30 kwietnia 2016

Od Argony cd. Rori'ego

Z lewego korytarza rozległ się potworny huk.
- Co ten  debil narobił?! – mruknęłam do siebie, biegnąć w stronę źródła hałasu. Nie biegłam długo. Właściwie, ograniczyło się to do krótkiego sprintu i na mojej drodze pojawiła się ściana gruzu. Przez chwilę patrzyłam na nią niechętnie, po czym wezwałam mrok do rozsunięcia kamieni. Na próżno. Spróbowałam jeszcze raz i nic. Musi być magicznie zabezpieczona. Dziwne…
Wtem za swoimi plecami usłyszałam ciche kroki i charakterystyczny szczęk broni palnej.  Zza zasłony rozległ się bliżej niezidentyfikowany krzyk i na chwilę wszystko ucichło. Stałam w ciasnym zaułku. Ściany były proste. Warstwa gruzu spora. Moc nie działała. Zastanawiałam się, co jeszcze mogę zrobić. Jak dostać się do Rori’ego? 
Pojedyncze szelesty, dobiegające zza rogu nie wróżyły za dobrze. Spróbowałam jeszcze raz użyć mocy. Na próżno.
- Ręce do góry – zakomenderowała cicho postać, w kompletnie nie praktycznym pomarańczowym mundurze, patrząc na mnie wyzywająco. Sam wyzywający wzrok byłby raczej słabym argumentem, gdyby nie był poparty przez skierowane w moim kierunku lufy karabinów, trzymane przez prawdziwych żołnierzy. Zapewne nawet któryś ze specjalnych oddziałów SJEW-u. 
W milczeniu wykonałam polecenie. Bliższy z podwładnych Lary von Treskov opuścił broń i mnie obszukał, zabierając znalezioną przy mnie broń. Potem odpiął od paska bransoletkę i zapiął mi na szyi. Słyszałam o podobnym projekcie, którego celem było blokowanie wilczych zdolności, jednak jak dotąd testy nie powiodły się. Jak dotąd.
- Za co jestem aresztowana? – spytałam zuchwale. – Mogę usłyszeć swoje prawa?
W odpowiedzi otrzymałam tylko kuksańca pod żebra. Pani generał obróciła się na pięcie i pomaszerowała z powrotem. Popychana przez zbrojnych ruszyłam za nią. Jeśli dobrze to rozegram to prawa odnoga…
Mijając ją poczułam głęboki zawód. Stojący w niej białowłosy chłopak w masce gazowej i opierający się na karabinie wyglądał na zawiedzionego. Zawiesił na mnie tęskny wzrok. Nikt z mojej obstawy nie zwrócił na niego uwagi. Widocznie był tylko alternatywą, gdybyśmy z moim ochroniarzem wybrali drugą drogę. Ale skąd wiedzieli? Nawet my nie wiedzieliśmy do końca, dokąd idziemy. Nikt nie mógł nas zdradzić, choć… była jedna osoba. Aż ciarki mi przeszły po plecach. Korso mówił, że był członkiem ZUPA-y, zatem tak musiało być. Czy działał na dwa fronty? Nie chciałam dopuścić do siebie myśli o tym, że odpowiedź mogła być inna. Pragnęliśmy sojuszu, mamy przecież wspólne cele. Co chciałby osiągnąć…?
- Wsiadaj! – warknął SJEW-owiec, popychając mnie w kierunku przyczepy do motoru. Weszłam do środka, a on przypiął mnie za nadgarstek do stojącego obok pojazdu. Lara sprawdziła jeszcze jakieś kontrolki, odebrała salut od podwładnych i wsiadła na siodełko motoru i założyła gogle na oczy. Wyglądały dość archaicznie i przeleciało mi przez myśl, że w panujących tu ciemnościach musi niewiele widzieć. Z drugiej strony kto wie, jakim modyfikacją zostały wcześniej poddane?
Silnik warknął groźnie, a dźwięk poniósł się przez korytarze kopalni. Nie został tu wprowadzony dzisiaj. Usłyszelibyśmy. Ruszyła z zawrotną prędkością, zwarzywszy na szerokość tunelu. Pochyliłam się w moim kokpicie i modliłam się w duchu do wszystkich bogów, gdziekolwiek są, żeby wrąbała się w ścianę. Niestety nic takiego się nie stało i już kilka minut później gnaliśmy po pustych ulicach, obrzeży miasta. Dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać, co się teraz dzieje z Rorim. Żyje? Zasypało go? Może go też złapali? Może to znów ta Ruda? Było nic nie mówić. Nie w tak niepewnych godzinach. Spojrzałam ukradkiem na moją oprawczynię. Jak zwykle nie była zbyt rozmowna, całkowicie poświęcała się zadaniu. Jej jasne włosy powiewały na wietrze. Chciałam jej zapytać, dokąd mnie wiezie, jednak zrobiłabym z siebie idiotę, próbując przekrzyczeć pęd wiatru. I tak wkrótce  się przekonam. 
Wkrótce wyjechaliśmy na bardziej ruchliwe ulice i Treskov musiała znacząco zwolnić, co najwyraźniej nie sprawiało jej przyjemności.  W miarę jak zbliżaliśmy się do centrum Areny 1 było jasne, dokąd mnie wiezie. W samym środku. Monumentalny i błyszczący, niczym kryształowa zbroja, chroniąca swego pana. Zatrzymaliśmy się dokładnie przed wejściem. Jakiś mężczyzna pośpieszył ku nam, zapewne by oznajmić „Tu nie wolno parkować!” jednak, widząc charakterystyczną postać pani generał, zamarł w pół kroku i wyprężył się sztywno na baczność, zwracając tym na siebie uwagę kilku przechodniów.  Lara nie zwróciła na niego kompletnie uwagi. Odpięła mnie od swojego pojazdu i poderwała do góry z dużą siłą. 
- Idziemy – rozkazała zwięźle.
- A jeśli się nie zgodzę? – spojrzałam na nią, zdobywając się na czarujący uśmiech.
Niemka wyjęła z kabury pistolet i przyłożyła mi do głowy.
- Idziemy – powtórzyła.
Westchnęłam, nie widząc sensu w spieraniu się z nią. Rori, mam nadzieję, że nic ci nie jest i już myślisz, jak mnie stąd wyrwać… Wzruszyłam ramionami i pomaszerowałam w kierunku budynku, starając się przy tym wyglądać na tyle dumnie, na ile umiałam. W brudnym ubraniu. Śmierdząc potem. Umazana węglem. Z włosami potarganymi wiatrem. Zaprawdę, żadna Alpha watahy nie wyglądała tak dostojnie, jak ja w tej chwili. Przeszliśmy przez ruchome drzwi, ochroniarze zerwali się ze swoich miejsc na posterunku do salutu, a pani na recepcji spojrzała zza okularów-połówek. Następnie pani generał skierowała nas do windy i bez wahania przycisnęła guzik z numerem 47. Winda ruszyła z cichym pyknięciem. Lara zamarła w bezruchu. Wychyliłam się nieco, by spojrzeć na jej twarz. Wszystkie plotki, jakie do tej pory usłyszałam o niej wydawały się prawdą najbardziej w takich właśnie momentach. 
Podnośnik zatrzymał się jeszcze na 31 piętrze i do środka wsiadł wysoki, uśmiechnięty uprzejmie, białowłosy mężczyzna. Treskov zasalutowała mu, a on odwzajemnił pozdrowienie, nie zmieniając wyrazu twarzy i stanął koło mnie. Poczułam się wyjątkowo niezręcznie. Siergiej Mielentij, Minister Obrony we własnej osobie. Ten, którego zdradziłam. 
- To nie twoje piętro Laro? – spytał, gdy po raz kolejny nasz transport zatrzymał się na 41. Kobieta zasalutowała i wyszła, pozostawiając nas samych w przytłaczającej ciszy. I tej emanującej od Siergieja aury mroku. Szczerze odetchnęła, gdy wreszcie wysiedliśmy z windy do surowego, betonowego korytarza, na którego ścianach wisiały jedynie oprawione w ramki przecudne motyle, przebite igłą. Właściwie zdziwił mnie brak przepychu i jakiejś jasnej, biurowej tapety i paneli z delikatnego drewna pod stopami. Także prostota mijanych przez nas drzwi, oznaczonych numerami od 3406, budziła we mnie niepokój. Wreszcie doszliśmy do końca korytarza i generał otworzył przede mną drzwi. Z uśmiechem wypuścił mnie na taras i zatrzasnął je za moimi plecami. Zimny wiatr owiał moją twarz, jeszcze bardziej rozburzając moje włosy. Targając jego, elegancko ułożonymi i przylizanymi. Stał tam, przy samej barierce, z rękami założonymi za plecami.
***
- Hm? – spytał Lorem, świecąc latarką po oczach blondyna.
- Opuść tą latarkę, Argo! – warknął Rori. – Miałaś…
Mężczyzna wykonał polecenie i spojrzenia obu chłopaków się spotkały.
- Rori – zdziwił się niebiesko włosy. Był pewny, że Piętno zabierze go ze sobą. Tymczasem pozostawiła go tutaj, samego i gdzieś umknęła.
- No nie, czy naprawdę jestem tak ważną personą? Powiedz, lepiej czy wiesz, gdzie moja towarzyszka – mężczyzna wykonał gwałtowny krok do przodu i chwycił dryblasa za fraki, co jednak nie robiło takiego wrażenia, z powodu sporej różnicy wzrostów. Lorem rozłożył ręce w obronnym geście. Nie chciał walczyć z tym nieznajomym. Musiał przecież nazajutrz wrócić do pracy, najlepiej w jak najbardziej normalnym stanie, zważywszy na to, że ostatnio i tak podpadł tym „projektem” z Anthonym.
- Nie wiem… ja tylko to zostawiam… - wyciągnął z kieszeni zaszyfrowaną wiadomość. 
(Rori? A to się porobiło :P Słuchaj, jak masz jakąś wizje Rudej to daj znać, bo ja ją plączę w moje sprawy, a ona może mieć coś np. z przeszłością Szajbusa i klapa…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz