- Pierwsza zasada przetrwania: pamiętaj, że jeśli coś może pójść źle, to pójdzie źle – mruknęłam ni to do siebie, ni to do Rori’ego, po czym dodałam głośniej – Czyli już się zawaliło, jeszcze tylko zaraz się zgubimy i z nikąd pojawi się ruda. I wszyscy wpadniemy w zasadzkę.
Wyliczałam na palcach.
- Nawet tak nie mów. – Chłopak się skrzywił. – Powinienem był bardziej nalegać.
- I myślisz, że pozostawienie mnie na zewnątrz, podczas gdy ty jesteś w środku byłoby lepszym rozwiązaniem? – Chłopak pokręcił głową z namysłem. Widziałam, że za wszelką cenę chce wywiązywać się ze swojego obowiązku jako ochroniarza, zapewne nie tylko dlatego, że jest ochroniarzem, jednocześnie nie bardzo mi się podobało, że próbuje mnie izolować od… od tego, co nie jest siedzeniem za biurkiem w bezpiecznej Willi i przeglądaniem raportów. Czyli od tego, co naprawdę wartościowe i przyjemne: działań w terenie.
– Teraz i tak nie mamy innego wyjścia jak iść na przód – zauważył Rori, ruszając w głąb tunelu. Poszłam w jego ślady. Chłopak na poczekaniu wymyślił dla nas latarki o mocnym, białym świetle, które całkiem skutecznie rozpraszały ciemność przed nami i pomagały w niewpadaniu na ściany.
Korytarz był prosty, elegancko wydrążony i wzmocniony stalowymi konstrukcjami. Jednak wrażenie solidności psuła wszechobecna rdza oraz niewielkie kupki gruzu przy ścianach.
Nasze kroki odbijały się echem w ciszy, zalegającej tu chyba od wieków. Od wieków? Dziwne wrażenie, czy to nie jest tunel wybudowany przez ludzi? Przecież pojawili się stosunkowo niedawno… a może pochodzi sprzed mojego przybycia do watahy? Pozostałość po moich przodkach? Po Olimpijczykach?
- Myślisz, że powinniśmy zabić rudą? – spytałam, nie spoglądając na towarzysza. – To znaczy, że ty powinieneś…?
Mężczyzna nie odpowiedział, jednak gdy na niego spojrzałam, wyglądał na zamyślonego. Ruda była naszym wrogiem. A przynamniej moim. Jednak pomogła nam, wtedy. Poza tym zdawała się nie mieć złych intencji. No i wydawało mi się, że ma jakieś powiązania z ZUPĄ. Czemu ZUPA miałaby twierdzić, że jestem spalona? Czy nie powinniśmy raczej współpracować…?
- Cofnij się! – Niespodziewanie rozkazał mężczyzna , chwytając mnie za ramiona i pociągając do tyłu. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, pytająco. – Spójrz pod nogi.
Gdy wykonałam jego polecenie zauważyłam cienką, stalową linkę, przeciągniętą przy dnie tunelu. Mało brakowało, a potknęłabym się o nią.
- Myślisz, że coś takiego spowodowało tamten zawał? – spytałam Rori’ego, a on wzruszył ramionami.
- W każdym razie lepiej to przekroczyć – stwierdził, robiąc duży krok nad potencjalną pułapką. Zrobiłam to samo i pomaszerowaliśmy dalej. Po kilku kolejnych minutach dotarliśmy do rozwidlenia tunelu. Prawa odnoga szła nieco po skosie w stosunku do naszej aktualnej trasy, a jej koniec niknął w mroku. Lewa zaś dość zdecydowanie opadała i już po kilku metrach skręcała ostro sprawiając, że nie dało się stwierdzić, jak długi jest tunel.
- Rozdzielamy się? – spytałam, świecąc latarką w prawą odnogę.
- Lepiej nie – stwierdził blondyn. – Wiesz co robią postacie w horrorach, w najbardziej upiornych sytuacjach?
- No tak – przyznałam, dla odmiany przechadzając się do drugiej odnogi. – Więc gdzie?
- Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek, na kogo wypadnie… - wyrecytował chłopak, machając palcem wskazującym w powietrzu – na tego bęc!
Wskazał korytarz po prawej. Spojrzałam nieufnie w mrok.
- Jesteś pewny skuteczności tej metody? – spytałam. – Ta ciemność wygląda niepokojąco.
- Mówisz, że bardziej od gwałtownego spadku i zawijasu? – spytał mój towarzysz, a ja przytaknęłam. – W takim razie w lewo. Zawsze możemy się przecież wrócić.
Chciałam iść przodem, jednak mężczyzna uparł się, że w tej jednej sytuacji zasada „panie przodem” nie jest czymś, czym powinniśmy się kierować. Dość długo maszerowaliśmy lekko w dół, coraz głębiej w koplanie. Tunel wielokrotnie skręcał i rozwidlał się. Na każdym skrzyżowaniu zostawialiśmy za sobą strzałki, wyrysowane fluorescencyjnym markerem, wymyślonym na prędce przez Rori’ego.
(Rori? Błądzimy~ xD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz