29 maja 2018

Od Lorema cd. Camille

    CHLAST.
  Otwarta dłoń trafiła celnie w policzek nieprzytomnego. Lorem leżał na plecach na twardym spongu i kawałkach kopalnego gruzu, które boleśnie wrzynały mu się w plecy. Ktoś pochylał się nad nim, jednak w półmroku, który zasnuwał jego oczy, mężczyzna nie widział dokładnie kto.
  Jeśli zaraz się nie ruszę następnym razem uderzenie nie będzie tak delikatne, pomyślał, podnosząc się powoli z niewygodnej pozycji. Świat zawirował i ciemny chodnik kopalni okazał się być wcale nie tak ciemnym wnętrzem jakiegoś domu. Impsum skierował spojrzenie na napastnika i ku swojemu zdumieniu stwierdził, że jest raczej urodziwy, niż szpetny, jak zwykle bywało. I zdecydowanie był kobietą.
- Lorem... - dźwięk jego imienia przywrócił go do rzeczywistości. Mężczyzna zorientował się, że zna tą dziewczynę i że wcale nie jest w kopalni. Idąc tym tokiem myślowym doszedł do...
- Zawali się... - wyszeptał tak cicho, że Camille nie usłyszałaby go, gdyby w domu nie panowała tak dojmująca cisza. Kobieta skinęła głową.
- Możesz wstać? Nie, nie. Inaczej. Musisz wstać. Daj ręce, pomogę ci - Camille podciągnęła towarzysza do pozycji stojącej, jednak gdy ten postawił lewą nogę na podłożu zachwiał się, nie panując nad kończyną. Lorema ogarnęła panika. Nie czuł nogi. Nie czuł, że dotyka nią ziemi, że wogle tam jest. Jakby... jakby wogle nie istniała! Chwycił się mocniej dziewczyny, próbując się opanować.
- Nie... czuję... nogi... - wychrypiał.
  Czarnowłosa rzuciła szybkie spojrzenie na ścianę pomieszczenia.
- Najpierw wydostańmy się stąd - powiedziała zdecydowanie, zarzucając sobie ramię mężczyzny na barki. W obliczu paniki towarzysza całe jej przerażenie usunęło się w kąt, ustępując miejsca zdecydowaniu. Dwóch przerażonych ludzi w takim miejscu widać w opinii Camille nie było najlepszym pomysłem.
  Kobieta pociągnęła Lorema w kierunku drzwi, prowadzących na korytarz, z towarzyszące jej złowrogie skrzypienie sprawiało, że obojgu cierpła skóra. Jasnowłosy nie czuł się najlepiej, będąc wleczonym przez towarzyszkę, jednak nie było nic, co mógłby w tej sytuacji zrobić. Bez sprawnej nogi mógłby się tylko czołgać korytarzem, a wtedy zapewne budynek znacznie szybciej uległby zawaleniu. Zresztą o ile miał rzeczywiście do czynienia z prawdziwą Camille, ta nie zostawiłaby go w walącym się domu.
  Obawy nagle wrócił, jednak w tamtym momencie nie miało to znaczenia. Nic i tak nie mógł zrobić.
  Wyszli na korytarz.
- Jak na razie idzie dobrze - mruknęła dziewczyna, robiąc kolejną rzecz, której robić nie należy w takich miejscach jak to.
  Drzwi wejściowe zaskrzypiały i stanął w nich uśmiechnięty Lorem. Ręce miał wepchnięte głęboko do kieszeni, ubranie nonszalancko rozpięte, włosy fachowo zmierzwione. Jednak nie były to największe zmiany w jego wyglądzie. Jego oczy miały piękną, złotą barwę.
- Ups... - szepnął, kopiąc leżącą na podłodze cegłówkę...
(Camille? Zagłębiamy się dalej w to łibli łobli czy wracamy? :P)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz