14 maja 2016

Od Korso do Argony

     Wybiegłem na otwartą przestrzeń. Lecz i tutaj ze wszystkich stron otaczała mnie ta woń. Woń, w której nie było nic dziwnego, lecz sama jej obecność była rzeczą najdziwniejszą. Woń, którą czułem nawet zatykając nos. Zapach wiśni. "Czemu nawet stojąc na środku spalonej polany, czuję ten zapach?" pomyślałem.
     Nie dano mi dłużej się namyślać. Gdy niebo zostało rozdarte przez kolejną błyskawicę, w błysku ujrzałem daleko na horyzoncie małe kształty, biegnące w moim kierunku.  
     - A cóż to? Obława? - zaśmiałem się. - Jaka szkoda, że nie wziąłem gitary. 
     Przysiadłem na ziemi. Czekając, aż pogoń zbliży się trochę do mnie, nuciłem przypadkowe fragmenty piosenek, które przychodziły mi do głowy. Nawet chwilę nie zastanowiłem się nad tym, skąd właściwie je wszystkie znam. 
     Trochę się w tym zapędziłem. Gdy się zorientowałem, byli już za blisko, gdyż zbliżyli się do mnie na tyle, że mogłem rozróżnić ich nosy od oczu 
     - Staś się chlasta, nożem do ciasta... - Urwałem, zdając sobie sprawę, że jeszcze jedna zwrotka i będę miał przekichane. - Cholery wredne, nie dacie mi dokończyć! - wydarłem się. - Stop, czekajcie! 
     Wilki jednak nie zamierzały usłuchać. "To chyba tyle by było z mojego planu epickiej przemowy szaleńca" pomyślałem. Klnąc cicho pod nosem, odwróciłem się i pognałem w kierunku pola minowego, wyczuwając genialną zabawę. 

***

     Hoinkas przyspieszył, wysuwając się przed nas. 
     - Uważajcie, to pole minowe! - krzyknął. - Biegnijcie za mną! 
     Postanowiliśmy nie kwestionować jego rozkazu. W końcu kto jak kto, ale on znał te okolice i ich "zawartość" jak własną kieszeń. Na pewno nie można tego było powiedzieć o drugim Korso... a jednak, jakimś cudem, wymijał wszystkie podziemne ładunki.
     W pewnym momencie coś świsnęło obok nas, a po chwili usłyszeliśmy huk. Nie doszło do niego jednak na przedzie, lecz za nami.
     - Co się stało? - zapytałem, lecz zaraz odpowiedział mi kolejny świst. To ten sukinsyn detonował miny przy pomocy lodu.
     - Musimy... - zaczął Hoinkas, ale resztę jego wypowiedzi zagłuszył wybuch, który spowił go w dymie. Zatrzymałem się przerażony. Chciałem podbiec mu pomóc, jednak ujrzałem jego spokojny pysk wyłaniający się zza zasłony dymu. Zakaszlał. 
     - Nic... mi nie jest. Biegnijcie dalej, ja sobie... poradzę. 
     - Przecież ty... 
     - Biegnij! 
     Chcąc nie chcąc musiałem usłuchać. Pognałem dalej, modląc się cicho w duchu, bym dobrze pamiętał rozmieszczenie min. W orkiestrze kolejnych wybuchów nawet nie zorientowałem się, kiedy Doctor i wadera towarzysząca nam zniknęli z mojego pola widzenia. Czyżby dostali? Nie było czasu się nad tym zastanawiać. Zostałem sam. A drugi Korso na przedzie właśnie się zatrzymał. Dobiegłem do niego. 
     - Co ty wyprawiasz?! - krzyknąłem. 
     - Bawię się, nie widać? - odpowiedział z chytrym uśmiechem. 
     - "Bawisz się"?! To ma być "zabawa"?! 
     - Cóż, jednych bawi gra w bierki, drugich w Prawo Dżungli. Ja raczej jestem w tej drugiej grupie. 
     - Zwariowałeś? Mogłeś zabić Hoinkasa, może i Doctor zginął... Słyszałeś go, jeśli szybko nie opuścisz tego miejsca, wszyscy zginiemy! 
     - To może być całkiem ciekawe. 
     Spojrzałem na niego przerażony. Nie wiem, jaki był świat, z którego pochodził mój sobowtór, ale widząc jego zachowanie, na prawdę nie chciałem tego wiedzieć. 
     Niebo rozdarła olbrzymia błyskawica, a po niej nastąpił potężny grzmot. Świat się coraz bardziej pieprzył. Musiałem coś zrobić. 
     - Korso... Proszę, ogarnij się. 
     - Nie mam najmniejszej ochoty. 
     - W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru... 
     Uderzyłem w ziemię, tworząc lodowe kolce w miejscu, gdzie stał mój przeciwnik. Nie zdążył w porę uciec i dwa z nich przebiły mu łapy. Był uziemiony. Podszedłem do niego. 
     - Wybacz mi... ale w tym świecie nie może być nas dwóch. Dla dobra całego świata tak trzeba... 
     - Masz rację - powiedział, nagle zupełnie poważny. - Nie może tu być nas dwóch. 
     Ostry podmuch wiatru uderzył mnie w pysk, odrzucając gdzieś w tył. Nim zdążyłem zareagować, poczułem falę ciepła, a zaraz za nią uczucie, które towarzyszyło zmienianiu się całego mojego ciała w krwawą papkę. 

( Argona? Doctor? No no no... czyli w końcu jednak uśmierciłem Korso ^^) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz