9 sierpnia 2016

Od Somniatisa cd. Dragonixy

- Tak naprawdę to nie wiem. – Somniatis uśmiechnął się lekko. Był nieco zmęczony emocjami, którym dał się ponieść. Jednak był szczęśliwy. Mógł na chwilę zapomnieć o wszystkich troskach, które go trapiły w ostatnich dniach. – Po prostu bądźmy.
Wadera nie odpowiedziała. Leżała, wpatrzona w niebo, na którym promienie słoneczne ustępowały powoli mrokowi nocy.
- Widzę pierwszą gwiazdę… - szepnęła podnieconym głosem. – Odkąd tu jestem nie widziałam zbyt wielu.
Basior opadł na bok i z niejakim trudem obrócił się na plecy. Rzeczywiście, nad nimi, niczym pojedynczy klejnot, błyszczący wśród morskiej toni, jaśniał mały punkcik.
- Zaraz będzie ich więcej – oznajmił, również szeptem. – Tutaj wpływ ludzi nie sięga.
Wadera wyglądała na tak uradowaną, że nie miał serca jej powiedzieć, że muszą się zbierać. Prawdę mówiąc miał nadzieję, że nie zostaną zauważeni… przez nic.
- Spójrz, o tam! To przypomina jelenia! – roześmiała się Dragonixa. Ciemnowłosy spojrzał na nią z rozbawieniem.
- To wielka niedźwiedzica, nie jeleń.
- Nie prawda. To zdecydowanie jeleń. A obok niego łania, nie widzisz? – towarzyszka obróciła w jego stronę głowę. Atis spojrzał w jej oczy i spytał:
- A więc tak były nazywane w twojej poprzedniej watasze, tak? – Basior spojrzał w szkarłatne oczy towarzyszki. Odbijały się w nich tysiące gwiazd, które powoli wylegały na niebo oraz jasny blask czegoś, co stało za Somniatisem.
Ciemnowłosy poderwał się błyskawicznie z ziemi, jednak w miejscu, w którym przed chwilą, jak mu się zdawało, była jaśniejąca postać, nie było nikogo.
- Coś się stało? – spytała lekko zaniepokojona Drag. Wilk spojrzał na nią mętnym spojrzeniem.
- Nic specjalnego – mruknął. – Jednak myślę, że powinniśmy się już zbierać.
- Dlaczego? Coś zobaczyłeś? – Nie dawała za wygraną wadera. Obróciła się na bok i wstała.
- Mówiłem, że to miejsce jest niebezpieczne – odpowiedział  wymijająco basior, unikając wzroku towarzyszki. – Nie powinniśmy pozostawać tu na noc.
Dragonixa westchnęła, ale zgodziła się na powrót. Ruszyliśmy w kierunku, z którego przybiegliśmy. Zmrok zapadał coraz szybciej, pomiędzy drzewami zaległa nieprzenikniona ciemność.
- Nie wydaje ci się, że mijaliśmy już ten głaz? – szeptem spytała w pewnym momencie wadera.
- Wydaje mi się – równie cicho odpowiedział Atis. – Wydaje mi się też, że jednak to nie jest ten sam głaz.
Basior podszedł do niego i zarysował go pazurem. Odsunął się o krok, podziwiając swoje dzieło.
- Jak to, że nie jest ten sam, skoro go mijaliśmy? – Dragonixa zmarszczyła brwi.
- Ma inną naturę. – Wilk z powagą dotknął swojego szafirowego oka. – Chodźmy dalej.
Ciemnowłosy robił się coraz bardziej niespokojny. Im dłużej szli, tym las stawał się dziwniejszy. Bardziej powyginany i nienaturalny, a warto tu wspomnieć, że niezwykle rzadko istoty nie posiadające świadomości przybierały podobne kształty. W powietrzu unosiła się magia. Miała kolor… gorzki i gryzący.
- Spójrz – wilczyca wyrwała towarzysza z ponurych myśli. – Nie ma ani śladu po zadrapaniu.
Somniatis skinął głową. Nadal nie miał pojęcia, co to może oznaczać, jednak jedno było pewne.
- Nie wydostaniemy się stąd tak łatwo – westchnął.
(Dragonixa? Trochu dreszczyku, a tak uroczo było XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz