic za pomoc - powiedziałam do czarno-białej wadery
- Nie ma sprawy - odparła
- To początek dobrej współpracy - stwierdziła beznamiętnie Argona - Dziękuję wszystkim za pomoc.
  Argona obudziła się jakby ze snu.
- czy coś mnie ominęło?
- Taak... Mamy nowego członka - śmiałam się pod nosem - Nazywa się Maggie...
(Argona?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz