22 sierpnia 2015

Od Tyks cd. Bezimienny

Obudziłam się w jakimś dziwnym labiryncie. Znając życie Nyks mnie tu wysłała... ale po co?
Ni stąd ni zowąd pojawił się obok mnie Bezimienny. Nie było w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że to był MÓJ sen...tym bardziej, że Nyks wzywała mnie nie jego. Z nerwów szybko, acz delikatnie chwyciłam go za kart. Bezimienny zaczął się szarpać.
- OSZALAŁAŚ?! - wrzeszczał.
W końcu go puściłam, a w oczach miałam łzy. 
- Tty.. tyy nnie możżesz tuu byććć! - wykrzyknęłam przez łzy.
Bezimienny wyglądał na zdziwionego.
- Ale o co ci...
- TY ZGINIESZ JEŻELI TU ZOSTANIESZ!
Bezimienny zaśmiał się, ale ja nie miałam powodu do śmiechu.
- To jest sen. Nic złego nie może się stać! - odezwał się.
- To nie do końca  jest sen... widzisz czasem śni ci się, że ktoś chce cię zabić prawda? 
- No...
- A ty zawsze przed śmiercią się budzisz co nie?
- Mhm.
- Ale tu jest inaczej to niby jest sen... ale jednak nie...wygląda jak rzeczywistość. Tu jak giniesz... nie budzisz się... tu jak giniesz... czujesz ból...
- Ale...
- Nie to nie tak czujesz ból i myślisz, że to koniec... a ty tak mocno wierzysz, że to dzieje się naprawdę to... naprawdę... giniesz... ja jestem na to odporna dzięki Nyks, ale ty...
- Ale gdzie my jesteśmy? 
-  W labiryncie... musimy odnaleźć Nyks... wezwała mnie bo ona... została uprowadzona... i to moja misja.
Basior wpatrywał się chwilę w moją łapę... była zdrowa. Bezimienny kiwnął głową i powiedział:
- Co by się nie stało idę z tobą.
W oddali coś zaszeleściło...

(Bezimienny?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz