29 sierpnia 2015

Od Bezimiennego cd. Tyks

  Wadera ponownie zemdlała. Podczas mojego życia nie spotkałem dotychczas tak kruchej i delikatnej wadery. Może ten aspekt dodawał jej życiu wartości? Potrząsnąłem łbem, karcąc się za te myśli. Podniosłem waderę i zarzuciłem sobie na grzbiet.
- Ogłuszyłeś ją, a teraz zawleczesz w jakieś ciemne miejsce. Nieładnie. - Głos dobiegał zza moich pleców i mimo zmienionego tonu poznałem od razu, kto tam stoi.
- Przebywając ze mną jest bezpieczniejsza, jak będąc z tobą - odparłem bez wahania, spoglądając przed siebie, na wielkie lustro. Było tak, jak mówiła wadera. Na całym ciele basiora pojawiły się czerwone runy, zbiegające się w kierunku oczu - równie czerwonych.
- Jak śmiesz tak mówić, parszywa marionetko? - Z jego słów spływał jad. Basior najeżył się, runy rozbłysły jaśniej. - To ja jestem tym, który ją uratował, który całe życie poświęcił ochronie jej.
- A może poświęciłeś za dużo? - spokojnym krokiem, przekroczyłem próg niedawno otwartych drzwi. - Żeby móc kogoś ochronić, trzeba najpierw móc ochronić samego siebie przed ciemnością.
  Arew zaczął warczeć. Skoczył, ale dla zrobił to za późno. Dużo za późno. Dał się zwieść rozmowie. Zatrzasnąłem mu wrota przed nosem. Zapadłą ciemność. Tu nie było pochodni. Wyczarowałem kulę magicznego światła i poprawiłem sobie Tyks na ramionach. Drzwi za mną uderzyła jakaś potężna siła. Wolałem nie być tutaj, gdy się przedostanie. Nie mam doświadczenia w walce z demonami, a co dopiero w wypędzaniu demonów z ciała. Ruszyłem tak szybko, jak tylko pozwalała mi przewieszona wadera. Byłem w labiryncie luster - najbardziej creepy miejscu, w którym może znaleźć się wilk ścigany przez demona. Jednocześnie dawało mi to możliwość ukrycia się wśród niezliczonych odbitych obrazów.
  Nagle brązowowłosa na moich ramionach poruszyła się niespokojnie. Delikatnie położyłem ją na podłodze. Powoli otworzyła jedno oko. 
- Gdzie jesteśmy? - spytała cicho.
- Za drzwiami - odparłem. - Uciekamy przed twoim demonicznym braciszkiem.
  W jej oczach błysnęła satysfakcja, ale nie trwało to długo, bo jej miejsce zajęło przygnębienie. Cóż, kto by chciał, by jego brat został opętany?
- Gdzie on...?
- Za drzwiami... a przynajmniej był tam, gdy ostatni raz go widziałem. Chyba jest wściekły. Nie mam pojęcia, dlaczego.
(Tyks?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz