19 sierpnia 2015

Ookami i Argona

(Uwaga! Produkt może zwierać śladowe ilości Airesu!)
A: "Nie powinno mnie tu być..." to była jedyna myśl, która chodziła mi po głowie, podczas wspinaczki. Gdybym się nie obudziła i nie poszła do lasu nie miałoby miejsca to kłopotlier spotkanie. A co jeśli jakiś członek watahy będzie coś ode mnie chciał? Nie zdołałam umknąć przed tą waderą, a co dopiero jeśli będzie ich więcej. Tantos wyraził się jasno, ale... skoro bogowie zniknęli... byłam w rozsterce. Co prawda bogowie mnie nie ukażą, jednak niektórzy członkowie watahy mogą nadal żywić do mnie urazę...
Wreszcie udało mi się wdrapać na półkę, na której czekała na mnie wadera. Usiadłam na twardym kamieniu i wpatrzyłam się w Ookaminoishi. Właśnie. Ona. Czego mogła ode mnie chcieć. Czy nie powinna mnie zabić, albo uwięzić i zawołać Mixi? Niee... Mixi taka nigdy nie była, nie powinnam mierzyć jej swoją miarą.  Nieznajomych zwykle się przepędza. Ale ja nie byłam nieznajoma...
- Więc? Co cię tak bardzo interesuje?
O: Zmrużyłam oczy. Cóż… interesowało mnie wiele rzeczy. Na przykład…
- Jak udało ci się przekonać innych członków watahy, aby poszli za tobą? Czy część bogów nie powinna być po twojej stronie? No i, ostatnie – czy każdy może przejść taką „reinkarnację” jak ty? – Przekrzywiłam łeb w zaciekawieniu i wygodniej się ułożyłam. Argona była bardzo ciekawym osobnikiem, a ja zamierzałam dowiedzieć się, jak dokonała tego wszystkiego i leży teraz sobie przede mną, jak gdyby nigdy nic.
A: Westchnęłam. 
- Tamten okres był bardzo... powiedzmy dziwny. - Zamilkłam na chwilę, zastanawiając się, co właściwie się stało. - Moja moc została połączona z mocą innego demona, Airesu, mojego pra przodka. Myślę, że dzięki temu zyskałam jakiś rodzaj hipnozy, albo bardziej manipulacji. Jak lalkarz pacynkami.
  Spojrzałam gdzieś w bok, usiłując sobie przypomnieć tamtą rozpacz, żądzę mordu, samotności i euforię połączenia z nim. 
- Co do bogów, niejako jestem, to znaczy byłam jako Alpha, związana z nimi czymś na kształt kontraktu. Oni mają, znaczy mieli, ochraniać watahę przed wrogami. W momencie konfliktu między mną a Bethą postanowili nie stawać po żadnej ze stron, gdyż dla nich niczym się nie różniły. Ot niewielka sprzeczka sióstr.
  Zapadło milczenie. Ookaminoishi najwyraźniej myślała nad moimi słowami.
- Pytałaś jeszcze o "reinkarnację" - Tu skrzywiłam się lekko. - Szczerze mówiąc nie maczałam w niej palców i nie wiem, dlaczego to właściwie się wydarzyło. Wiem tylko, że biała bogini poprosiła mnie, bym zaopiekowała się jej ukochanym. Myślę, że normalnie to nie byłoby możliwe. Wydaje mi się też, że maczał w tym palce mój demon, choć tego już się chyba nie dowiem, bo nie jest zbyt rozmowny.
Uśmiechnęłam się lekko kpiąco.
O: Po krótkiej chwili ciszy dałam odpowiedź.
- Sprytnie, sprytnie… choć, czy to była niewielka sprzeczka, można by kwestionować – ta rozmowa coraz bardziej mnie ciekawiła. – Więc, mam rozumieć, iż zebrałaś pół watahy, narzuciłaś na nich hipnozę, zniszczyłaś większość jej terenów i zabitych została duża ilość członków, a bogowie to wszystko olali. Zresztą, co się dziwić – bardzo do nich podobne – tutaj na chwilę przerwałam. „Może niekoniecznie do wszystkich” dokończyłam w myślach. – Wnioskując po twojej wypowiedzi, twój demon nadal żyje. Czy masz możliwość kontaktu z nim? – ogólnie rzecz biorąc, jest to rzecz stosunkowo prosta. Postanowiłam sprawdzić, jaką wiedzą i jakimi umiejętnościami dysponuje Argona. Od teorii poczynając, na praktyce kończąc.
A: - Nasze dusze są spojone ze sobą. Nie możemy rozmawiać tutaj. To tak, jakbyś próbowała wyciągnąć ze mnie osobowość Arii i z nią porozmawiać. Co prawda kiedyś rozmawialiśmy, jednek nie czyniliśmy tego w sposób zrozumiały dla innych. Spotykaliśmy się w pustce, między bytem a nicością, gdzieś wewnątrz mnie. Jak byłam mała to podróż tam przychodziła mi z łatwością, wtedy był dla mnie bardziej zmyślonym przyjacielem niż demonem. Dopiero mój mistrz pokazał mi jak go okiełznać, jednocześnie pieczętując drogę do tamtego miejsca. - Spojrzałam poważnie na waderę. - Jeśli chcesz z nim rozmawiać to obawiam się, że może to być trudne. Ostatni raz nawiązaliśmy kontakt zanim... zanim porzuciłam watahę.

Przyglądałam się uważnie waderze, czekając na jej reakcję. Nawet dla mnie moje słowa wydawały się dziwne. Wcześniej nigdy tak szczegółowo się nad tym nie zastanawiałam, dopiero ona wyciągnęła wiele rzeczy, których sama nie byłam wcześniej świadoma.
O: - Niekoniecznie… jedyną trudnością może okazać się uzyskanie zgody na to zarówno od ciebie, jak i twojego demona. Wystarczy wodospad, najlepiej magiczny. Albo jakiegoś wilka z odpowiednimi umiejętnościami – tu spojrzałam przeciągle na waderę. – Ale to jeszcze nie teraz – zakończyłam, po czym znów poprawiłam swoją pozycję. Przeanalizowałam całą naszą rozmowę. Była Alpha wyglądała na nieco przygnębioną wspomnieniami, jednak resztę emocji bardzo dobrze skrywała. – Cóż… myślę, że zdajesz sobie sprawę, że nie puszczę cię z powrotem do miejsca, z którego przybyłaś, dopóki ci nie pozwolę. Olimpijczycy chyba nie zamierzają wracać, więc równie dobrze możesz zostać tutaj – zmarszczyłam nos wyczuwając od niej nikły zapach ludzi. Tak, zdecydowanie tak będzie dla wszystkich lepiej. Spojrzałam na amulety, po czym zdjęłam je i rzuciłam gdzieś za mnie – prosto do mojej „skrytki”. Zamyśliłam się na chwilę. – Jednak, skoro umiałaś go kontrolować, dlaczego pozwoliłaś wydostać mu się na wolność? Jako Alpha powinnaś mieć w miarę nieźle ułożone życie – razem z rodziną przy boku.
A: Otworzyłam pysk, by to również logicznie wyjaśnić, ale zaraz go zamknęła. Ponownie otworzyłam i...
- Ponieważ mój pan sobie życzył, bym zlikwidowała wilki i zajęła watahę dla niego. - Na krótką chwilę w moim oku pojawił się błysk złota, jednak szybko ustąpił zwykłej czerwieni. Jakby zapomniawszy o wcześniejszych słowa zaczęłam tłumaczyć - Myślę, że to mogła być wina połączenia jaźni z Airesu poprzez kradzież oka. Przekonał mnie do swoich racji, a ja ugięłam się pod jego wolą i przyjęłam za własną. Byłam wtedy bardzo osłabiona psychicznie, moja rodzina... nie do końca była przy moim boku. Wtedy w watasze było wiele wilków, które znałam i kochałam, jednak z czasem wszystkie zniknęły. No powiedz, czy znasz Perseusza, Nikoyakę, Leona czy Maggie? Czy Moon i Matt, dalej beztrosko przemierzają tereny watahy? Sama powinnaś sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Zasępiłam się. Oni wszyscy... tak bardzo mi ich brakuje. W szczególności tej rozwydrzonej i wkurzającej wadery Nikoyaki. Ile bym dała, by znów zaczęła skakać mi po głowie, męczyć o bzdury i przeszkadzać w pracy...
O: Przekrzywiłam łeb. Wadera widocznie żałowała swoich występków z przeszłości… Czy raczej jej demona. Nieco ją rozumiałam, bo też czasem traciłam nad sobą kontrolę. Potrząsnęłam łbem odganiając od siebie te myśli. Nie pora na rozprawianie o mojej przeszłości. Wyjrzałam nieco za waderę. Księżyc nie wyglądał, żeby miał zajść przez jeszcze jakiś czas. Nawet lepiej. Swój wzrok przeniosłam z powrotem na waderę. Wtedy też przypomniała mi się pewna rzecz.
- Co to było za złote oko? Twoja unikalna moc, czy śladowe ilości demona?
A: - Złote oko? - zdziwiłam się. - Gdzie je zauważyłaś? To znaczy pamiętam, że moje oko u Airesu miało złotą barwę, a wśród niektórych manipulowanych pojawiały się złote przebłyski w tęczówce, jednak o tym przecież nie wspomniałam, więc skąd mogłaś to wiedzieć.
Nagle stałam się czujna, poderwałam się na cztery łapy i najeżyłam sierść. Tak. Ta wadera była niebezpieczna, a ja w moim obecnym stanie nie mogłabym walczyć. Powinnam uciekać, wołać o pomoc, bronić się do utraty sił. Złote oczy. Samo wspomnienie było przerażające.
Czyżby słaby punkt? Żeby się na mnie tylko nie rzuciła, ponieważ wyniku starcia nie potrafiłam przewidzieć, a chciałam jeszcze sobie trochę pobytować w tej watasze.
O: - Zluzuj, nie chcemy chyba ujawnić twojej obecności tutaj? Jeżeli chodzi o oko, to po prostu na chwilę „zamieniło się miejscami” z twoim standardowym. A teraz kładź się z powrotem – rzuciłam. Trzepnęłam ogonami o ziemię, po czym powoli się podniosłam. Zeszłam dwie półki niżej przy okazji zastępując Argonie ewentualną drogę ucieczki. Zaczęłam szukać czegoś między bujnie zwisającą roślinnością, nie mogąc znaleźć pewnego przedmiotu. Po chwili wygrzebałam stamtąd coś w rodzaju opaski na lewe oko i rzuciłam ją w stronę wadery. – Jak nie chcesz, żeby ktoś jeszcze zobaczył to oko, to lepiej ją załóż – wróciłam na swoje miejsce. – I lepiej naucz się to kontrolować jak najlepiej – tu wyciągnęłam w jej stronę jeden z ogonów. Sierść na nim wydłużyła się i poczerniała, po czym zaczęły z niego buchać małe kłębki czarnego „dymku”. Po chwili wrócił do swojego poprzedniego stanu. – Bo później może być już za późno – dokończyłam, po czym bezceremonialnie ległam się na ziemię wzbijając nieco pyłu.
A: Patrzyłam na waderę nieco oszołomiona. O czym ona mówiła. Jakie złote oko i po co mi opaska. Nie mogę jej wziąć, co by powiedzieli w laboratorium, gdybym przyszłą w czymś takim? 
- Nie rozumiem, o co ci chodzi, jednak nie zamierzam tego zakładać. - Zmarszczyłam groźnie brwi. Nagły zastrzyk adrenaliny pobudził mnie i zarazem przypomniał o jutrzejszej porannej zmianie w laboratorium. - Poza tym nie mogę tutaj zostać. Jeśli nazajutrz nie stawię się w pracy moi szefowie mogą zacząć coś podejrzewać. Co prawda jak na razie nie podejmowali żadnych gwałtownych kroków względem zaprzyjaźnionych wilków, jednak ich nastawienie może się zmienić.
O: - Powiedziałam, siadaj – odrzekłam jej nieco ostrzejszym tonem ponownie podnosząc się. – Nie obchodzą mnie ci twoi ludzie, tylko to, czy nauczysz się kontrolować swojego demona. Zresztą, wystarczy parę wilków, aby nic nie zostało z tej ich wioski. Dlatego natychmiast siadaj, zakładaj opaskę i wytłumaczę ci resztę – albo stanie się to, co parę lat temu – demon znowu tobą zawładnie – zirytowana podchodziłam coraz bliżej Argony.
A: Ponownie się spięłam. 
- Mówisz o demonie, choć niczego nie rozumiesz - powiedziałam cicho, acz nadal dość spokojnie. - Anthitei jest całkowicie mi uległy od dawna, Airesu nie żyje, a ja... nie mogę walczyć ani zabijać! Zadowolona?
O: - Nie! Co niby wtedy miało znaczyć to złote oko i gwałtowna reakcja na wzmiankę o nim? Nie sądzę, że zachowywałabyś się tak, gdyby wszystko było w porządku! Albo mi o wszystkim powiesz i mnie wysłuchasz, albo możesz ponownie przyczynić się do zgłady tego, co niby „tak bardzo kochasz”! – coraz bardziej zdenerwowana podniosłam głos. Żeby tutaj jakiś wilk nie przylazł, bo by pogonili mnie i Argo widłami i pochodniami. 
A: Spojrzałam ponuro na waderę.
- Złote oko miał Airesu, jednak nie on jest tu dealerem. Nie powinnaś wiedzieć o złotych oczach, a skoro tak jest mogło to znaczyć, że masz z nim jakieś związki. I nadal nie rozumiem o jakim złotym oku ty właściwie mówisz.
O: - O tym, które miałaś niedawno dosłownie przez sekundę! – starałam opanować się buzujące we mnie emocje, jednak one nie chciały opaść. – I nawet jeżeli mam z tym coś wspólnego, to na razie o tym nie wiem! Więc jeżeli chcesz się dowiedzieć, to zostaniesz tutaj – kontynuowałam już nieco spokojniej. Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. – No chyba, że chciałabyś zobaczyć się z moją drugą stroną. Zapewne będzie bardziej skora do rozmowy niż Airesu – skrzywiłam się nieco w myślach. W swojej obecności zachowujemy się nieco... nieobliczalnie. Niby jesteśmy jedną osobą, jednak nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co zrobi druga z nas. Jednak powinno być to opłacalne dla każdej ze stron. Spojrzałam na Argonę doszukując się odpowiedzi.
A: - Drugą stroną? - Uniosłam pytająco brew. - Rozumiem, że z tą wilczą, bo demoniczną już widziałam - zakpiłam, wstając i przeciągając się. - Nie jestem zainteresowana. Od jakiegoś czasu czuję podświadome wezwanie wysyłane przez ciepłe łóżko w ciepłym mieszkanku. A co do złotego oka... tobie też przydałby się sen, bo zaczynasz mieć zwidy. 
Wadera może i była potężniejsza ode mnie, jednak dała mi dość czasu, by przemyśleć potencjalne drogi ucieczki. Poczułam się pewniej, świadoma mojej przewagi w nocy, gdy   na zewnątrz grasują stworzenia mroku.

O: - To co ci pokazałam, to była ta sama strona z którą chciałam cię „poznać” – zmrużyłam wściekle oczy. Czy ona mnie lekceważyła? Zrobiła się zbyt pewna siebie. Jeżeli myślała, że ucieknie mi pod osłoną nocy, to była w wielkim błędzie. Będę ją widzieć nawet lepiej niż za dnia, z wyczuciem zapachu też nie powinnam mieć problemu… - Jestem jak najbardziej poważna. Złożę ci tę propozycję jeszcze raz – porozmawiaj z moją drugą stroną na ten temat. I zapamiętaj, młoda, mnie nie uciekniesz – no co? Nie wygląda na to, żeby ona sama żyła tutaj więcej niż 100 lat, więc mam pełne prawo tak do niej mówić. Szczególnie, że wcale nie jest ode mnie wyżej rangą. – Tak między nami, nie potrzebuję zbyt wiele snu – może i od jego braku mam ogromne wory pod oczami i jestem nieco wychudzona, ale traktuję to po prostu raczej jako ewentualną rozrywkę.
A: Patrzyłam na waderę lekko kpiąco.
- Co ci tak zależy, babciu, na tym, żeby porozmawiała z twóją drugą połówką? Trzeba zacząć od tego, że twoje intęcje są dla mnie dość... niejasne. Chcesz mi pomóc? Zgnębić? W obu wypadkach mogłabyś zabrać się do tego inaczej. - Z mojego pyska ustąpił kpiący wyraz, zmieniając się w poważną minę. - Rozumiem, że jako relikt przeszłości i ktoś, kto tak bardzo namieszał w dziejach watahy mogę być ciekawym obiektem, jednak zważ na to, że już samo "ukrywanie" mnie w twojej jaskini jest niejako zdradą. Gyby Mixi się o tym dowiedziała pewnie skończyłoby się na kilku nieprzyjaznych słowach i spojrzeniach, jednak jeśli Narcyza dowie się o mojej obecności tutaj przyjmie za punkt honoru wypełnić sprawiedliwość i ukrócić moje "spiski". Możesz się znaleźć w niebezpieczeństwie, babciu.
O: Prychnęłam głośno wstrząsając łbem.
- Chcę pomóc tobie, jak i sobie jednocześnie. Nikt na ogół nie zapuszcza się w te rejony watahy, więc prawdopodobieństwo, że ktoś cię zobaczy jest niemalże zerowe. A nawet jeśli, to nie za bardzo mnie to obchodzi. Co najwyżej zginie, jeśli będzie chciał walczyć. Młoda, za coś zostałaś Alphą, więc liczę na to, że posłuchasz się mojej rady, bo będziesz miała moje wsparcie – może i wpakowałam się w niezłe bagno, ale co zrobić. Taka już natura.
A: Zamyśliłam się na chwię. Chciała pomóc? Miałam wahania nastroju. Powinnam się nieco uspokoić, być może wadera faktycznie wie jak i może mi pomóc, choć dotąd nie widziałam żadnego problemu. Pomijając wszystko inne nigdy nie odważyłabym się zadrzeć z potężnym wilkiem wiedząc, że może być moim sojusznikiem. Sojusznikiem lub pionkiem. 
  Potrząsnęłam głową i sposępniałam. To, co się wydarzyło powinno było mnie nauczyć, że żywe istoty to nie figury na szachownicy.
- Zgoda - powiedziałam tylko, patrząc Ookaminoishi prosto w oczy.
O: - Dobrze… – ponownie spojrzałam na księżyc, coraz bardziej chylący się ku zachodowi. – Chcesz to zrobić teraz – natychmiast, czy może poczekać do następnej nocy? Oczywiście, w tej chwili ryzyko jest nieco większe, ponieważ niedługo niektóre wilki zaczną się budzić. Wybór pozostawiam tobie. – Mnie tam było wszystko było jedno. Spojrzałam na ziemię pod sobą. „Kłaść się czy nie kłaść?” zadałam sobie pytanie. Jak będzie chciała iść teraz, to trzeba będzie się podnieść. Natomiast jeżeli poczeka do jutra, to będę już ułożona, aby spędzić dzień na patrzeniu się na drzewa. Wreszcie zdecydowałam się położyć – to znaczy bezceremonialnie legnąć się na ziemię.
A: - Wolałabym załatwić to jak najszybciej. W przeciwieństwie do ciebie mam pracę. - Spojrzałam z dezaprobatą na leżącą waderę. - Chyba że dasz mi dowód swojej dobrej woli i pozwolisz pójść, byśmy spotkały się nazajutrz w nocy gdzie zechcesz. - Nie miałam pewności, kiedy wadera zamierza pozwolić mi odejść, spróbowałam więc wynegocjować powrót. I sprawdzić intencje.
O: - Powiem wprost – nie mam pewności, czy jeżeli cię puszczę, stawisz się na miejscu. Tak samo nie jestem w stanie stwierdzić, ile czasu zajmie nam ta rozmowa. Ewentualnie możemy iść tam teraz, i jeżeli moja druga połowa się zgodzi, kontynuowałybyśmy jutro – zamyśliłam się chwilę. Po chwili podniosłam się ociężale przeklinając te krótkie noce. – Chodź za mną – zeskakując co parę półek ruszyłam w stronę Wodospadu Łez. Dlaczego nie użyłam skrzydeł? Bo nie chciało mi się latać. Przystanęłam na chwilę, żeby Argona mogła mnie dogonić.
A: - Dokąd idziemy? - spytałam czarną waderę. - Czy rozmowa z twoją drugą połową wymaga odpowiednich warunków?

Poczułam lekkie zaciekawienie osobowością wadery. W końcu nie każdy łaziłby po lesie w poszukiwaniu Zdrajcy. Będę musiała wrócić do wprawy w przyglądaniu się istotom wokół mnie.
O: - Nad Wodospad Łez. Jak już mówiłam wcześniej, do takiej rozmowy potrzeba jakiegoś wodospadu lub wilka z odpowiednimi umiejętnościami. Wodospady są odzwierciedleniem duszy – dodałam po chwili. – Ewentualnie można się skontaktować ze swoją drugą połową lub demonem podczas snu, wtedy jednak nie mogą tam znaleźć się osoby trzecie – w tym przypadku ty.
A: Skinęłam głową. Dalszą drogę pokonałyśmy bez słowa. Na szczęście nie spotkałyśmy żadnego z członków watahy. Widać nikomu nie chciał się wyściubiać nosa z nory o tej porze.
  Wkrótce dotarłyśmy do celu. Wodospad Łez szumił jednostajnie, spokojnie, tak jak zawsze, swojsko. Bezwiednie uśmiechnęłam się na widok tego tak dobrze znanego, a zarazem tak nowego i niezwykłego. 
  Podszyłyśmy do tafli wody. Gdy w nią spojrzałam ujrzałam tam przez ułamek sekundy uśmiechniętą, białą waderę o lśniących oczach, jak gdy mrugnęłam było tam tylko moje odbicie
O: Odetchnęłam głęboko, po czym również spojrzałam w taflę wody. Na początku ukazała mi się ta sama postać, co za pierwszym razem. Dopiero teraz ujrzałam, że nie była to Argona, tylko ja – kiedy wpadłam w szał. Zmrużyłam oczy, po czym spróbowałam spojrzeć jeszcze dalej, w głąb. Postać zafalowała, po czym na jej miejscu ukazała się moja druga strona. Jej prawa połowa wyglądała niemalże jak ja, druga natomiast przypominała bardziej szkielet obrośnięty szarym, zabrudzonym futrem. Skrzydła miała rozłożone, i mimo że były postrzępione, to świetnie sprawdzały się podczas latania. Anatomia ogółem zgadzała się z moją. Wysunęłam jeden z ogonów w stronę Argony.
- Złap go jakoś i zamknij oczy. Otwórz je dopiero wtedy, kiedy ci pozwolę – skoncentrowałam się na odbiciu w wodzie, po czym przymknęłam powieki. Jak tylko Argona zrobi to samo, powinnyśmy znaleźć się w „moim wnętrzu”.
A: Zrobiłam to, co nakazała wadera i po chwili poczułam uderzenie zimna oraz ciemność, zamykającą się wokół mnie. Sama nie wiem jak długo trwałam w tym stanie, w pustce, w której jedynym realnym tworem był koniuszek ogona Ookaminoishi w moim pysku. Wreszcie wadera kazała mi otworzyć oczy.
O: Rozejrzałam się po okolicy. O dziwo – otaczał nas spokojny, martwy las. Co jakiś czas przeleciał nad nami jakiś kruk skrzecząc przeraźliwie. Przynajmniej moja druga strona ma najwidoczniej dobry humor. Ostatnio skończyło się na wszędobylskich erupcjach wulkanów przy akompaniamencie trzęsień ziemi i olbrzymich tsunami. Wzdrygnęłam się lekko na samo wspomnienie. Wreszcie dopatrzyłam się małej ścieżynki.
- Chodź za mną i nie waż się za bardzo oddalać. Tutaj jest spokojnie i lepiej tego nie zmieniać – rzuciłam tylko i ruszyłam. A nóż widelec spadłby na Argonę jakiś lisz, martwiaczy smok albo co, a nie miałam ochoty składać do kupy jej psychiki. Moja druga strona lubiała przebywać w jaskiniach, więc po wyjściu przydałoby się poszukać jakichś gór.
A: Rozglądałam się ciekawie po miejscu, które zapewne było "wnętrzem" Ookami. Las, góry, jakiś potok, przecinający stały grunt. Gdybym była lepsza z psychologii na podstawie tego miejsca mogłabym wywnioskować bardzo wiele o charakterze i pragnieniach mojej przewodniczki. W tym wszystkim ukrywała się gdzieś jej druga połowa. A my miałyśmy ją znaleźć.
Nagle zorientowałam się, że coś mi tu nie pasuje. Cisza. Tu jest tak cicho. Żadnego szumu drzew, śpiewu ptaków, odgłosów zwierząt. Poczułam się, jakbym nagle znalazła się w jednym z korytarzy Exitu.
Ookaminoishi poprowadziła nas ścieżką w kierunku gór, a gdy już dotarłyśmy pod skaliste, strome zbocza, zaczęła się za czymś rozglądać. Czyżby spodziewała się, że jej duplikat zeskoczy na nią ze skalnej półki?
O: Rozglądałam się uważnie za jakimś wejściem do jaskiń… jest! Ruszyłam niespiesznie w tamtą stronę. Po wejściu do całego systemu grot w tej górze zapanowała niemalże całkowita ciemność. Rozświetlały ją tylko świecące się na błękitno kryształy „wyrastające” ze skały. Zaczęłam wyczuwać coraz mocniej nieco pogodniejszą od mojej aurę. Rzeczywiście jest w dobrym humorze. Kilka korytarzy, skrętów i mniejszych grot dalej znalazłyśmy się w ogromnej jaskini. Na samym jej końcu zamajaczył wielki cień. Podążyłam jego stronę. Dopiero bliżej można było zobaczyć, kim jest owy cień. A jakżeby inaczej – była to moja druga strona. Wyglądała identycznie jak postać w moim odbiciu, tylko że ta tutaj była rozmiarów XXX…XXL – jednym słowem mówiąc, byłam wielkości jej pazura. Nie lubiłam kiedy przyjmowała tę formę. Niby w tym „wymiarze” również mogłam przyjąć takie rozmiary, jednak nie chciałam przypadkiem usiąść na Argonie.
A: Postać, która na nas czekała była olbrzymia i chyba nie zauważyła nas z razu. Czej rozmiar w tym wymiarze oznaczał wielkość jej "ego"? W każdym bądź razie była tam, widziałam ją.
- Więc? - zwróciłam się ku mojej przewodniczce. - Co teraz? Krzykniesz do niej, żeby się do nas obróciła?
O: Westchnęłam cicho. Chyba jednak powiększę się do większych rozmiarów. Nie chciałam od początku na nią krzyczeć. Przymknęłam na chwilę oczy, by poczuć, jak moje ciało rozrasta się. Dobra, przyznaję się przed samą sobą – nieco tęskniłam za tą formą.
- Oi, Ishi – mruknęłam do leżącej tyłem do mnie wadery. – Mamy do ciebie parę pytań – wtedy też przypomniałam sobie o Argonie. – A ty wskakuj mi na łeb – pochyliłam go w jej stronę, aby mogła łatwiej wskoczyć. W tym czasie moja druga strona powoli obróciła się w naszą stronę.
- Czyli jednak postanowiłaś mnie odwiedzić, co Kamino? – odpowiedziała kąśliwie. Tak, mówiłyśmy do siebie skrótami naszego imienia, żeby potencjalne rozmowy wyglądały w miarę normalnie. Ishi podniosła się i usiadła przodem do mnie. Spojrzała wtedy na Argonę. – Kogo tu przyprowadziłaś? Czyżbyś aż tak upadła, że obcujesz ze zwykłymi wilkami? – Wyraźnie chciała mnie sprowokować. Aż za wyraźnie.
- Ta tutaj wadera – skierowałam spojrzenie na byłą Alphę nieco zezując i ignorując poprzednią wypowiedź mojej drugiej strony. – Ma do ciebie parę pytań odnośnie jej demona. Znasz się na tym lepiej ode mnie, więc liczę na ciebie.
- Och, wreszcie dostrzegłaś to, jaka użyteczna jestem. Niech pyta, zobaczymy, czy jej odpowiem.
A: Chwila konsternacji. Czego ta Ookami oczekiwała ode mnie. Nie miałam żadnych pytań, dotyczących Anthitei'a. Był dla mnie bytem nader jasnym i zrozumiały. Obróciłam zakłopotany łeb w kierunku "Kami".
- O co właściwie powinnam zapytać?

  Miałam chyba dużo szczęścia, że w tym momencie wadera nie walnęła facepalma, bo mogłoby się to dla mnie źle skończyć. Nie wiem czy w tym świecie da się zginąć, ale też nie chciałam się o tym przekonywać na własnej skórze.
O: No ja się chyba załamię. Ignorując wewnętrzną chęć wbicia tego i owego Argonie do głowy, postanowiłam sama zacząć tę konwersację.
- Obecna tutaj wadera ma pewien problem. Mianowicie – mimo domniemanego okiełznania demona zapieczętowanego wewnątrz niej, ten nie wydaje się być uśpiony, ponieważ przez chwilę zamiast oka Argony pojawiło się jedno ze ślepi, które posiadała gdy objął nad nią kontrolę. W tym miejscu cię proszę, – z niechęcią powiedziałam słowo „proszę” – abyś zerknęła na to i pomogła jej go z powrotem opanować, czy też ewentualnie nauczyć świadomego kontrolowania jego mocy.

- Hmm… mogłabym, oczywiście… ale to będzie kosztować. I to całkiem sporo – znacząco spojrzała na mnie, po czym swój wzrok ponownie skupiła na małej waderze. Z niechęcią spojrzałam na cztery z moich ogonów, które zamieniły się w czarny dym, który „pofrunął” prosto ku Ishi. Nienawidziłam tego robić, jednak, niestety, sytuacja tego wymagała. Gdy otworzyła pysk a dym zniknął w jego otchłani, oblizała się ze smakiem. – Wiesz co lubię… w takim razie, myślę, że mogę pomóc. Potrzebuję tylko informacji, w jaki sposób ma być kontrolowany. Chcesz, żeby użyczał ci ogromnej siły na zawołanie? Czy może aby towarzyszył ci podczas podróży? Wybieraj, wybieraj, opcji jest dużo, a Anithei jest bardzo ciekawym demonem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz