10 kwietnia 2016

Od Ookaminoishi i Hikaru - Noc Hypnosa

Hikaru
Ookaminoishi

SJEW zbliżał się coraz bardziej. Nie mieliśmy z nimi szans, ale zawsze warto próbować. Mogło być zabawnie, szczególnie ucieczka jak już nas pojmą.
Hn. Nawet nie zdążyłam się porządnie upić, bo kontaktowałam niemalże jak na trzeźwo...

- Goń się z tą "uroczą"... Jak już skopiemy im zadki, to przyjdzie kolej na ciebie... - rzuciłam w powietrze i pochyliłam się nieco do przodu. Mrużąc oczy czekałam na ich pierwszy ruch. Kroki członków SJEWu odbijały się echem od ścian budynków... Nadal im się nie spieszyło - żadnego szacunku dla starszych nie mają, czy co? Plecy mi zaraz zesztywnieją, jak będą się dalej tak wlekli. Przestąpiłam z nogi na nogę i spojrzałam kątem oka na Hikaru.

SJEW chciał chyba zrobić dramatyczne wejście w zwolnionym tempie, niczym na amerykańskich filmach, jednak wyglądało to nieco komicznie. Trzech facetów i dwie kobiety w czarnych strojach i z ogromnymi karabinami w dłoniach idący powoli ciemnym zaułkiem - to po prostu musiało wyglądać śmiesznie. Po dłuższej chwili stali już naprzeciw nas z wymierzoną w nas bronią.
Karabiny przeciwko mieczowi... Naprawdę? Przecież to nie ma przyszłości... Plus, oni chyba mieli nas łapać, a nie zabijać. Chociaż, jaka to różnica? Bez wolności nie ma miłości, bez miłości nie ma życia, a bez życia nie ma bycia... Czy jakoś tak. Albo i nie. Przynajmniej się rymuje. Członkowie SJEWu mierzyli nas uważnym wzrokiem. Czy my naprawdę wyglądamy na tak niebezpiecznych? Zwykły chłopak żujący gumę, którą pewnie podczas walki się zakrztusi - cóż, niewielka strata - i zwykła kobieta, bo rogi i skrzydła się nie liczą, która przed chwilą wypiła pół litra spirytusu. "Drżyj świecie, bo oto mordercze duo zamierza przejąć nad tobą kontrolę!" Usłyszałam, jak moja druga strona cicho chichocze. No bardzo śmieszne, naprawdę... Jej poczucie humoru leży i kwiczy. Dosłownie. Ona zresztą też. Dosłownie. Jedna ze SJEWowych kobiet chyba się zniecierpliwiła, bo drgnęła i chwilę później słychać było huk strzału i cichy syk Hikaru. Jak już wspominałam - niewielka strata. Chyba. Ishi chyba właśnie zaczynała dusić się ze śmiechu. Czy to naprawdę takie dziwne, iż prowadzę dialog-monolog wewnętrzny?
Dostałem w ramię, nieco poniżej obojczyka. Najpierw poczułem dziwne odrętwienie, a dopiero potem niewyobrażalny ból. Starałem się powstrzymać jęk, jednak udało mi się go zredukować tylko do cichego syknięcia. Przez głowę przeleciała wiązanka niecenzuralnych słów. Zacisnąłem wargi i już miałem coś zrobić, kiedy zobaczyłem mroczki przed oczami. Wszystko zaczęło się ściemniać. Po chwili straciłem świadomość.
Mimo iż najpierw myślałam, że to tylko powierzchowne zranienie, to kiedy zobaczyłam jak Hikaru zaczyna słaniać się na nogach, mimowolnie rzuciłam się w jego stronę. Złapałam go, kiedy miał już grzmotnąć głową o beton. Nie za bardzo wiedząc co robić, trzasnęłam go otwartą dłonią w twarz. Nim zdążyłam zobaczyć tego efekty, usłyszałam huk wystrzału i ból w prawej łydce. Zraniona noga ugięła się pode mną, nie wytrzymując ciężaru dwóch osób. Chciałam wstać, jednak wtedy pociemniało mi przed oczami i film mi się urwał - jakbym wypiła nie 0,5 litra spirytusu, a 50. Ostatnie co usłyszałam to cichy chichot, gdzieś na drugim krańcu głowy.

Otworzyłam gwałtownie oczy. Widok wydawał mi się znajomy, a jednak coś mi w nim nie pasowało. Mrugnęłam parę razy i ponownie rozejrzałam się dookoła. Ach, tak, moja podświadomość. Jednak widok, który zobaczyłam chwilę potem, dosłownie mnie zmroził. I nie chodzi o Hikaru, który siedząc trzymał się za ramię i mamrotał coś pod nosem, a o to, co było za nim. Kępka trawy. Zielonej trawy. ŻYWEJ trawy. W środku martwego lasu. W środku mojej podświadomości. Przecież... To nie było możliwe. Spuściłam wzrok na ziemię i klęczałam nie będąc w stanie się poruszyć. Przecież... To nie było możliwe.

Znalazłem się w jakimś dziwnym miejscu. Było ciemno i zimno. Nie tak wyobrażałem sobie miejsce, do którego się trafia po śmierci. Na Hades mi to nie wygląda, no, ale przecież bogowie uciekli, więc może tak wygląda opuszczony Hades... Wtedy poczułem ból w ramieniu. Och, czyli jednak nie śmierć. Po śmierci chyba nie ma się ran, chociaż kto by tam ich wszystkich wiedział. W tym momencie kawałek dalej pojawiła się Ookami. Czyli to na pewno nie śmierć. Dziewczyna wbijała wzrok w coś za mną i wyglądała na przerażoną. Odwróciłem się spodziewając się samych najgorszych rzeczy, ale nie dostrzegłem niczego specjalnego.

- Nie chciałbym ci przerywać, ale znasz się na tym lepiej ode mnie... Gdzie jesteśmy?

Nadal byłam nieco roztrzęsiona, więc dopiero po chwili dotarło do mnie o czym mówił Hikaru.

- W mojej podświadomości - odpowiedziałam cichym głosem. Przecież... A, gonić to, nic już tutaj nie ma sensu. - Lepiej szybko stąd chodźmy...
Kiedy chciałam podnieść się z ziemi, noga przypomniała mi niestety o zranieniu. Bieda będzie, oj, bieda. Jak mnie Ishi tak zobaczy, to nie będzie z nas co zbierać. Potrząsnęłam głową i zaciskając zęby stanęłam prosto. Próbując wyrzucić z pamięci trawę, spojrzałam na wschodnią część lasu. Jako iż nie zauważyłam tam niczego, co żyje pierwszym życiem, postanowiłam, iż to tam będzie najlepiej się skierować. Odwróciłam głowę w stronę Hikaru.
- Idziesz? No chyba, że chcesz, żeby zaraz spadł na ciebie jakiś zmutowany, martwy wieloryb. Albo coś w tym stylu.

- Masz w swojej podświadomości zmutowane, martwe wieloryby? - zapytałem, ale albo nie usłyszała, albo po prostu zignorowała to. Ruszyłem, jednak za nią w głąb ciemnego lasu. Widziałem, że Ookami ma trudności z chodzeniem przez ranę, ale wiedziałem też, że jeśli tylko spróbowałbym jej zaproponować pomoc to co najmniej dostałbym w twarz. Nie odzywałem się więc, tylko nasłuchiwałem jakichkolwiek oznak zmutowanych wielorybów w okolicy.
Ignorując jego pytanie, ruszyłam na wschód. Hikaru wyglądał jakby chciał coś powiedzieć i rozglądał się dookoła. Czyli jego mam na razie z głowy, przynajmniej dopóki się nie odezwie. Szliśmy wolno ze względu na mnie, przez co czułam się jeszcze gorzej niż zwykle. Wzięłam głęboki wdech i wyrzuciłam wszystkie myśli z głowy. Skoncentrowałam się na otoczeniu, starając się znaleźć jakieś względnie bezpieczne i spokojne miejsce. Jeszcze przez chwilę kierowaliśmy się prosto, po czym skręciłam nieco w lewo. Jeśli dobrze pamiętam, była tam mała dolina. Idealna, żeby chwilę odpocząć i dokładniej zorientować się w sytuacji.
Po jakimś czasie skręciliśmy nieznacznie w lewo i już po chwili znaleźliśmy się w niewielkiej dolince. Podświadomość Ookami była straszna, jak zresztą sama jej właścicielka. Ja nigdy nie próbowałem sobie wyobrazić swojej, ale pewnie byłaby to niekończąca się polanka ze strumyczkiem. Zdecydowanie wolałbym tam trafić niż do tego lasu. W tym momencie zatrzymaliśmy się, a ja spojrzałem na Ookami pytająco.
- Zatrzymamy się tutaj na chwilę, odpoczniemy i postanowimy, co dalej zrobić - mruknęłam w odpowiedzi na jego pytający wzrok. Przeczesałam dolinkę wzrokiem, szukając potencjalnych niebezpieczeństw. Nic nie znajdując, ruszyłam do jej centrum, gdzie leżał ogromny głaz. Pył z nagiej ziemi podlatywał wysoko, wzburzony naszymi krokami, drażniąc nam oczy i drogi oddechowe. Podchodząc do kamienia ponownie się zatrzymałam, tym razem bez zastanowienia zgniatając butem rosnącą tam przylaszczkę.
- To, że straciliśmy przytomność, to wina tych naboi, tylko dlaczego trafiliśmy do twojej podświadomości, a nie w jakieś ładne miejsce? No i problemem jest też to, że nie wiemy, a przynajmniej ja nie wiem, jak się stąd wydostać i czy w ogóle się da. Kolejnym problemem są nasze rany i to, że masz potwory w głowie... - mówiłem schodząc za dziewczyną w głąb doliny. Powietrze było tam naprawdę nieznośne i nie wiem jakim cudem jeszcze nie zacząłem się krztusić. 

- Co jak co, ale mogli nam dać lepszą miejscówę - mruknąłem zasłaniając twarz rękawem.

Spiorunowałam chłopaka wzrokiem i usiadłam na ziemi, opierając się o kamień.
- Sama chciałabym wiedzieć... To, że ja tutaj jestem, jest w miarę normalne, ale co ty tutaj robisz... Wydostać się da, aczkolwiek pewnie szybciej się obudzimy w normalnym świecie... To miejsce jest piękne, jest cudowne, potwory mam w głowie bo... Nawet nie wiem dlaczego, a rany aktualnie są naszym najmniejszym problemem. I nie narzekaj na okolicę. Najbardziej martwią mnie te rośliny - wskazałam miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą rósł kwiat. - Nie powinno ich tutaj być.
- Może to po prostu oznaka tego, że zaczynasz żyć czy coś. Albo to moja wina, choć wątpię bym miał jakikolwiek wpływ na twoją podświadomość, ale może sama moja obecność tutaj to zmienia. Jednak skłaniałbym się ku temu, że to jednak oznaka twojego powrotu do życia - przy ostatnich słowach wykonałem dłońmi cudzysłów.
- Żyję to ja od kiedy się urodziłam. Poza tym, moja druga strona i tak skutecznie zniwelowałaby wszelkie oznaki tutejszego pierwszego życia. To, że tego nie robi... Bo raczej nie zasnęła - westchnęłam i przyciągnęłam zdrową nogę do klatki piersiowej, podpierając brodę na jej kolanie. - Nie wiem, nie wiem, nic nie wiem. - A może Hikaru miał rację? Może to przez to, że chciałam go powstrzymać przed upadkiem, odruch litości? - Zobaczymy, może potem coś znajdziemy. Inną sprawą jest to, iż nasze właściwe ciała są aktualnie w łapach SJEWu i nie mamy zielonego pojęcia, co się z nimi dzieje.
Westchnąłem siadając na ziemi.

- Raczej wątpię by zrobili coś naszym ciałom póki jesteśmy nieprzytomni. Gdyby chcieli nam coś serio zrobić użyliby prawdziwych naboi. Choć równie dobrze mogą nam teraz grzebać w głowie.

Nie odpowiedziałam już, tylko przymknęłam oczy i ułożyłam się wygodniej. Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Po paru minutach milczenia dodałam: 
- Na aktualną chwilę powinniśmy skoncentrować się na wydostaniu stąd jak najszybciej. Nie wiadomo, ile będziemy nieprzytomni, a im dłużej tu przebywasz, tym dla ciebie gorzej, zarówno pod względem psychicznym, jak i również może się potem okazać, fizycznym - słysząc szmer, otworzyłam gwałtownie oczy. Nie widziałam jednak, aby coś oprócz mnie i Hikaru się ruszało, co nie zmieniało faktu, iż zaczęłam się niepokoić. - Zdecydowanie jak najszybciej.
- Przez to wypatrywanie zmutowanych wielorybów zwariuję bardzo szybko, masz rację. Jednak jeśli chodzi o wychodzenie z twojej podświadomości to chyba powinnaś znać drogę do wyjścia, prawda? Zastanawia mnie też, czy rana zadana w tym świecie będzie również raną w rzeczywistości, bo jeśli tak to wydostanie się stąd będzie problematyczne...
- Wyjście stąd teoretycznie, podkreślając słowo 'teoretycznie' nie powinno być ciężkie. Inną sprawą jest to, że nawet jeśli znam wyjście dla siebie, to nie mam pojęcia, czy byłbyś w stanie z niego skorzystać. Muszę też dodać, iż większą władzę niż ja, ma nad tym miejscem moja druga strona. Co do samych ran nie jestem pewna, wiem tylko tyle, że śmierć w tym miejscu powoduje całkowite zniszczenie psychiki w świecie rzeczywistym, jeśli wiesz, co mam na myśli. Ogólnie, nic przyjemnego. I nie świruj tak na punkcie zmutowanych wielorybów, ponieważ to nie jest najgorsza rzecz, jaka może nas tutaj spotkać.
- No sorry, ale zmutowane wieloryby brzmią po prostu uroczo. Co do twojej drugiej strony to zgaduję, że milusia to ona nie jest. A znając naszego farta to wyjście będzie otoczone ogarami piekielnymi, a na końcu i tak okaże się, że przez nie przejdę albo jeszcze lepiej - będzie zamknięte!
- Uroczo? Polemizowałabym w tym temacie. Zresztą, wszystko pozostawię twojej ocenie. Nie martw się ogarami, bo ich tutaj raczej nie znajdziesz. Spodziewaj się raczej zmor, biesów, smoków i liszów - czyli samych przyjemniaczków. Większa jest szansa, że przez nie nie przejdziesz. To całe 'wyjście', to tylko przenośnia, bo przybiera różne formy. Równie dobrze może się okazać, że żeby stąd wyjść nienaturalnym sposobem będziemy musieli skoczyć w jakąś przepaść - co równie dobrze może skończyć się dla nas śmiercią tutaj.
- Bez ryzyka nie ma zabawy - mruknąłem, jednak bez cienia pozytywności. Usłyszałem jakiś dziwny szmer dochodzący z lasu za Ookami, momentalnie uniosłem głowę spodziewając się samych najgorszych z wymienionych przez nią stworzeń. Dotarło do mnie, że nie mam przy sobie żadnej broni oprócz mocy, które raczej nie będą działać w tej krainie. Uporczywie wbijałem wzrok w punkt, z którego dobiegały podejrzane odgłosy, jednak ucichły równie szybko jak się pojawiły. Pewnie tylko wyczerpany umysł płatał mi figle. 

- Uważam, że powinniśmy się stąd zwijać - odezwałem się.

- Wyjątkowo się z tobą zgodzę. - Czyli pewnie też usłyszał ten szmer. Opierając się o skałę podniosłam się do pozycji stojącej i postępując wedle wszelkiej znanej mi logiki ruszyłam w stronę, z której wcześniej dobiegał dźwięk. Coś, co tam było powinno się już raczej przemieścić.
Miałem nadzieję, że ten szmer był naprawdę tylko wytworem mojej wyobraźni, bo nie miałem najmniejszej ochoty na bliskie spotkanie ze smokiem czy biesem. Oby tylko mi się wydawało. Weszliśmy do lasu i na szczęście nie zaskoczył nas żaden stwór, za to na ziemi były odciski łap. Nie miałem pojęcia, co zostawia taki trop, ale byłem pewien, że nie jest to raczej milusi kotek.
Idąc dalej zauważyłam ślady jakiegoś zwierzęcia. Nie były specjalnie duże, więc zapewne należały do owinnika - przynajmniej taką miałam nadzieję. Trop ten jednak po chwili skręcał gdzieś w bok, natomiast szmer tym razem rozległ się gdzieś za nami. Przyspieszyłam kroku na tyle, ile mogłam, nawet nie sprawdzając czy Hikaru zrobił to samo. Super, panikuję we własnym lesie. Szkoda tylko, że to, co się tutaj dzieje, oddziałuje na mnie podobnie jak na Hikaru - przynajmniej pod względem fizycznym. Poczytalność zapewne straciłam już dawno temu. Idąc coraz bardziej w głąb lasu szmer jakby ucichł. Nie wiedziałam, czy oznaczało to, że cokolwiek tam było, odeszło, czy gdzieś się teraz czai.
Ookami w pewnym momencie dziwnie przyspieszyła, więc przyspieszyłem starając się dotrzymać jej kroku. Zagłębialiśmy się coraz bardziej w las, było coraz ciemniej i bardziej przerażająco. Spodziewałem się nie wiadomo jak strasznych rzeczy za każdym drzewem, a każdy cień zdawał mi się być potencjalnym niebezpieczeństwem.
Im dalej szliśmy, tym drzewa rosły gęściej, teraz już niemalże całkowicie przysłaniając niebo swoimi bezlistnymi gałęziami. Przynajmniej coś, bo o ile dla Hikaru to pewnie będzie katorga, o tyle dla mnie to raj na ziemi i zapewne większe prawdopodobieństwo wypatrzenia potencjalnych wrogów. Nagle ostro skręciłam w prawo. Nawet nie wiedziałam dlaczego, po prostu jakieś dziwne przeczucie kazało mi tam nie iść. Chwilę po tym dokładnie z tamtej strony dobiegł wibrujący, urywany skowyt, a następnie ponownie nastała cisza. Przeszły mnie ciarki, a serce przyspieszyło swoją pracę. Zorientowałam się, że ślady, które widzieliśmy wcześniej, na pewno nie należały do tego, co było przyczyną tego hałasu.
Szedłem powoli, ale już nieco spokojniejszy, kiedy Ookami nagle skręciła. Po chwili usłyszałem skowyt. 

- Wiedziałaś o tym? - zapytałem drżącym głosem. Nie chciałem wychodzić na przerażonego dzieciaka, ale zauważyłem, że na niej też to zrobiło wrażenie. Miałem nadzieję, że uda nam się stąd wydostać przed czasem, bo nie byłem pewien czy uda mi się tu jeszcze długo wytrzymać. 

Nie wiedząc co odpowiedzieć, szłam dalej. To wszystko stawało się coraz bardziej pogrzane. Przecież to jest, do jasnej, MOJA podświadomość, więc to co się tutaj dzieje, powinno się dziać przynajmniej w jakimś stopniu z MOJEJ woli, a JA na pewno nie chcę, żebyśmy tutaj zginęli. Idąc dalej można było poczuć, że powietrze znacząco wilgotnieje a temperatura wzrasta. Pięknie, mokradła. Teraz możemy się albo cofnąć na polankę, albo wleźć prosto do paszczy czegokolwiek, albo iść dalej i utonąć w bagnach. Nie ma to jak szereg pięknych opcji. Przełknęłam ślinę.
- Dobra, teraz ty decyduj gdzie idziemy. Naprzeciwko mamy mokradła, po prawej polanę, a gdzieś ‘coś’. Co wybierasz? – Byłam na tyle zdesperowana, aby to jemu przekazać pałeczkę, ale nie miałam już innych pomysłów. Może basior będzie miał większe szczęście…
- A w lewo? Jeśli lewo odpada, to idziemy w prawo, bo jednak mokradła nie są szczytem marzeń w tym momencie, szczególnie z twoją nogą. Zresztą mokradłowe potwory wydają się być straszniejsze od lądowych - odparłem.

Tak szczerze to wolałbym się nigdzie nie ruszać, żeby nie sprowokować tego wyjącego czegoś do ataku, ale przecież wyjście samo się nie znajdzie.

Pokręciłam głową.

- W tym lesie, tak samo jak i na mokradłach nie ma samych nastawionych do nas negatywnie stworów. Jeśli mielibyśmy szczęście, w co wątpię, moglibyśmy spotkać na nich na przykład bagiennika. Mówiąc prościej - idziemy w prawo. - To mówiąc, ruszyłam w wyznaczonym kierunku.

- Ja tam nie wiem, co siedzi w twojej głowie, a jak długo cię znam, to raczej nie podejrzewałbym cię o milutkie i pomocne wróżki. Mam, jednak nadzieję, że choć trochę się mylę.

Krajobraz po skręceniu w prawo niewiele różnił się od poprzedniego, jednak już po chwili znaleźliśmy się na niewielkiej polance.

- Bagiennik to nie miła wróżka - stanęłam przy granicy polany z lasem aby chwilę odetchnąć. - Raczej coś, co przypomina jaszczurkę z rozciągniętą wzdłuż, spłaszczoną głową, pomieszaną z orką i rękoma o budowie ludzkiej. Maź, którą wydziela ma silne właściwości lecznicze. Więc... Gdzie teraz?
- Nie wiem... Spróbujmy po prostu pójść przed siebie, to może gdzieś dojdziemy. - odparłem. Na ogół szczęście mi dopisywało, więc czemu teraz miało być inaczej? Nie czułem, jednak tego wybierając kierunek. Tutaj, jednak gdziekolwiek bym nie poszedł i tak czułbym się niepewnie, więc czemu tu się dziwić? Dotarłem na środek polanki, gdzie zatrzymałem się czekając na Ookaminoishi. Spojrzałem w niebo, jednak nie dostrzegłem na nim nic. Było po prostu szare, żadnych chmur, gwiazd, czy księżyca. Po prostu szarość.
Nie ma to jak świetny plan - "pójdźmy gdziekolwiek, może nam się poszczęści i nie zginiemy". Aczkolwiek, lepszego chyba na aktualną chwilę i tak nie mieliśmy. Ruszyłam w stronę Hikaru, który wpatrywał się w niebo. Spodziewając się czegoś specjalnego, również tam spojrzałam, jednak nie zobaczyłam tam nic takiego. Sklepienie było takie, jak zwykle. Pacnęłam go w ramię, żeby oderwał wzrok od nieboskłonu i szedł dalej. Potrząsnął głową i ruszył w moje ślady, tym razem idąc nie za mną, a obok mnie.
Weszliśmy znów do lasu i znów powrócił niepokój, że zza kolejnego drzewa wyskoczy jakiś stwór. Dłonie mi drżały i były mokre od potu, ale starałem się nie dawać się tego po sobie poznać. Oddychałem płytko i przygryzałem nerwowo wargę. To była chyba jakaś fala paniki.
Teraz, kiedy mogłam na niego swobodnie spojrzeć, widziałam, że jest zdenerwowany w takim samym stopniu jak ja, o ile nie większym. Strzelałam oczami na boki, próbując wypatrzeć cokolwiek, co mogłoby nam pomóc lub zagrozić, a co chwilę przechodziły mnie dreszcze niepokoju. Chyba bardziej przerażające od tego, że coś zaraz może nas zabić było to, że to wszystko działo się w mojej głowie - tylko w takiej bardziej magicznej wersji. Jakbym nagle straciła całe panowanie nad tym miejscem, mimo że parę nocy temu wszystko było jeszcze normalne. Właściwie to dedukując na siłę można by uznać, iż spowodowały to te rośliny, aczkolwiek pewnie nawet one są następstwem czegoś, co zrobiłam w świecie rzeczywistym. Nerwowo odgarnęłam kosmyk włosów za ucho.
Mimo iż sytuacja nie wydawała się straszna z punktu widzenia postronnego obserwatora, to ja chyba nigdy w życiu nie byłem tak przerażony. Kiedy usłyszałem szmer za nami niemalże nie pisnąłem ze strachu, ale na szczęście udało mi się to ograniczyć tylko do głośnego w tej ciszy przełknięcia śliny. Odwróciłem się by zidentyfikować źródło dźwięku, ale nie zobaczyłem nic poza zarysami drzew.
Miałam wrażenie, że w tym wszystkim zapominamy o naszym głównym celu - odnalezienia nienaturalnego wyjścia z tego miejsca. Może gdybym przekupiła moją drugą stronę, to mogła by nas odesłać. Jedynym problemem jest to, że za Chiny Ludowe nie wiem, gdzie ona może się podziewać. Najprawdopodobniej w górach, tylko że żadnych nie widziałam od dłuższego czasu. Gdybym tylko mogła biec... Ale nie, ten głupi SJEW musiał mnie postrzelić akurat w nogę. Jak tylko stąd wyjdziemy, to im łby pourywam przy kolanach. Znowu jakiś szmer i ochota gwałtownej ucieczki z wrzaskiem. Starając się nie odwrócić, zacisnęłam zęby i spojrzałam na Hikaru, który wyglądał, jakby znajdował się na krawędzi szaleństwa. Oby nie zostało mu to na stałe... Potrząsnęłam głową i skoncentrowałam się na drodze. To nie był czas na rozmyślanie o takich nieistotnych rzeczach. Po prostu znaleźć wyjście, znaleźć wyjście.
- A co jeśli oni nas umieścili tu specjalnie, żeby sprawdzić naszą reakcję na ekstremalne warunki? Żeby sprawdzić czy zwariujemy - odezwałem się nagle. - Jeśli to prawda, to są... - tu poleciała niezła wiązanka wyzwisk skierowanych do SJEWu - A może to po prostu ja popadam w paranoję przez to wszystko...

- Najprawdopodobniej to drugie. Albo i pierwsze. Zresztą, po kiego grzyba my tak łazimy? Po prostu znajdźmy jakieś góry i powinno być teoretycznie po sprawie. Zero problemów, martwy SJEW, a na koniec 50 litrów spirytusu albo denaturatu i kac na skalę globalną. Wchodzisz w to?
- Zdecydowanie wchodzę. O ile będę jeszcze w miarę zdrowy psychicznie. No, i będę żywy. To wiesz, w którą stronę te góry? - Nie wiem czemu, ale jakoś słowa Ookami podniosły mnie na duchu. Oczywiście dalej bałem się, ale nie byłem już panicznie przerażony.

- Chciałabym. Można chyba założyć, że jak pójdziemy jeszcze trochę prosto, a potem skręcimy w lewo, to dotrzemy do gór. - Ta lekka nutka entuzjazmu i optymizmu ze strony Hikaru, która zawsze mnie tak irytowała, teraz sprawiła, że poczułam się pewniej. Oddech mi się wyrównał, serce uspokoiło i pomimo ciągłego stresu moje samopoczucie poprawiło się w takim stopniu, jak to już nie zrobiło tego od dawna. - Tak, na pewno tam. Idziemy!
Ookami też udzielił się optymizm, co wróżyło raczej dobrze, bo może uda nam się nie zwariować. Ruszyliśmy we wskazanym przez nią kierunku i już po chwili ponad drzewami mogliśmy zobaczyć szczyty gór. To jeszcze bardziej dodało mi siły tak, że już po chwili wysunąłem się przed dziewczynę. Kiedy po chwili odwróciłem się, żeby zobaczyć gdzie jest nie dostrzegłem jej. Cofnąłem się kilkanaście metrów, jednak nigdzie jej nie było. Znów zacząłem panikować.
Kiedy tak szliśmy w atmosferze, która stawała się powoli o dziwo przyjemna, Hikaru wysunął się do przodu. Chciałam do niego zawołać, żeby nieco zwolnił, kiedy coś uderzyło mnie prosto w bok wyduszając mi z płuc całe powietrze. Podniosłam wzrok i ujrzałam nad sobą lejina - wielkiego, czarnego jelenia. Głos zamarł mi gardle. Po chwili jednak jego postać zafalowała, a wadera, która pojawiła się w jego miejscu zakryła mi usta łapą. Cudownie. Ishi... Ale przecież to nie ona cały czas szwendała się po tym lesie. Jasna... Hikaru! Przecież pewnie teraz się gdzieś tam szwenda. Zepchnęłam łapę wadery z ust i powiedziałam wręcz konspiracyjnym szeptem.

- Co ty odwalasz? Skała ci spadła na łeb, czy co?
- Próbuję ci pomóc, jeśli nie widzisz. Błąkasz się po tym lesie od paru godzin i patrzenie jak się boisz najmniejszego szmeru jest zabawne, ale w pewnym momencie granica dobrego smaku została przekroczona. - Wskazała na zieloną roślinkę za mną.
- My się szwendaliśmy Ishi, MY. Tak więc teraz albo tam ze mną pójdziesz, albo tak cię zapieczętuję, że nie będziesz się mogła po zadku podrapać.

Panikowałem. Oddech mi przyspieszył, ręce znów zaczęły drżeć. Wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy ile siły dodawała mi obecność Ookami, a teraz kiedy jej nie było tylko chwilę już panikowałem. A co jeśli coś jej się stało? Meh, wątpliwe, w końcu to jej podświadomość. Gdyby nie fakt, że ona również nie była w najlepszym stanie psychicznym posądzałbym ją o ukrycie się w celu jeszcze większego przestraszenia mnie. Jednak w obecnej sytuacji to chyba nie było możliwe. Chciałem ją zawołać, ale to mogłoby tylko doprowadzić do mnie jakieś stwory. Oparłem się, więc o najbliższe drzewo i policzyłem do dziesięciu starając się uspokoić.
Pokręciła tylko głową i stanęła nieruchomo, co znaczyło chyba, że mogę na nią wejść. Wdrapałam się na jej grzbiet, który, nawiasem mówiąc, był strasznie kościsty. Pomijając oczywiście sam fakt, iż Ishi jest w połowie szkieletem obrośniętym białym futrem, które jakby mówi w tym lesie - 'Hej, potwory, tutaj jestem! Darmowe, już-nie-tak-świeże kości do obgryzania, 296 w 1!'. Złapałam się jej rogów i popędziłam ją z wolnego chodu do nieśpiesznego truchtu.

- Kiedyś zamienimy się miejscami - prychnęła. Nie za bardzo zwracałam na nią uwagę, starając się wypatrzeć jasnych, niemalże białych włosów chłopaka. Cisza wypełniająca powietrze stawała się niemalże nieznośna, pomijając oczywiście uporczywe i jakby specjalne łamanie każdej napotkanej gałązki przez Ishi i czynienie jak największego hałasu. Westchnęłam i skoncentrowałam się na otoczeniu. Nie mógł przecież pójść za daleko...

Usłyszałem jakiś straszny huk. Nie miałem zielonego pojęcia, co to mogło być, jednak nie brzmiało to zbyt dobrze. Przylgnąłem, więc do drzewa najbardziej jak potrafiłem, jednak nie dawało to zbyt dobrego efektu. Dalej było mnie widać ze względu na kolor ubrania i włosów. Dobra, olać, najwyżej zginę.
Gdzieś z oddali moich uszu dobiegł jakiś huk. Zagryzłam zęby na wardze i popędziłam Ishi do biegu, co ta skwitowała niezadowolonym burknięciem. Nie miałam pojęcia, co to mogło być, ale raczej nic dobrego. Nagle gdzieś po lewej stronie mignęła mi przed oczami jasna plamka. Szybko skierowałam waderę w tamtą stronę. Jeśli to nie będzie Hikaru, to można go już chyba uznać za martwego. Biały punkt stawał się coraz większy i mogłam odróżnić już więcej szczegółów. Dzięki ci, moja podświadomości, że go jeszcze nie zabiłaś. Jednak prosto z naprzeciwka byłam też w stanie dosłyszeć coś innego, dużego i najwyraźniej biegło prosto w stronę chłopaka, który nawet nie zwracał na nas uwagi, tylko wpatrywał się przed siebie. Albo leżał martwy. Popędziłam Ishi, a kiedy byliśmy z dwa kroki od basiora gwałtownie ją zatrzymałam ledwo utrzymując się na jej grzbiecie. Pomiędzy drzewami zauważyłam przebłysk rogów i splątanego futra. Analizując fakty - w naszą stronę biegł właśnie bies.
W moją stronę biegło coś ogromnego. Rogi miało proporcjonalnie wielkie do cielska. Nie miałem zielonego pojęcia jak to coś się nazywa, ale wyglądało groźnie. I właśnie na mnie szarżowało. Usłyszałem dość ciężkie kroki również po mojej prawej stronie, ale tak bardzo skoncentrowałem się na tym stworze, że jakoś odgłos kroków nie bardzo dotarł do mojego mózgu.
Wychyliłam się w lewo i chwyciłam Hikaru za kołnierz. Podciągnęłam go do siebie i z małą pomocą Ishi posadziłam go przede mną. Mocno przycisnęłam go do przodu, żeby położył się na jej szyi i już pędziliśmy jak najdalej od stwora, który chyba nas gonił. Położyłam się na plecach chłopaka i spróbowałam jeszcze bardziej pogonić Ishi. Tym razem to jej pozostawiłam wybór drogi. Biegła prosto w stronę najbliższych jaskiń. Widząc coraz bardziej zbliżającą się górę i cichnące kroki pogoni nieco się uspokoiłam. Wadera wpadła do jamy i nie zdążając wyhamować wtarabaniła się bokiem prosto w ścianę. Zarówno ja i Hikaru spadliśmy z jej grzbietu, ale to najmniej mnie teraz obchodziło. Nigdzie nie było słychać ciężkiego biegu biesa.
- Dziękuję wam - powiedziałem do Ookami i wilko-szkieletu, na którym tu przybyliśmy. W sumie dziwnie się czułem mówiąc do wilka, kiedy sam nim nie byłem. Nie przyjmowałem wilczej formy od tak dawna... Nie wiem jaki cudem udało nam się uciec, ale chyba po prostu mieliśmy cholernego farta. Zresztą nieważne, ważne, że żyjemy.
- Właściwie to mi. Ookami nic nie zrobiła - powiedziała Ishi. Spiorunowałam ją wzrokiem.

- Mogłabyś nas wysłać z powrotem do rzeczywistości?
- Tak... Ale nie zrobię tego. Wystarczająco mnie już wykorzystałaś. - Co za menda...
- A jeśli tutaj wrócimy?
Zastanawiała się przez chwilę. Wiedziałam, że to jak podpisywanie cyrografu z diabłem, ale innego wyboru nie miałam. Co najwyżej Hikaru mnie zabije. Mała strata? Chyba już nie.
- Niech ci będzie. Ale MUSICIE tutaj kiedyś wrócić. - Spojrzała na mnie wzrokiem, który wytłumaczył mi wszystko od deski do deski. Albo wracamy, albo soczyste poprzestawianie facjaty, zarówno psychicznej jak i fizycznej. - A teraz złapcie się za ręce i nie ruszajcie - mruknęła. Zrobiłam to, co kazała, o dziwo bez większych oporów.

Staliśmy, więc tak trzymając się za ręce, a wilko-szkielet, który nazywał się bodajże Ishi odprawiała jakieś dziwne czary. Po chwili jaskinia zaczęła się zamazywać. Otworzyłem oczy, leżałem w łóżku i znajdowałem się prawdopodobnie w jakimś szpitalu. Może nawet uwierzyłbym w to, gdyby nie fakt, że byłem przywiązany do posłania. Na łóżku obok Ookami właśnie ogarniała co się dzieje. W każdym bądź razie nawet tu jest lepiej niż tam.

- Nie ma to jak uciec skądś i przenieść się do kolejnego miejsca, z którego trzeba uciekać... - mruknąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz