14 sierpnia 2016

Od Tyks c.d Rori "Przemiana".

Dziewczyna powoli otworzyła oczy. Znajdowała się w jakiejś szklanej celi. Drzwi i ściany były przeźroczyste, a Tyks miała na sobie jakieś dziwne, białe ubranie. Dziwne było to, że cela nie była przeznaczona dla wilków. Czyżby ludzie byli na tyle tępi, że pomylili ją z człowiekiem?! Było to dziwne, tym bardziej, że była rozpoznawalna wśród pracowników SJEWu. Tyksona nigdy nie ukrywała swojej wilczej natury i miała przydupasów premiera daleko w nosie. Nie obchodziło ją to, że ktoś może odkryć jej sekret. A może ta "szklana trumna" była tylko jakimś podstępem? Może ludzie chcieli, aby dziewczyna się stąd wydostała i doprowadziła ich do siedziby watahy? Wszczepili jej coś, czy może mają za nią wysłać szpiega? Dziewczyna nieśmiało podeszła do szyby, jakby bała się, że ta zaraz się rozpuści, lub porazi Tyksonę prądem. Tak się jednak nie stało. Spojrzała na swoje odbicie. Było...inne. Miała teraz czarne, krótkie włosy i zielone oczy. Przeczesała włosy ręką, aby sprawdzić, czy nie była to tylko iluzja. Była teraz zupełnie inną kobietą. Nie wiedziała, dlaczego tak się stało. Odeszła od szyby i skuliła się w kącie. Do oczu napłynęły jej łzy. Co teraz z nią będzie? Podniosła głowę. Do jej więzienia ktoś wszedł. Był to mężczyzna, ubrany jak wojskowy. Tyksona zaczęła cicho warczeć. Wstała. Ogarnęła ją furia. Zacisnęła pięści i już miała zaatakować, kiedy postać wyciągnęła paralizator. Tyks więc odpuściła i trochę się rozluźniła. Nie chciała zostać kopnięta prądem przez jakąś cholerną ludzką zabaweczkę do dręczenia wilków. Mężczyzna brutalnie pociągnął ją za rękę i "wyrzucił" z celi. Nie spodobało się to dziewczynie.  Poczuła na szyi zimną, metalową spluwę. Ruszyła więc do przodu, a nieznajomy co chwilę ją poganiał, grożąc swoją zabawką.  Zaprowadził ją do ciemnego pomieszczenia. Tyksona straciła orientację. Zaczęło kręcić się jej w głowie. Upadła na kolana. Pojawił się dym. Ogień, czy może kolejna sztuczka? Nic z tych rzeczy. To była trucizna. Ilekroć Tyks nawdychała się dymu, zaczynało jej się kręcić w głowie coraz bardziej. W końcu straciła przytomność.
***
Kiedy się obudziła, miała związane ręce, nogi i zakneblowane usta. Jej czarne włosy opadały dziewczynie na nos, łaskocząc ją przy tym i drażniąc. "Nienawidzę długich grzywek" - pomyślała Tyks i zaczęła szaleńczo wymachiwać głową, aby "poprawić" kosmyk. Kilka metrów za przed nią siedział związany, umięśniony mężczyzna. Właściwie brunet, który, jak było widać, źle zafarbował sobie włosy na blond. Jej towarzysz. Rori. Chłopak spojrzał na nią, jakby pierwszy raz ujrzał Tyksonę na oczy. Nie było w tym nic dziwnego. Teraz dziewczyna zmieniła, jakimś cudem, swój wygląd o sto osiemdziesiąt stopni.  Gdyby chłopak jej nie poznał i nie zacząłby gadać,  dziewczynę czekałaby okropna męka, a w najgorszym przypadku: śmierć. Do Roriego podeszła jakaś kobieta. Tyks nie była w stanie zrozumieć, co mówi. Utrudniała to szyba, która oddzielała chłopaka od jego towarzyszki.  Blondyn siedział w jakimś pomieszczeniu z lekka przypominające łazienkę. Tylko bez kibla, lustra, wanny i umywalki.  W pomieszczeniu tym było bardzo jasno. Tyks zaś była w pomieszczeniu z czarnymi ścianami i metalową podłogą, bez światła. Podszedł do niej jakiś...genetyk? Lekarz? Trudno było to określić. Nosił biały fartuch i rękawiczki. Brutalnie zdjął knebel z twarzy dziewczyny. A raczej: odkleił. Nie była to, co prawda, typowa tortura, ale bolało jak diabli i dziewczyna krzyknęła. Przynajmniej miała pewność, że usta ma jeszcze całe. Kiedy ból przestał jej tak bardzo doskwierać, dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie do obcego i warknęła:
- Dziękuję za darmową, aczkolwiek nieprzyjemną depilację. Powinni pana zapisać do salonu kosmetycznego.
Za tą uwagę dziewczyna została mocno uderzona "z liścia". To tylko bardziej rozwścieczyło Tyks, która zaczęła rzucać na prawo i lewo przekleństwami oraz tekstami typu: "TY DURNY DAMSKI BOKSERZE!!! TWOJA STARA RODZIŁA CIĘ W KARTONIE PO BUTACH Z NIKE!!!". Tym razem  jednak dziewczyna niczym nie oberwała. Doktorek pewnie wiedział, że im bardziej zaczyna ją dręczyć, tym bardziej dziewczyna zacznie się wydzierać. Poza tym, słodko marszczyła nosek i rzucała komicznymi ripostami. Po chwili jednak dziewczyna była już całkowicie wykończona tym darciem się. Najgorsze miało dopiero nadejść. Mężczyzna wstrzyknął coś w szyję dziewczynie. Na początku Tyks nic nie czuła. Żadnych zmian, zupełnie nic. Nagle jednak  dziewczyna zwróciła swój ostatni posiłek. Brzuch zaczynał ją coraz bardziej boleć. Czuła się tak, jakby zaraz jej organy wewnętrzne miały eksplodować. Znowu zwymiotowała, ale tym razem jakąś białą mazią. Swoje długie paznokcie wbiła w swój nadgarstek, aby tylko odciąć się od bólu brzucha. W miejscu, gdzie wbiła paznokcie, zaczęła lać się krew. Kolejne ukłucie. Ból brzucha ustał. Dziewczyna jednak zaczęła się dusić. Nie potrafiła złapać oddechu. Wierciła się, myśląc, że przywróci to jej dostęp do tlenu. Duszności ustały. Był to dopiero początek, a dziewczyna już czuła się wyczerpana. Spojrzała na szybę, w której widziała swojego towarzysza. Chłopak wyglądał na oburzonego tym, co przed chwilą spotkało Tyks. "Nie poznaje mnie" - pomyślała dziewczyna i poczuła coś mokrego na policzku. Była to jej łza. Dziewczyna próbowała użyć jej starej mocy, teleportacji, ale nie mogła. Zaczęła więc mruczeć coś po łacinie. Kołysankę. Kiedy jednak doszła do słowa "zaśnij", usłyszała dziwny dźwięk. Odwróciła się. Jej kat leżał nieprzytomny na zimnej podłodze. Uśmiechnęła się. A więc tak to działa. Łacina. Proste czasowniki. Dziewczyna szybko pojęła swoją nową moc. Przez chwilę, kiedy teleportacja nie zadziałała, była pewna, że jakimś cudem odebrano jej moce i stała się śmiertelnikiem. Był to jednak błąd. Moce również uległy przekształceniu.  Spojrzała na swoje ręce i mruknęła cicho "rozwiąż". Sznur pękł, a dziewczyna miała wolne ręce. Kobieta za szybą wyglądała na przerażoną. Wybiegła z sali. Tyks szybko rozwiązała też nogi i wstała. Podbiegła do szyby i warknęła do Roriego:
- Wyciągnę cię. - po czym znowu mruknęła cicho coś po łacinie, ale szyba nie pękła.
- Tyks, nie dasz rady. - chłopak po tej całej akcji najwidoczniej ją rozpoznał. - To antymagiczne.
Po chwili do pomieszczenia dziewczyny ktoś wszedł. A raczej kilkadziesiąt ktosiów.
(Rori? Przedstawiam ci nową generację Tyks! Przepraszam cię, że tak długo musiałeś czekać.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz