8 sierpnia 2016

Od Ookaminoishi cd. Tomi

Szłam powoli ulicami Areny 1. Znowu. Towarzyszył mi tylko szum samochodów, mdłe światło latarni ulicznych, cichutkie szepty cieni i chrapanie Ishi. Westchnęłam cicho i przygarbiłam się jeszcze bardziej, uważnie lustrując otoczenie. Nie widząc nic ciekawego ani żadnego zagrożenia ponownie skierowałam wzrok na chodnik. Kiedy podniosłam go z powrotem, ujrzałam przed sobą plac zabaw. Gdzież to mnie nogi znów poniosły…
Wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się po nim uważnie. Tak jak się spodziewałam, nocą był opustoszały, a jedynymi śladami ludzkiej obecności na nim były rozrzucone miejscami śmieci i świeże odciski małych i większych butów. Wzrokiem wyhaczyłam huśtawkę i żwawo do niej podeszłam, tak jakby zaraz miała wstać i uciec. Pokręciłam tylko głową na swoje myśli i usiadłam na desce huśtawki, która cicho zaskrzypiała pod nagłym naporem.
Oparłam policzek o zimny, metalowy łańcuch i spojrzałam w niebo. Jedyne co było widoczne, to ogromna, ciemna przestrzeń i rogal księżyca świecący bladym światłem. Żadnych gwiazd. Ponownie westchnęłam i przymknęłam oczy, rozkoszując się lekkim wiaterkiem poruszającym kosmyki moich ciemnych włosów. Lekko odepchnęłam nogi od ziemi, próbując delikatnie się rozbujać. Łańcuchy ponownie zaskrzypiały, jakby protestując takiemu okrutnemu traktowaniu, budzeniu ich w środku nocy.
Skrzywiłam się. Nie lubiłam tego, jak ludzie, wilki i inne istoty wywyższały dzień nad noc, nie potrafiąc dostrzec piękna i cudów nocnego firmamentu. Szczerze mówiąc, w tamtej chwili też nie potrafiłam niektórych dostrzec, gdyż skutecznie skrywane były przez sztuczne światło lamp i unoszący się w powietrzu smog i dym.
Nie mam pojęcia, jak długo siedziałam tam i się bujałam. W pewnym momencie usłyszałam ciche świergotanie ptaków, a światło zaczęło drażnić moje oczy pod powiekami. Gwałtownie je otworzyłam i nerwowo rozejrzałam się dookoła. Odetchnęłam z ulgą widząc, że dookoła nadal jest pusto. Naciągnęłam kaptur na głowę aby ukryć rogi, których iluzja nie była wstanie skrywać od momentu, gdy słońce wschodzi aż do jego zachodu. Nie miałam jednak ochoty jeszcze wstawać, więc ponownie przybrałam pozycję, w której przesiedziałam tu pół nocy i zaczęłam cicho nucić różne piosenki i melodie jakie tylko przyszły mi do głowy.
Miasto powoli wracało do życia, tym samym na plac zabaw przychodziło coraz więcej dzieci wraz z ich opiekunami. Nie przejmując się nimi, nadal siedziałam na swoim miejscu. A jeśli ktoś chciał się pobujać, to miał problem. Nucąc kolejną kołysankę nagle poczułam coś innego od tych wszystkich ludzi. Chwilę zbierałam myśli, dopóki to do mnie dotarło. Wilczy gen! Nie zmieniając pozycji ani nie przerywając podśpiewywania pod nosem uważnie rozejrzałam się po obecnych tu ludziach. Wzrok mój przykuła mała, brązowowłosa dziewczynka, która szła w towarzystwie wyższego mężczyzny. SJEW? Nie, on też człowiekiem nie był, tego byłam pewna. Dziecko skierowało się w moją stronę, jednak jej towarzysz zagrodził jej drogę. Zmarszczyłam brwi. Naprawdę jestem taka brzydka? Będę musiała się spytać Hikaru. Dziewczynka uparcie jednak dążyła w moją stronę, więc mężczyzna, najwyraźniej poddając się, podążył za nią, jednak w bezpiecznej odległości tak, aby był w stanie interweniować, gdybym ją zaatakowała. Jakbym nie miała ciekawszych rzeczy do roboty.
Teoretycznie rzecz biorąc, atak na miejsca, gdzie czas spędzają dzieci, mógłby być korzystny dla WKN. Ludzie byliby pozbawieni kolejnego pokolenia, zestarzeliby się i umarli. Tylko że inni zapewne się nie zgodzą, bo dzieci są niewinne i nic złego nie zrobiły. Ha ha. Zobaczymy co powiedzą, kiedy kolejny członek zginie z rąk już-nie-dzieci za parę lat.
Jako iż głowę nadal miałam nieco opuszczoną, kiedy dziewczynka i jej opiekun do mnie podeszli, widziałam tylko ich obuwie. Dziecko na nogach miało pomarańczowe, błyszczące pantofelki, a mężczyzna czarne lakierki. Czyli burżuje. Wzdrygnęłam się w myślach. Jak ja ich nie cierpię. Nie żeby w Arenie 1 brakowało takich jak oni.
Kołysanka zbliżała się do końca, a obiekt mojego zainteresowania stanął przede mną, zapewne wlepiając we mnie oczy. Zignorowałam ją i rozsiadłam się jeszcze wygodniej.
- Ykhm – towarzysz dziewczynki chrząknął znacząco. Jako iż nie zamierzałam ustępować z miejsca nie poruszyłam się nawet o milimetr. – Ykhm.
Podniosłam głowę nie zwracając uwagi na dziecko i skierowałam wzrok na dorosłego. W połowie ostatniego refrenu przestałam nucić. – Czego? – warknęłam zirytowana, że ktoś mi przerywa. – Jeśli masz chore gardło, to apteka jest dwie ulice dalej.
(Tomi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz