Hikaru
Ookaminoishi
SJEW zbliżał się coraz bardziej. Nie mieliśmy z nimi szans, ale zawsze warto próbować. Mogło być zabawnie, szczególnie ucieczka jak już nas pojmą.
Ookaminoishi
SJEW zbliżał się coraz bardziej. Nie mieliśmy z nimi szans, ale zawsze warto próbować. Mogło być zabawnie, szczególnie ucieczka jak już nas pojmą.
Hn. Nawet nie zdążyłam się porządnie
upić, bo kontaktowałam niemalże jak na trzeźwo...
- Goń się z tą "uroczą"... Jak już skopiemy im zadki, to przyjdzie
kolej na ciebie... - rzuciłam w powietrze i pochyliłam się nieco do przodu.
Mrużąc oczy czekałam na ich pierwszy ruch. Kroki członków SJEWu odbijały się
echem od ścian budynków... Nadal im się nie spieszyło - żadnego szacunku dla
starszych nie mają, czy co? Plecy mi zaraz zesztywnieją, jak będą się dalej tak
wlekli. Przestąpiłam z nogi na nogę i spojrzałam kątem oka na Hikaru.
SJEW chciał
chyba zrobić dramatyczne wejście w zwolnionym tempie, niczym na amerykańskich
filmach, jednak wyglądało to nieco komicznie. Trzech facetów i dwie kobiety w
czarnych strojach i z ogromnymi karabinami w dłoniach idący powoli ciemnym
zaułkiem - to po prostu musiało wyglądać śmiesznie. Po dłuższej chwili stali
już naprzeciw nas z wymierzoną w nas bronią.
Karabiny przeciwko mieczowi...
Naprawdę? Przecież to nie ma przyszłości... Plus, oni chyba mieli nas łapać, a
nie zabijać. Chociaż, jaka to różnica? Bez wolności nie ma miłości, bez miłości
nie ma życia, a bez życia nie ma bycia... Czy jakoś tak. Albo i nie.
Przynajmniej się rymuje. Członkowie SJEWu mierzyli nas uważnym wzrokiem. Czy my
naprawdę wyglądamy na tak niebezpiecznych? Zwykły chłopak żujący gumę, którą
pewnie podczas walki się zakrztusi - cóż, niewielka strata - i zwykła kobieta,
bo rogi i skrzydła się nie liczą, która przed chwilą wypiła pół litra
spirytusu. "Drżyj świecie, bo oto mordercze duo zamierza przejąć nad tobą
kontrolę!" Usłyszałam, jak moja druga strona cicho chichocze. No bardzo
śmieszne, naprawdę... Jej poczucie humoru leży i kwiczy. Dosłownie. Ona zresztą
też. Dosłownie. Jedna ze SJEWowych kobiet chyba się zniecierpliwiła, bo drgnęła
i chwilę później słychać było huk strzału i cichy syk Hikaru. Jak już
wspominałam - niewielka strata. Chyba. Ishi chyba właśnie zaczynała dusić się
ze śmiechu. Czy to naprawdę takie dziwne, iż prowadzę dialog-monolog
wewnętrzny?
Dostałem w
ramię, nieco poniżej obojczyka. Najpierw poczułem dziwne odrętwienie, a dopiero
potem niewyobrażalny ból. Starałem się powstrzymać jęk, jednak udało mi
się go zredukować tylko do cichego syknięcia. Przez głowę przeleciała wiązanka
niecenzuralnych słów. Zacisnąłem wargi i już miałem coś zrobić, kiedy
zobaczyłem mroczki przed oczami. Wszystko zaczęło się ściemniać. Po
chwili straciłem świadomość.
Mimo iż najpierw myślałam, że to
tylko powierzchowne zranienie, to kiedy zobaczyłam jak Hikaru zaczyna słaniać
się na nogach, mimowolnie rzuciłam się w jego stronę. Złapałam go, kiedy miał
już grzmotnąć głową o beton. Nie za bardzo wiedząc co robić, trzasnęłam go
otwartą dłonią w twarz. Nim zdążyłam zobaczyć tego efekty, usłyszałam huk
wystrzału i ból w prawej łydce. Zraniona noga ugięła się pode mną, nie
wytrzymując ciężaru dwóch osób. Chciałam wstać, jednak wtedy pociemniało mi
przed oczami i film mi się urwał - jakbym wypiła nie 0,5 litra spirytusu, a 50.
Ostatnie co usłyszałam to cichy chichot, gdzieś na drugim krańcu głowy.
Otworzyłam gwałtownie oczy. Widok wydawał mi się znajomy, a jednak coś mi w nim
nie pasowało. Mrugnęłam parę razy i ponownie rozejrzałam się dookoła. Ach, tak,
moja podświadomość. Jednak widok, który zobaczyłam chwilę potem, dosłownie mnie
zmroził. I nie chodzi o Hikaru, który siedząc trzymał się za ramię i mamrotał
coś pod nosem, a o to, co było za nim. Kępka trawy. Zielonej trawy. ŻYWEJ
trawy. W środku martwego lasu. W środku mojej podświadomości. Przecież... To
nie było możliwe. Spuściłam wzrok na ziemię i klęczałam nie będąc w stanie się
poruszyć. Przecież... To nie było możliwe.
Znalazłem się
w jakimś dziwnym miejscu. Było ciemno i zimno. Nie tak wyobrażałem sobie
miejsce, do którego się trafia po śmierci. Na Hades mi to nie wygląda, no, ale
przecież bogowie uciekli, więc może tak wygląda opuszczony Hades... Wtedy
poczułem ból w ramieniu. Och, czyli jednak nie śmierć. Po śmierci chyba nie ma
się ran, chociaż kto by tam ich wszystkich wiedział. W tym momencie kawałek
dalej pojawiła się Ookami. Czyli to na pewno nie śmierć. Dziewczyna wbijała
wzrok w coś za mną i wyglądała na przerażoną. Odwróciłem się spodziewając się samych
najgorszych rzeczy, ale nie dostrzegłem niczego specjalnego.
- Nie chciałbym ci przerywać, ale znasz się na tym lepiej ode mnie... Gdzie
jesteśmy?
Nadal byłam nieco roztrzęsiona, więc
dopiero po chwili dotarło do mnie o czym mówił Hikaru.
- W mojej podświadomości - odpowiedziałam cichym głosem. Przecież... A, gonić
to, nic już tutaj nie ma sensu. - Lepiej szybko stąd chodźmy...
Kiedy chciałam podnieść się z ziemi, noga przypomniała mi niestety o zranieniu.
Bieda będzie, oj, bieda. Jak mnie Ishi tak zobaczy, to nie będzie z nas co
zbierać. Potrząsnęłam głową i zaciskając zęby stanęłam prosto. Próbując
wyrzucić z pamięci trawę, spojrzałam na wschodnią część lasu. Jako iż nie
zauważyłam tam niczego, co żyje pierwszym życiem, postanowiłam, iż to tam będzie
najlepiej się skierować. Odwróciłam głowę w stronę Hikaru.
- Idziesz? No chyba, że chcesz, żeby zaraz spadł na ciebie jakiś zmutowany,
martwy wieloryb. Albo coś w tym stylu.
- Masz w
swojej podświadomości zmutowane, martwe wieloryby? - zapytałem, ale albo nie
usłyszała, albo po prostu zignorowała to. Ruszyłem, jednak za nią w głąb
ciemnego lasu. Widziałem, że Ookami ma trudności z chodzeniem przez ranę, ale
wiedziałem też, że jeśli tylko spróbowałbym jej zaproponować pomoc to co najmniej dostałbym w twarz. Nie odzywałem się więc, tylko nasłuchiwałem jakichkolwiek
oznak zmutowanych wielorybów w okolicy.
Ignorując jego pytanie, ruszyłam na
wschód. Hikaru wyglądał jakby chciał coś powiedzieć i rozglądał się dookoła.
Czyli jego mam na razie z głowy, przynajmniej dopóki się nie odezwie. Szliśmy
wolno ze względu na mnie, przez co czułam się jeszcze gorzej niż zwykle.
Wzięłam głęboki wdech i wyrzuciłam wszystkie myśli z głowy. Skoncentrowałam się
na otoczeniu, starając się znaleźć jakieś względnie bezpieczne i spokojne miejsce.
Jeszcze przez chwilę kierowaliśmy się prosto, po czym skręciłam nieco w lewo.
Jeśli dobrze pamiętam, była tam mała dolina. Idealna, żeby chwilę odpocząć i
dokładniej zorientować się w sytuacji.
Po jakimś
czasie skręciliśmy nieznacznie w lewo i już po chwili znaleźliśmy się w
niewielkiej dolince. Podświadomość Ookami była straszna, jak zresztą sama jej
właścicielka. Ja nigdy nie próbowałem sobie wyobrazić swojej, ale pewnie byłaby
to niekończąca się polanka ze strumyczkiem. Zdecydowanie wolałbym tam trafić
niż do tego lasu. W tym momencie zatrzymaliśmy się, a ja spojrzałem na Ookami
pytająco.
- Zatrzymamy się tutaj na chwilę,
odpoczniemy i postanowimy, co dalej zrobić - mruknęłam w odpowiedzi na jego
pytający wzrok. Przeczesałam dolinkę wzrokiem, szukając potencjalnych
niebezpieczeństw. Nic nie znajdując, ruszyłam do jej centrum, gdzie leżał
ogromny głaz. Pył z nagiej ziemi podlatywał wysoko, wzburzony naszymi krokami,
drażniąc nam oczy i drogi oddechowe. Podchodząc do kamienia ponownie się zatrzymałam,
tym razem bez zastanowienia zgniatając butem rosnącą tam przylaszczkę.
- To, że
straciliśmy przytomność, to wina tych naboi, tylko dlaczego trafiliśmy do
twojej podświadomości, a nie w jakieś ładne miejsce? No i problemem jest też
to, że nie wiemy, a przynajmniej ja nie wiem, jak się stąd wydostać i czy w
ogóle się da. Kolejnym problemem są nasze rany i to, że masz potwory w
głowie... - mówiłem schodząc za dziewczyną w głąb doliny. Powietrze było tam
naprawdę nieznośne i nie wiem jakim cudem jeszcze nie zacząłem się krztusić.
- Co jak co, ale mogli nam dać lepszą miejscówę - mruknąłem zasłaniając twarz
rękawem.
Spiorunowałam chłopaka wzrokiem i
usiadłam na ziemi, opierając się o kamień.
- Sama chciałabym wiedzieć... To, że
ja tutaj jestem, jest w miarę normalne, ale co ty tutaj robisz... Wydostać się
da, aczkolwiek pewnie szybciej się obudzimy w normalnym świecie... To miejsce
jest piękne, jest cudowne, potwory mam w głowie bo... Nawet nie wiem dlaczego, a
rany aktualnie są naszym najmniejszym problemem. I nie narzekaj na okolicę.
Najbardziej martwią mnie te rośliny - wskazałam miejsce, gdzie jeszcze przed
chwilą rósł kwiat. - Nie powinno ich tutaj być.
- Może to po
prostu oznaka tego, że zaczynasz żyć czy coś. Albo to moja wina, choć wątpię
bym miał jakikolwiek wpływ na twoją podświadomość, ale może sama moja obecność
tutaj to zmienia. Jednak skłaniałbym się ku temu, że to jednak oznaka twojego
powrotu do życia - przy ostatnich słowach wykonałem dłońmi cudzysłów.
- Żyję to ja od kiedy się urodziłam.
Poza tym, moja druga strona i tak skutecznie zniwelowałaby wszelkie oznaki
tutejszego pierwszego życia. To, że tego nie robi... Bo raczej nie zasnęła -
westchnęłam i przyciągnęłam zdrową nogę do klatki piersiowej, podpierając brodę
na jej kolanie. - Nie wiem, nie wiem, nic nie wiem. - A może Hikaru miał rację?
Może to przez to, że chciałam go powstrzymać przed upadkiem, odruch litości? -
Zobaczymy, może potem coś znajdziemy. Inną sprawą jest to, iż nasze właściwe
ciała są aktualnie w łapach SJEWu i nie mamy zielonego pojęcia, co się z nimi
dzieje.
Westchnąłem
siadając na ziemi.
- Raczej wątpię by zrobili coś naszym ciałom póki jesteśmy nieprzytomni. Gdyby
chcieli nam coś serio zrobić użyliby prawdziwych naboi. Choć równie dobrze mogą
nam teraz grzebać w głowie.
Nie odpowiedziałam już, tylko
przymknęłam oczy i ułożyłam się wygodniej. Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Po
paru minutach milczenia dodałam:
- Na aktualną chwilę powinniśmy skoncentrować
się na wydostaniu stąd jak najszybciej. Nie wiadomo, ile będziemy nieprzytomni,
a im dłużej tu przebywasz, tym dla ciebie gorzej, zarówno pod względem
psychicznym, jak i również może się potem okazać, fizycznym - słysząc szmer,
otworzyłam gwałtownie oczy. Nie widziałam jednak, aby coś oprócz mnie i Hikaru
się ruszało, co nie zmieniało faktu, iż zaczęłam się niepokoić. - Zdecydowanie
jak najszybciej.
- Przez to wypatrywanie zmutowanych wielorybów zwariuję bardzo szybko, masz rację. Jednak
jeśli chodzi o wychodzenie z twojej podświadomości to chyba powinnaś znać drogę
do wyjścia, prawda? Zastanawia mnie też, czy rana zadana w tym świecie będzie
również raną w rzeczywistości, bo jeśli tak to wydostanie się stąd będzie problematyczne...
- Wyjście stąd teoretycznie,
podkreślając słowo 'teoretycznie' nie powinno być ciężkie. Inną sprawą jest to,
że nawet jeśli znam wyjście dla siebie, to nie mam pojęcia, czy byłbyś w stanie
z niego skorzystać. Muszę też dodać, iż większą władzę niż ja, ma nad tym
miejscem moja druga strona. Co do samych ran nie jestem pewna, wiem tylko tyle,
że śmierć w tym miejscu powoduje całkowite zniszczenie psychiki w świecie
rzeczywistym, jeśli wiesz, co mam na myśli. Ogólnie, nic przyjemnego. I nie
świruj tak na punkcie zmutowanych wielorybów, ponieważ to nie jest najgorsza
rzecz, jaka może nas tutaj spotkać.
- No sorry,
ale zmutowane wieloryby brzmią po prostu uroczo. Co do twojej drugiej strony to
zgaduję, że milusia to ona nie jest. A znając naszego farta to wyjście będzie
otoczone ogarami piekielnymi, a na końcu i tak okaże się, że przez nie przejdę
albo jeszcze lepiej - będzie zamknięte!
- Uroczo? Polemizowałabym w tym
temacie. Zresztą, wszystko pozostawię twojej ocenie. Nie martw się ogarami, bo
ich tutaj raczej nie znajdziesz. Spodziewaj się raczej zmor, biesów, smoków i
liszów - czyli samych przyjemniaczków. Większa jest szansa, że przez nie nie przejdziesz. To całe 'wyjście', to tylko przenośnia, bo przybiera różne formy.
Równie dobrze może się okazać, że żeby stąd wyjść nienaturalnym sposobem
będziemy musieli skoczyć w jakąś przepaść - co równie dobrze może skończyć się
dla nas śmiercią tutaj.
- Bez ryzyka
nie ma zabawy - mruknąłem, jednak bez cienia pozytywności. Usłyszałem jakiś
dziwny szmer dochodzący z lasu za Ookami, momentalnie uniosłem głowę
spodziewając się samych najgorszych z wymienionych przez nią stworzeń. Dotarło
do mnie, że nie mam przy sobie żadnej broni oprócz mocy, które raczej nie będą
działać w tej krainie. Uporczywie wbijałem wzrok w punkt, z którego dobiegały
podejrzane odgłosy, jednak ucichły równie szybko jak się pojawiły. Pewnie tylko
wyczerpany umysł płatał mi figle.
- Uważam, że powinniśmy się stąd zwijać - odezwałem się.
- Wyjątkowo się z tobą zgodzę. -
Czyli pewnie też usłyszał ten szmer. Opierając się o skałę podniosłam się do
pozycji stojącej i postępując wedle wszelkiej znanej mi logiki ruszyłam w
stronę, z której wcześniej dobiegał dźwięk. Coś, co tam było powinno się już raczej przemieścić.
Miałem
nadzieję, że ten szmer był naprawdę tylko wytworem mojej wyobraźni, bo nie
miałem najmniejszej ochoty na bliskie spotkanie ze smokiem czy biesem. Oby
tylko mi się wydawało. Weszliśmy do lasu i na szczęście nie zaskoczył nas żaden
stwór, za to na ziemi były odciski łap. Nie miałem pojęcia, co zostawia taki
trop, ale byłem pewien, że nie jest to raczej milusi kotek.
Idąc dalej zauważyłam ślady jakiegoś
zwierzęcia. Nie były specjalnie duże, więc zapewne należały do owinnika -
przynajmniej taką miałam nadzieję. Trop ten jednak po chwili skręcał gdzieś w
bok, natomiast szmer tym razem rozległ się gdzieś za nami. Przyspieszyłam kroku
na tyle, ile mogłam, nawet nie sprawdzając czy Hikaru zrobił to samo. Super,
panikuję we własnym lesie. Szkoda tylko, że to, co się tutaj dzieje, oddziałuje na mnie podobnie jak na Hikaru - przynajmniej pod względem fizycznym. Poczytalność zapewne straciłam już dawno temu. Idąc coraz bardziej w głąb lasu
szmer jakby ucichł. Nie wiedziałam, czy oznaczało to, że cokolwiek tam było,
odeszło, czy gdzieś się teraz czai.
Ookami w
pewnym momencie dziwnie przyspieszyła, więc przyspieszyłem starając się
dotrzymać jej kroku. Zagłębialiśmy się coraz bardziej w las, było coraz
ciemniej i bardziej przerażająco. Spodziewałem się nie wiadomo jak strasznych
rzeczy za każdym drzewem, a każdy cień zdawał mi się być potencjalnym
niebezpieczeństwem.
Im dalej szliśmy, tym drzewa rosły
gęściej, teraz już niemalże całkowicie przysłaniając niebo swoimi bezlistnymi
gałęziami. Przynajmniej coś, bo o ile dla Hikaru to pewnie będzie katorga, o
tyle dla mnie to raj na ziemi i zapewne większe prawdopodobieństwo wypatrzenia
potencjalnych wrogów. Nagle ostro skręciłam w prawo. Nawet nie wiedziałam
dlaczego, po prostu jakieś dziwne przeczucie kazało mi tam nie iść. Chwilę po
tym dokładnie z tamtej strony dobiegł wibrujący, urywany skowyt, a następnie
ponownie nastała cisza. Przeszły mnie ciarki, a serce przyspieszyło swoją
pracę. Zorientowałam się, że ślady, które widzieliśmy wcześniej, na pewno nie
należały do tego, co było przyczyną tego hałasu.
Szedłem
powoli, ale już nieco spokojniejszy, kiedy Ookami nagle skręciła. Po chwili
usłyszałem skowyt.
- Wiedziałaś o tym? - zapytałem drżącym głosem. Nie chciałem wychodzić na
przerażonego dzieciaka, ale zauważyłem, że na niej też to zrobiło wrażenie.
Miałem nadzieję, że uda nam się stąd wydostać przed czasem, bo nie byłem pewien
czy uda mi się tu jeszcze długo wytrzymać.
Nie wiedząc co odpowiedzieć, szłam
dalej. To wszystko stawało się coraz bardziej pogrzane. Przecież to jest, do jasnej,
MOJA podświadomość, więc to co się tutaj dzieje, powinno się dziać przynajmniej
w jakimś stopniu z MOJEJ woli, a JA na pewno nie chcę, żebyśmy tutaj zginęli.
Idąc dalej można było poczuć, że powietrze znacząco wilgotnieje a temperatura
wzrasta. Pięknie, mokradła. Teraz możemy się albo cofnąć na polankę, albo wleźć
prosto do paszczy czegokolwiek, albo iść dalej i utonąć w bagnach. Nie ma to
jak szereg pięknych opcji. Przełknęłam ślinę.
- Dobra, teraz ty decyduj gdzie
idziemy. Naprzeciwko mamy mokradła, po prawej polanę, a gdzieś ‘coś’. Co
wybierasz? – Byłam na tyle zdesperowana, aby to jemu przekazać pałeczkę, ale
nie miałam już innych pomysłów. Może basior będzie miał większe szczęście…
- A w lewo?
Jeśli lewo odpada, to idziemy w prawo, bo jednak mokradła nie są szczytem
marzeń w tym momencie, szczególnie z twoją nogą. Zresztą mokradłowe potwory
wydają się być straszniejsze od lądowych - odparłem.
Tak szczerze to wolałbym się nigdzie nie ruszać, żeby nie sprowokować tego
wyjącego czegoś do ataku, ale przecież wyjście samo się nie znajdzie.
Pokręciłam głową.
- W tym lesie, tak samo jak i na mokradłach nie ma samych nastawionych do nas
negatywnie stworów. Jeśli mielibyśmy szczęście, w co wątpię, moglibyśmy spotkać
na nich na przykład bagiennika. Mówiąc prościej - idziemy w prawo. - To mówiąc,
ruszyłam w wyznaczonym kierunku.
- Ja tam nie
wiem, co siedzi w twojej głowie, a jak długo cię znam, to raczej nie
podejrzewałbym cię o milutkie i pomocne wróżki. Mam, jednak nadzieję, że choć
trochę się mylę.
Krajobraz po skręceniu w prawo niewiele różnił się od poprzedniego, jednak już
po chwili znaleźliśmy się na niewielkiej polance.
- Bagiennik to nie miła wróżka -
stanęłam przy granicy polany z lasem aby chwilę odetchnąć. - Raczej coś, co
przypomina jaszczurkę z rozciągniętą wzdłuż, spłaszczoną głową, pomieszaną z
orką i rękoma o budowie ludzkiej. Maź, którą wydziela ma silne właściwości
lecznicze. Więc... Gdzie teraz?
- Nie wiem...
Spróbujmy po prostu pójść przed siebie, to może gdzieś dojdziemy. - odparłem.
Na ogół szczęście mi dopisywało, więc czemu teraz miało być inaczej? Nie
czułem, jednak tego wybierając kierunek. Tutaj, jednak gdziekolwiek bym nie
poszedł i tak czułbym się niepewnie, więc czemu tu się dziwić? Dotarłem na
środek polanki, gdzie zatrzymałem się czekając na Ookaminoishi. Spojrzałem w
niebo, jednak nie dostrzegłem na nim nic. Było po prostu szare, żadnych chmur,
gwiazd, czy księżyca. Po prostu szarość.
Nie ma to jak świetny plan -
"pójdźmy gdziekolwiek, może nam się poszczęści i nie zginiemy".
Aczkolwiek, lepszego chyba na aktualną chwilę i tak nie mieliśmy. Ruszyłam w
stronę Hikaru, który wpatrywał się w niebo. Spodziewając się czegoś
specjalnego, również tam spojrzałam, jednak nie zobaczyłam tam nic takiego.
Sklepienie było takie, jak zwykle. Pacnęłam go w ramię, żeby oderwał wzrok od
nieboskłonu i szedł dalej. Potrząsnął głową i ruszył w moje ślady, tym razem
idąc nie za mną, a obok mnie.
Weszliśmy
znów do lasu i znów powrócił niepokój, że zza kolejnego drzewa wyskoczy jakiś
stwór. Dłonie mi drżały i były mokre od potu, ale starałem się nie dawać się
tego po sobie poznać. Oddychałem płytko i przygryzałem nerwowo wargę. To była
chyba jakaś fala paniki.
Teraz, kiedy mogłam na niego
swobodnie spojrzeć, widziałam, że jest zdenerwowany w takim samym stopniu jak
ja, o ile nie większym. Strzelałam oczami na boki, próbując wypatrzeć
cokolwiek, co mogłoby nam pomóc lub zagrozić, a co chwilę przechodziły mnie
dreszcze niepokoju. Chyba bardziej przerażające od tego, że coś zaraz może nas
zabić było to, że to wszystko działo się w mojej głowie - tylko w takiej
bardziej magicznej wersji. Jakbym nagle straciła całe panowanie nad tym
miejscem, mimo że parę nocy temu wszystko było jeszcze normalne. Właściwie to
dedukując na siłę można by uznać, iż spowodowały to te rośliny, aczkolwiek
pewnie nawet one są następstwem czegoś, co zrobiłam w świecie rzeczywistym.
Nerwowo odgarnęłam kosmyk włosów za ucho.
Mimo iż
sytuacja nie wydawała się straszna z punktu widzenia postronnego obserwatora,
to ja chyba nigdy w życiu nie byłem tak przerażony. Kiedy usłyszałem szmer za
nami niemalże nie pisnąłem ze strachu, ale na szczęście udało mi się to
ograniczyć tylko do głośnego w tej ciszy przełknięcia śliny. Odwróciłem się by
zidentyfikować źródło dźwięku, ale nie zobaczyłem nic poza zarysami drzew.
Miałam wrażenie, że w tym wszystkim
zapominamy o naszym głównym celu - odnalezienia nienaturalnego wyjścia z tego
miejsca. Może gdybym przekupiła moją drugą stronę, to mogła by nas odesłać.
Jedynym problemem jest to, że za Chiny Ludowe nie wiem, gdzie ona może się
podziewać. Najprawdopodobniej w górach, tylko że żadnych nie widziałam od
dłuższego czasu. Gdybym tylko mogła biec... Ale nie, ten głupi SJEW musiał mnie
postrzelić akurat w nogę. Jak tylko stąd wyjdziemy, to im łby pourywam przy
kolanach. Znowu jakiś szmer i ochota gwałtownej ucieczki z wrzaskiem. Starając
się nie odwrócić, zacisnęłam zęby i spojrzałam na Hikaru, który wyglądał,
jakby znajdował się na krawędzi szaleństwa. Oby nie zostało mu to na stałe...
Potrząsnęłam głową i skoncentrowałam się na drodze. To nie był czas na
rozmyślanie o takich nieistotnych rzeczach. Po prostu znaleźć wyjście, znaleźć
wyjście.
- A co jeśli
oni nas umieścili tu specjalnie, żeby sprawdzić naszą reakcję na ekstremalne
warunki? Żeby sprawdzić czy zwariujemy - odezwałem się nagle. - Jeśli to
prawda, to są... - tu poleciała niezła wiązanka wyzwisk skierowanych do SJEWu -
A może to po prostu ja popadam w paranoję przez to wszystko...
- Najprawdopodobniej to drugie. Albo i pierwsze. Zresztą,
po kiego grzyba my tak łazimy? Po prostu znajdźmy jakieś góry i powinno być
teoretycznie po sprawie. Zero problemów, martwy SJEW, a na koniec 50 litrów
spirytusu albo denaturatu i kac na skalę globalną. Wchodzisz w to?
- Zdecydowanie wchodzę. O ile
będę jeszcze w miarę zdrowy psychicznie. No, i będę żywy. To wiesz, w którą
stronę te góry? - Nie wiem czemu, ale jakoś słowa Ookami podniosły mnie na
duchu. Oczywiście dalej bałem się, ale nie byłem już panicznie przerażony.
- Chciałabym. Można chyba założyć,
że jak pójdziemy jeszcze trochę prosto, a potem skręcimy w lewo, to dotrzemy do
gór. - Ta lekka nutka entuzjazmu i optymizmu ze strony Hikaru, która zawsze
mnie tak irytowała, teraz sprawiła, że poczułam się pewniej. Oddech mi się
wyrównał, serce uspokoiło i pomimo ciągłego stresu moje samopoczucie poprawiło
się w takim stopniu, jak to już nie zrobiło tego od dawna. - Tak, na pewno tam.
Idziemy!
Ookami też
udzielił się optymizm, co wróżyło raczej dobrze, bo może uda nam się nie
zwariować. Ruszyliśmy we wskazanym przez nią kierunku i już po chwili ponad
drzewami mogliśmy zobaczyć szczyty gór. To jeszcze bardziej dodało mi siły tak,
że już po chwili wysunąłem się przed dziewczynę. Kiedy po chwili odwróciłem
się, żeby zobaczyć gdzie jest nie dostrzegłem jej. Cofnąłem się kilkanaście
metrów, jednak nigdzie jej nie było. Znów zacząłem panikować.
Kiedy tak szliśmy w atmosferze,
która stawała się powoli o dziwo przyjemna, Hikaru wysunął się do przodu.
Chciałam do niego zawołać, żeby nieco zwolnił, kiedy coś uderzyło mnie prosto w
bok wyduszając mi z płuc całe powietrze. Podniosłam wzrok i ujrzałam nad sobą
lejina - wielkiego, czarnego jelenia. Głos zamarł mi gardle. Po chwili jednak
jego postać zafalowała, a wadera, która pojawiła się w jego miejscu zakryła mi
usta łapą. Cudownie. Ishi... Ale przecież to nie ona cały czas szwendała się po
tym lesie. Jasna... Hikaru! Przecież pewnie teraz się gdzieś tam szwenda.
Zepchnęłam łapę wadery z ust i powiedziałam wręcz konspiracyjnym szeptem.
- Co ty odwalasz? Skała ci spadła na łeb, czy co?
- Próbuję ci pomóc, jeśli nie widzisz. Błąkasz się po tym lesie od paru godzin
i patrzenie jak się boisz najmniejszego szmeru jest zabawne, ale w pewnym
momencie granica dobrego smaku została przekroczona. - Wskazała na zieloną
roślinkę za mną.
- My się szwendaliśmy Ishi, MY. Tak więc teraz albo tam ze mną pójdziesz, albo
tak cię zapieczętuję, że nie będziesz się mogła po zadku podrapać.
Panikowałem.
Oddech mi przyspieszył, ręce znów zaczęły drżeć. Wcześniej nawet nie zdawałem
sobie sprawy ile siły dodawała mi obecność Ookami, a teraz kiedy jej nie było
tylko chwilę już panikowałem. A co jeśli coś jej się stało? Meh, wątpliwe, w
końcu to jej podświadomość. Gdyby nie fakt, że ona również nie była w
najlepszym stanie psychicznym posądzałbym ją o ukrycie się w celu jeszcze
większego przestraszenia mnie. Jednak w obecnej sytuacji to chyba nie było
możliwe. Chciałem ją zawołać, ale to mogłoby tylko doprowadzić do mnie jakieś
stwory. Oparłem się, więc o najbliższe drzewo i policzyłem do dziesięciu
starając się uspokoić.
Pokręciła tylko głową i stanęła
nieruchomo, co znaczyło chyba, że mogę na nią wejść. Wdrapałam się na jej
grzbiet, który, nawiasem mówiąc, był strasznie kościsty. Pomijając oczywiście
sam fakt, iż Ishi jest w połowie szkieletem obrośniętym białym futrem, które
jakby mówi w tym lesie - 'Hej, potwory, tutaj jestem! Darmowe,
już-nie-tak-świeże kości do obgryzania, 296 w 1!'. Złapałam się jej rogów i
popędziłam ją z wolnego chodu do nieśpiesznego truchtu.
- Kiedyś zamienimy się miejscami - prychnęła. Nie za bardzo zwracałam na nią
uwagę, starając się wypatrzeć jasnych, niemalże białych włosów chłopaka. Cisza
wypełniająca powietrze stawała się niemalże nieznośna, pomijając oczywiście
uporczywe i jakby specjalne łamanie każdej napotkanej gałązki przez Ishi i
czynienie jak największego hałasu. Westchnęłam i skoncentrowałam się na
otoczeniu. Nie mógł przecież pójść za daleko...
Usłyszałem
jakiś straszny huk. Nie miałem zielonego pojęcia, co to mogło być, jednak nie
brzmiało to zbyt dobrze. Przylgnąłem, więc do drzewa najbardziej jak
potrafiłem, jednak nie dawało to zbyt dobrego efektu. Dalej było mnie widać ze
względu na kolor ubrania i włosów. Dobra, olać, najwyżej zginę.
Gdzieś z oddali moich uszu dobiegł
jakiś huk. Zagryzłam zęby na wardze i popędziłam Ishi do biegu, co ta
skwitowała niezadowolonym burknięciem. Nie miałam pojęcia, co to mogło być, ale
raczej nic dobrego. Nagle gdzieś po lewej stronie mignęła mi przed oczami jasna
plamka. Szybko skierowałam waderę w tamtą stronę. Jeśli to nie będzie Hikaru,
to można go już chyba uznać za martwego. Biały punkt stawał się coraz większy i
mogłam odróżnić już więcej szczegółów. Dzięki ci, moja podświadomości, że go
jeszcze nie zabiłaś. Jednak prosto z naprzeciwka byłam też w stanie dosłyszeć
coś innego, dużego i najwyraźniej biegło prosto w stronę chłopaka, który nawet
nie zwracał na nas uwagi, tylko wpatrywał się przed siebie. Albo leżał martwy.
Popędziłam Ishi, a kiedy byliśmy z dwa kroki od basiora gwałtownie ją
zatrzymałam ledwo utrzymując się na jej grzbiecie. Pomiędzy drzewami zauważyłam
przebłysk rogów i splątanego futra. Analizując fakty - w naszą stronę biegł
właśnie bies.
W moją stronę
biegło coś ogromnego. Rogi miało proporcjonalnie wielkie do cielska. Nie miałem
zielonego pojęcia jak to coś się nazywa, ale wyglądało groźnie. I właśnie na
mnie szarżowało. Usłyszałem dość ciężkie kroki również po mojej prawej stronie,
ale tak bardzo skoncentrowałem się na tym stworze, że jakoś odgłos kroków nie
bardzo dotarł do mojego mózgu.
Wychyliłam się w lewo i chwyciłam
Hikaru za kołnierz. Podciągnęłam go do siebie i z małą pomocą Ishi posadziłam
go przede mną. Mocno przycisnęłam go do przodu, żeby położył się na jej szyi i
już pędziliśmy jak najdalej od stwora, który chyba nas gonił. Położyłam się na
plecach chłopaka i spróbowałam jeszcze bardziej pogonić Ishi. Tym razem to jej
pozostawiłam wybór drogi. Biegła prosto w stronę najbliższych jaskiń. Widząc
coraz bardziej zbliżającą się górę i cichnące kroki pogoni nieco się
uspokoiłam. Wadera wpadła do jamy i nie zdążając wyhamować wtarabaniła się
bokiem prosto w ścianę. Zarówno ja i Hikaru spadliśmy z jej grzbietu, ale to
najmniej mnie teraz obchodziło. Nigdzie nie było słychać ciężkiego biegu biesa.
- Dziękuję
wam - powiedziałem do Ookami i wilko-szkieletu, na którym tu przybyliśmy. W
sumie dziwnie się czułem mówiąc do wilka, kiedy sam nim nie byłem. Nie
przyjmowałem wilczej formy od tak dawna... Nie wiem jaki cudem udało nam się
uciec, ale chyba po prostu mieliśmy cholernego farta. Zresztą nieważne, ważne,
że żyjemy.
- Właściwie to mi. Ookami nic nie
zrobiła - powiedziała Ishi. Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Mogłabyś nas wysłać z powrotem do rzeczywistości?
- Tak... Ale nie zrobię tego. Wystarczająco mnie już wykorzystałaś. - Co za
menda...
- A jeśli tutaj wrócimy?
Zastanawiała się przez chwilę. Wiedziałam, że to jak podpisywanie cyrografu z
diabłem, ale innego wyboru nie miałam. Co najwyżej Hikaru mnie zabije. Mała
strata? Chyba już nie.
- Niech ci będzie. Ale MUSICIE tutaj kiedyś wrócić. - Spojrzała na mnie
wzrokiem, który wytłumaczył mi wszystko od deski do deski. Albo wracamy, albo
soczyste poprzestawianie facjaty, zarówno psychicznej jak i fizycznej. - A
teraz złapcie się za ręce i nie ruszajcie - mruknęła. Zrobiłam to, co kazała, o
dziwo bez większych oporów.
Staliśmy,
więc tak trzymając się za ręce, a wilko-szkielet, który nazywał się bodajże
Ishi odprawiała jakieś dziwne czary. Po chwili jaskinia zaczęła się zamazywać.
Otworzyłem oczy, leżałem w łóżku i znajdowałem się prawdopodobnie w jakimś
szpitalu. Może nawet uwierzyłbym w to, gdyby nie fakt, że byłem przywiązany do posłania. Na łóżku obok Ookami właśnie ogarniała co się dzieje. W każdym bądź
razie nawet tu jest lepiej niż tam.
- Nie ma to jak uciec skądś i przenieść się do kolejnego miejsca, z którego
trzeba uciekać... - mruknąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz