Wszyscy siedzieliśmy zebrani w Wampirniarni, gdzie rozpaczaliśmy po członkach watahy poległych w ucieczce z Haus of Sun. Jako że udało mi się zbiec razem z Vincentem, uznałam, że będzie to dobry punkt zaczepienia. Nawet nie wiedziałam, gdzie jest Bezimienna, z którą wcześniej spędzałam czas... Brakowało mi jej teraz. Ledwo się z nią zaprzyjaźniłam, a już prawdopodobnie poległa z łapsk SJEWu...
- Nawet nie znałam tamtych wader... - mruknęłam usiadłszy obok Vina. Ten wydawał się być mocno zamknięty w sobie, zresztą nic dziwnego... - Tak bardzo mi źle i przykro, że nie zdołałam ci pomóc je uratować...
- To bez znaczenia. Stało się - odparł mi basior. - Sukinsyny za to pożałują.
- Jeśli masz zamiar się mścić na nich, jestem jak najbardziej z tobą - mówiąc to napięłam wargi i zmarszczyłam nos.
Wilk nie odpowiedział. Przymknął oczy i wyglądał tak, jakby zaraz miał zawyć ku niebu. Gniew i rozpacz, które mnie niemal rozrywały od środka, powodowały, że także miałam ochotę wyć, w dodatku na wpół warcząc. Musiałoby to brzmieć jak ryk, wręcz nienaturalny dla wilka... Spojrzałam na niego bezsilna i zaczęłam cicho płakać... Oczywiście niemal całym ciałem, w dodatku zamiast łzami - krwią. Zacisnęłam mocno powieki i nałożyłam zakrwawioną łapę na pysk... Ze skrzydeł ciurkiem skapywał szkarłat.
- Wszystko gra? - usłyszałam głos Vincenta. - Cała krwawisz...
Spojrzałam to na niego, to na inne wilki wokół nas, które także zwróciły na tą niezręczną przypadłość uwagę. Odetchnęłam ze szlochem, żeby odblokować zaciśnięte gardło.
- To... to u mnie normalne.... Nie martw się... - wymamrotałam pociągając nosem. Echo szlochów, zawodzeń, kapiącej krwi i łez niosło się po całych ruinach... - Dziękuję za troskę...
- A ja za pomoc przy Code:W. Należało mu się za Li i Jade - Vincentowi szkliły się oczy, gdy to mówił.
- I tak żałuję, że nie przytrzymałam go jeszcze trochę przy życiu... Sprawiłabym mu gorsze cierpienia...
(Vincent?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz