29 maja 2018

Od Camille cd. Lorema

      -Nie no, kurwa, nie wierzę - wyszeptałam tracąc nad sobą całkowitą kontrolę. Czy naprawdę choć raz coś mogłoby pójść po mojej myśli?! Niee, napraawdęę, poo coo. Parsknęłam dziko - Cofnij się, gnoju - rzuciłam, korzystając z całej posiadanej przeze mnie siły perswazji.
- Hmmm - Lorem v2 udawał że się zastanawia. - nie. - uśmiechnął się złowieszczo. Jak widać miał z nas świetną zabawę. Czułam, że cały dom się trzęsie… jeżeli zostaniemy tam chwilę dłużej, to to miejsce może być miejscem naszego spoczynku. Nie byłam tą myślą szczególnie zachwycona, więc wolną od mojego Lorema ręką sięgnęłam po pistolet i wycelowałam w sobowtóra.
- Rusz się draniu albo cię zapierdolę - zagroziłam, mając już dość całej tej chorej sytuacji - Mnie tam wszystko jedno. Ale na pewno nie zamierzam tutaj umrzeć. - oszust cofnął się o krok. Widząc jego strach, uśmiechnęłam się złowieszczo. Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy, gdy odszedł o kolejny. Jednak robił to tak wolno, że nie byłam pewna, czy tylko z nami igra, czy naprawdę zamierza się wycofać. Po następnym kroczku byłam już “lekko zirytowana”, więc obniżyłam nieco lufę postoletu i po prostu strzeliłam stojącemu w drzwiach mężczyźnie w ramię. Z powodu bólu i zapewne zaskoczenia zatoczył się a następnie upadł. Wtedy szybko schowałam broń i złapałam Lorema, starając się jak najszybciej opuścić dom. W końcu nam się to udało. Wtedy zaprowadziłam go szybko w najbliższą uliczkę, chcąc się zająć jego  nogą. Posadziłam niebieskowłosego na ziemi, po czym podwinęłam mu nogawkę spodni. Noga nie spuchła mu za bardzo. Nie wiedziałam jednak, czy przyjmować to raczej za zły, czy za dobry omen. Po chwili usłyszeliśmy huk, świadczący niewątpliwie o zawaleniu mojego domu strachów. Odetchnęłam, a następnie ułożyłam dłonie na nodze przyjaciela, chcąc mu pomóc, jednak…
- Camille - usłyszałam cichy szept Lorema przy swoim uchu. Przepełniony był strachem. - Patrz.
Przerwałam wykonywaną czynność i spojrzałam na wlot uliczki. Widok, który ujrzałam, niemalże zmroził mi krew w żyłach.
- Witam, witam - usłyszeliśmy. Znajoma sylwetka wyglądała jeszcze bardziej złowieszczo niż wcześniej. A my nie mieliśmy dokąd uciec.
(Loruś? :3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz