Narcyza wyciągnęła z kieszeni niewielki zwitek czarnego papieru, na którym białym korektorem wypisane były imiona. Szybkim ruchem oderwała pierwsze na liście i odczytała kolejne. Miris San. Schowała karteczkę do kieszeni. Gdzie ostatnio widziano dziewczynę? Nie mogła sobie przypomnieć… zapewne było to przed masakrą w Haus of Sun. Niedobrze. Kroki same zaprowadziły dziewczynę do parku. Jaki jest grzech tej wadery? Zabójczyni usiadła na ławce, poza zasięgiem światła latarni. W raporcie jednego ze szpiegów mowa była o współpracy z SJEW-em. Gdzie wtedy przebywała? Zdaje się, że wynajmowała mieszkanie, niedaleko Wieży. To na sąsiedniej Arenie. Narcyza westchnęła i wstała, by udać się na przystanek autobusowy. Robiło się coraz później, a następnego poranka musiała się stawić w pracy.
Już na miejscu obejrzała dokładnie rozkład jazdy i widząc, że w najbliższym czasie nic nie jedzie w właściwym kierunku usiadła na ławce. Nastawiła budzik w zegarku i zamknęła oczy. Tylko chwila odpoczynku… *biip* *biip* *bii…
Narcyza z niechęcią otworzyła oczy. Przecież dopiero co je zamknęła. Jednak zegarek wskazywał już właściwą godzinę. 1:05. Jęknęła i rozciągnęła się, wstając i wyjmując bilet miesięczny. Kilka chwilę później zza zakrętu wypadł demoniczny autobus. Jego jarząca się czerwonymi tablica z numerem głosiła 1. 8. 7. Zatrzymał się z piskiem obok przed dziewczyną i drzwi otworzyły się z donośnym sykiem sprężonego powietrza. Niewzruszona pokazem różowo włosa weszła do środka, pokazując kierowcy kartę przejazdową. Nie było tego nawet gdzie skasować. Podstarzały mężczyzna spojrzał na nią nieufnie, po czym dał znak, żeby wsiadała. Szary Kwiat nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś pokazał mu kartę promocyjną z PizzaHutu, a on wpuścił go do środka.
Demoniczne 187 ruszyło z piskiem opon, aż dziewczyna musiała chwycić się zwisającej z sufitu rączki. Autobusem trzęsło na wszystkie strony, a żarówka na środku najwyraźniej dogorywała. Mimo to Zabójczyni lubiła ten pojazd za jego… klimat. Mogłaby tu kogoś zabić, rozmazać krew po ścianach, a ciało zostawić na siedzeniu, a i tak nikt by się nie zainteresował.
Pojazd ponownie stanął (niemal w miejscu) i rozwarł wszystkie swoje drzwi, choć na przystanku nie było nikogo. Kierowca widząc, że nie śpieszno mi wysiada ć ruszył w dalszą drogę. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilku kronie, nim dotarł na mój przystanek. Bez zastanowienia wyskoczyłam z wnętrzności demona na twardy bruk. Ah, spokojne obrzeża Areny 2. Dziewczyna przybrała formę ducha i spokojnie podryfował w kierunku granicy dystryktu. Zabezpieczenia przejścia były całkiem solidne, żołnierze krążyli co kilka chwil, tam i z powrotem, uzbrojeni i z psami na smyczach. Gdy Narcyza mijała jednego z wartowników, jego pies zareagował instynktownie na jej obecność i zaczął warczeć. Dziewczyna zatrzymała się w powietrzu i warknęła na głupiego kundla, by się uciszył, co przyniosło tylko odwrotny skutek. Pies zaczął ujadać jak opętany i duch czmychnęła na drugą stronę.
Przemieszczanie się po Arenie 1 w nocy było znacznie bardziej uciążliwe, niż po drugiej. Patrole były bardziej gęste, no i o żadnym autobusie-widmo nie było mowy. Biegnąc bocznymi uliczkami, nieraz przemieniając się w ducha i przenikając przez mieszkania niemal czułam na sobie wzrok miejskich służb porządkowych. Miałam jednak dość wprawy, by nie wpaść im w oczy i bezpiecznie dotrzeć do celu. Stanęłam przed drzwiami mieszkania, które ostatnio wynajmowała Miris. Przeniknęłam przez nie do niewielkiego hallu, z którego odchodziły tylko 3 drzwi – zapewne do łazienki, kuchni i sypialni. Wybrałam te z prawej i znalazłam się w niewielkim saloniku. Na kanapie ktoś spał. Podeszłam do białowłosej postaci. Spała twardo. Nie wyglądała na taką, która zadawałaby się z SJEW-em. Ale nikt nie wygląda. Narcyza zmaterializowała się nad dziewczynką i wyciągnęła strzykawkę z trucizną. Jednak nim zdążyła przyłożyć ją do ciała mała dłoń białowłosej zatrzymała ją w połowie ruchu.
Zabójczyni odskoczyła, upuszczając strzykawkę i próbując wyrwać rękę z uścisku. Jednak ten ani drgnął. Białowłosa, nie puszczając dłoni różowowłosej usiadła na kanapie i przetarła oczy ręką. A gdy spojrzała na Narcyzę, ta syknęła. Białka dziewczyny były przekrwione, a prawy policzek pulsował tysiącem żył, pokrywających jej twarz. Uśmiechnęła się.
- Oh Narcyza. Pewnie przyszłaś mnie pocieszyć. Niepotrzebnie, ktoś już to zrobił.
Zabójczyni z dużą siłą rozsadziła dłoń, ochlapując krwią dziewczynę. Ciemne macki, które pojawiły się w miejscu kończyny szybko pożarły resztki i zniknęły. Różowowłosa cofnęła się o kilka kroków, a Miris wstała. Nie miała na sobie ubrania, tak że dokładnie było widać fragmenty skóry, pokryte siatkami żył. Wszystko to pulsowało, a ośrodkiem tego… była dziura w piersi, ukazująca serce.
- Zostałaś oskarżona o współpracę z SJEW-em… z rozkazu Alphy Watahy Krwawej Nocy skazuję cię na wygnanie i… - Narcyza się zawahała.
- Narcyzo, jak chcesz, mogę ci go przedstawić. Ci panowie powiedzieli, że chętnie cię z nim zapoznają.
Ci panowie…? – Szary Kwiat obruciła się gwałtownie, by spojrzeć prosto w lufę karabinu. Rzuciła się w kierunku okna, po drodze zmieniając się w ducha. A przynajmniej próbując, bo przemiana nie nadeszła. Swoim ciałem rozbiła szybę i wyleciała na ulicę. Upadek byłby twardy, jednak kilka centymetrów nad ziemią jej ciało utraciła materialność i dziewczyna znalazła się w kanale.
Usiadła na dnie, dysząc ciężko od nadmiaru adrenaliny. Więc to nie była zwykła współpraca… zrobili z niej Code:W. Kiedy…? Od dawna jej nie widzieliśmy, jednak… trzeba było bardziej uważać. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy ktoś… „ktoś już to zrobił” i „Narcyzo, pewnie przyszłaś mnie pocieszyć” To musiało być wtedy. Po upadku Domu Słońca. Pamiętam, jak płakała. Mixi do niej podeszła, ale sama była w jeszcze gorszym stanie. A potem dziewczyna została sama. Nikt jej nie pocieszył. Więc zrobił to on. Władyslaw Leniniewski. Narcyza zacisnęła rękę w pięść. Kiedyś go dorwę. Kiedyś… a na razie rozprawię się z pozostałymi.
Bardzo ciekawie napisane. Liczę na więcej.
OdpowiedzUsuń