- Co ty tu robisz? – spytała Tiffany, spoglądając na mnie. – Potrafię sobie sama poradzić. Nie potrzebują twojej opieki na każdym kroku.
- Opieki? – zdziwiłam się, odsuwając kołnierz, którzy dotychczas zakrywał twarz. Dziewczynka drgnęła. Widać wzięła mnie za kogoś innego. Zrobiłam kilka kroków w tył i znalazłam się poza kręgiem światła, rzucanego przez latarnie. – Lepiej nie stójmy na widoku. Lubią legitymować i wsadzać tych, na których natkną się po zmroku. Może wpadniesz na chwilę do mnie?
Nie odpowiedziała od razu, jednak wymownie zaburczało jej w brzuchu. Uśmiechnęłam się lekko i kiwnęłam dziewczynce głową. Podeszła do mnie i razem ruszyłyśmy ciemnymi ulicami. Milczała, pogrążona najwyraźniej we własnych myślach.
- Więc z kim mnie pomyliłaś? – spytałam, przerywając milczenie.
- Z Somniatisem. Mieszkam u niego. Czasami jest… zbyt nadopiekuńczy.
- Mnie to mówisz? Rori włóczy się za mną dniem i nocą, a gdy coś się kroi odsyła w bezpieczne miejsce. Jakbym była Alphą ze szkła. – Zaśmiałam się pod nosem, jednak bez przekonania.
- Więc gdzie teraz jest? – Czarnowłosa rozejrzała się, jakby spodziewała się ujrzeć śledzący nas cień.
- Chyba ździebko za dużo wypił wieczorem – przyznałam. – Nie żebym maczała w tym palce. To tutaj.
Stanęłyśmy przed niepozornie wyglądającymi drzwiami. Ot, jak wszystkie w tej okolicy. Wyjęłam spod płaszcza klucz na łańcuszku i wsunęłam w dziurkę. Przekręciłam z cichym zgrzytem i weszłyśmy do niewielkiej sieni, nieco zagraconej, pachnącej starością i kotami.
- Masz – powiedziałam, ciskając w Tiffany szarymi, uszytymi na drutach kapciami. – Powinny być dobre. Chyba sierściuchy nie zdążyły ich jeszcze pogryźć.
- Mieszkasz tutaj? – Dziewczyna z ciekawością rozejrzała się po przedsionku. Odwiesiłam płaszcz do szafy i założyłam pobieżnie kapcie.
- Taa, na górnym piętrze. Starsza pani, u której to wynajmuję nie może i tak chodzić po schodach. – Ruszyłam na górę, a czarnowłosa pośpieszyła za mną. Wskazałam jej drzwi do mojego pokoju i poprosiłam, by się rozgościła, po czym skierowałam się do kuchni.
Gdy wróciłam do towarzyszki, siedziała na kanapie, nieco zamyślona. Ocuciło ją dopiero postawienie przeze mnie tacy z kanapkami i kubkiem gorącej herbaty
(Tiffany?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz