26 czerwca 2016

Od Argony cd. Tiffany

Zachowanie dziewczyny było jednoznaczne. Musiała już wiedzieć, co jest za oknem. Westchnęłam.
- Tak. Zaraz będziemy się zbierać – powiedziałam. – Dopiję herbatę.
Tiffany pokiwała głowa i cierpliwie zaczekała, aż dokończę swój napój. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej arafatkę i spokojnym ruchem zawiązałam ją sobie na szyi.
- Zabezpieczenie przed dymem papierosowym – rzuciłam w powietrze. Ruszyłam do drzwi wyjściowych z pokoiku, dalej na dół po schodach. Ubranie reszty rzeczy zajęło nam chwilę.
- Co teraz? Chyba nie zamierzasz wyjść przodem, koło SJEWu…? – spytała Tiffany z napięciem.
- Wyjdziemy przez piwnice. Do jednego z przystosowanych kanałów ZUPA’y. 
- A co z ładunkami  wybuchowymi? Masz je? 
- To plan B. Źle by było, gdyby ktoś odkrył, że je mamy. W razie potrzeby jeden telefon do Atisa i nam je dostarczy. – Poprawiając kapelusz spojrzałam z ukosa na reakcję towarzyszki. Przez jej twarz przebiegł wyraz niezadowolenia z tego pomysłu. – Ale miejmy nadzieję, że to nie będzie konieczne.
- Tak – potwierdziła.
Podeszłyśmy do niewielkich drzwiczek, mających najwyżej metr wysokości, wyglądających jak wejście do komórki pod schodami. Po otworzeniu nadal wyglądały jak wejście do komórki. Dopiero, gdy pomiędzy gratami, pochylone niemal w pół (mimo niewielkiego wzrostu obu z nas), dotarłyśmy do odrobiny przestrzeni i klapy w podłodze przestało to wyglądać tak normalnie. Przyłożyłam dłoń do klapy, a gdy pojawił się na niej słabo fluoryzujący ekran, kilkoma szybkimi pociągnięciami palca narysowałam na nim nietoperza. Urządzenie wygrało cichą, powitalną melodię i właz odskoczył.
- Zapraszam do podziemia – szepnęłam do Tiffany. Dziewczynka zsunęła się ostrożnie do kolistego otworu i zaczęła schodzić w głąb, po drabinie. Ruszyłam tuż za nią i już po chwili stałyśmy w wilgotnym, acz nie tak brudnym jakby się można było spodziewać, ścieku. 
- Prosto – wskazałam dziewczynie drogę w rozpraszanej przez dziwną, świecącą delikatnym, zielonkawym światłem, pleśń.
- Co to jest? – spytała czarnowłosa, patrząc na tą swoistą narośl.
- Kto wie – wzruszyłam ramionami. – Najważniejsze, że działa.
Głos niósł się echem po niekończących się tunelach . Obie zamilkłyśmy, czując ten sam dyskomfort, gdy wydaje ci się, że ktoś może cię usłyszeć. No cóż… mógł. Jednak prawdopodobieństwo było nikłe. Szczególnie o tej porze. Spojrzałam na towarzyszkę i uśmiechnęłam się. Wątpiłam, by zauważyła to, będą przede mną.
- Berek! – klepnęłam ją w plecy, na chwilę wytrącając z równowagi i skoczyłam na cztery łapy. Pognałam w ciemność, zwalniając lekko na zakręcie, by upewnić się, że Tiff cały czas za mną podąża. Brązowa wadera prawie na mnie wpadła, więc zrobiłam szybki unik po ściance ścieku i pognałam dalej. Szybciej.
Szalony bieg i orzeźwiająca wentylacja kanałów w futrze trwał przez pewien czas, a gdy poczułam zmęczenie, ktoś klepnął mnie w łapę.
- Berek. – Wysapał dziewczęcy głos. Zwolniłyśmy do lekkiego truchtu. – Gdzie teraz jesteśmy? 
- Gdzieś na granicy Areny 1 z Areną 4, blisko Olimpu. – odsapałam, próbując jednocześnie uspokoić oddech.
- Czyli przed nami jeszcze cała czwórka?  - Wadera patrzyła na mnie z niedowierzaniem. – Po co tak gnałaś?
- Wiesz… - Gdybym miała ręce pewnie podrapałabym się z zakłopotaniem za uchem. – Dawno nie byłam w tej formie. Bardzo dawno. Nie mogłam się powstrzymać.
Moja towarzyszka pokiwała tylko głową. Ponownie zamilkłyśmy. A droga pod naszymi łapami uciekała. Miło długiej przerwy od tej formy nie czułyśmy potrzeby robienia postojów. Póki ograniczałyśmy się do truchtu wszystko było w porządku. Gdy wreszcie dotarłyśmy do stosownego włazu wyjściowego oślepił nas blask poranka. Już jako ludzie spojrzałyśmy w ponure zgliszcza Areny 9. 
- Śmierdzimy – stwierdziła dziewczynka.
- Dlatego wpadniemy do Wampirniarni, umyjemy się i wtedy pójdziemy na rozmowy.
Baza nie była daleko. Szybko zmyłyśmy z siebie bród podróży, a gdy dotarłyśmy do umówionego wcześniej  z gangiem miejsca, ktoś już tam na nas czekał.
(Ryu? Tiffany? Mądra myśl na dziś? No head no tea XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz