Wykończony ledwo co wlazłem do domu. Gdy tylko znalazłem się w środku, zobaczyłem ogromny bałagan stworzony przez mojego smoka. Nie mając sił nawet się drzeć polazłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Tyle starczyło, żebym znalazł się w śnie, jednak coś mi tu nie pasowało. Mianowicie byłem na jakiejś polance. Na jej środku znajdywała się jakaś postać od razu wiedziałem, że to bóg snu. Nawet nic nie zdążyłem zrobić, ponieważ rozpłyną się w powietrzu. Postanowiłem przemienić się w wilka, bo ludzka forma trochę mi przeszkadzała. Nie wiedząc co robić poszedłem przed siebie. W tym lesie było coś dziwnego. Coś co przyciągało i odstraszało. W okolicy było strasznie cicho co, niezbyt pasowało do głośnych lasów. Po godzinie błądzenia las się skończył i zaczęła się wyschnięta równina, która zdawała się nie mieć końca. Stałem kilka minut zastanawiając się czy nie zawrócić i szukać kogoś. Nagle usłyszałem ciche wzywanie pomocy. Z ciekawością tam poszedłem i zamarłem. Zobaczyłem bardzo małą klatkę, w której był mały smoczek. Na pierwszy rzut oka smok wydawał się być Nocną Furią. Ale jedno różniło go od tego gatunku, wokół jego prawego oka, była plamka, która przypominała księżyc w pełni. Chwilę patrzyłem się na malucha, który miał jasnoniebieskie oczy.
- Pomożesz mi? - zapytał słodkim głosikiem
- Mogę spróbować mały, ale nic nie obiecuję. - odparłem z żalem.
Próbowałem otworzyć klatkę bez użycia żadnej z mocy, ponieważ nie wiedziałem czy nic mu nie zrobię. Niestety bez magii nie mogło się obejść. Kilka kroków oddaliłem się od klatki i przymknąłem oczy. Skupiłem się na tym, żeby wytworzyć wokół mnie ogień, który stopi klatkę, ale nic mu nie zrobi. Nie było to takie łatwe jak myślałem. Gdy wyczerpany po tym otworzyłem oczy to zobaczyłem, że maluch jest wolny. Smoczek spojrzał mi w oczy z dużym szczęściem i szybko do mnie podleciał przytulając się.
- Dziękuję Ci bardzo! - wykrzykną mały. - Ale jest jeszcze coś.
- Co takiego maluchu?
- Moi rodzice mieszkają tam, a sam nie dojdę. - mówił wskazując na coś za mną.
Gdy się odwróciłem to zobaczyłem ogromny wulkan, z którego unosił się dym. Góra nie była stabilna tektonicznie, a jednak tam mieszkał z rodzicami. Chwilę zastanawiałem się co mam robić, ale długo to nie trwało.
- Pomogę Ci wrócić do domu. - odpowiedziałem zdecydowanie
Mały był tak zadowolony, że zaczął skakać dookoła mnie ciągle się śmiejąc. Gdy tak na niego patrzyłem to samemu chciało mi się śmiać. jeszcze raz spojrzałem na górę i szybko spoważniałem. Wiedziałem, że czeka nas długa droga i trzeba szybko ruszać.
- No dobra mały, wskakuj mi na grzbiet i idziemy.
- Tak jest. - zasalutował mały i w jednej chwili znalazł się na moim grzbiecie.
Gdy już smok był pewny, że nie spadnie to ruszyliśmy w stronę wulkanu. Cisza jaka panowała w lesie to i tu panowała. Mimo iż nigdy nie narzekałem, że nie lubię ciszy to teraz mi przeszkadzała. Przed nami znalazła się mroczna jaskinia, chcieliśmy ją obejść, ale gdy tylko to zrobiliśmy walnęliśmy w niewidzialną ścianę. Radzi nie radzi, weszliśmy do jaskini mając cichą nadzieję, że nic nas nie zaatakuje. Na powierzchni było cicho, ale o tym miejscu nie można było tego powiedzieć. Co jakiś czas słychać było złowrogie syki i śmiechy. W pewnej chwili znaleźliśmy się w jaskini pełnej kryształów. Trzeba było przyznać, że jaskinia była cudna, ale naszą uwagę przykuły ruchy kryształów. Przez chwilę zastanawiałem się co to może być, ale zdałem sobie sprawę, że to stróż jaskini i kryształów. Po sekundzie przed nami stał cudny i okazały smok kryształów. Musiałem przyznać, że pierwszy raz widziałem smoka tego gatunków. Takie smoki były rzadkością, ale Nocne Furie były jeszcze rzadsze. Patrzyłem się jak zaczarowany na smoka, ale oprzytomniałem gdy usłyszałem jego głęboki i srogi głos.
- Co wy tu robicie?! - wrzasną na nas, a mały momentalnie chciał się schować.
- My idziemy do wulkanu, gdzie mieszka ten smoczek na moich plecach.
Smok nachylił się nade mną i spojrzał na małego gada. Poczułem jego ciepły oddech na mojej głowie. Po kilku sekundach smok spojrzał na mnie i zobaczyłem na jego pysku uśmiech.
- Toż to Władca Smoków! Wybacz za moje zachowanie.
Gdy to powiedział to ja zbaraniałem, nawet nie wiedziałem, że smoki tak mnie nazywają.
- Słucham? - powiedziałem nie wierząc co słyszę.
- Jesteś władcą smoków. A teraz idźcie, bo wulkan zaraz wybuchnie i jego rodziców nie znajdziesz.
Chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale wiedziałem już, że nie mam czasu. Gdy tylko smok się odsunął i ujawnił wyjście to do niego popędziłem. Biegłem z kilka minut i w końcu zobaczyłem światło dnia dziennego. Gdy znaleźliśmy się na powierzchni to zauważyłem, że po drugiej stronie rośnie bujny las a w nim mieszkają smoki. Gdy tylko nas zobaczyły to ukłoniły się. Byłem w niezłym szoku widząc to wszystko.
- Nie musicie mi się kłaniać! - krzyknąłem
Smoki wyprostowały się i patrzyły na mnie jak na przyjaciela. I to mi się podobało. Nie jestem ich przywódcą tylko ich przyjacielem. Jeden ze smoków wylądował przed nami i przykucnął, że mogłem na niego bez trudu wejść. Gdy to zrobiłem momentalnie wzbiliśmy się w powietrze. Widziałem, że bardzo szybko zbliżamy się do wulkanu.
- Dziękuję Ci, że nam pomagasz. - powiedziałem do wielkiego granatowego gada.
- Proszę bardzo.
Lekko uśmiechnąłem się i rozkoszowałem się wyglądem okolicy. Piękne zielone lasy, które rosły na około wulkanu wyglądały na takie które ciągle żyją i rosną. Smok wylądował przed górą i położył się, żebyśmy mogli zejść. Gdy to już zrobiliśmy to smok chciał wzbić się z powrotem w niebo.
- Dziękuję Ci.
- Nie musisz dziękować przyjacielu.
Po tych słowach smok wzbił się w powietrze i szybko zniknął nam z pola widzenia. Szybko weszliśmy do wulkanu i zaczęliśmy się rozglądać za smokami. W jednej chwili mnie zamurowało, zobaczyłem wielkie stada Nocnych Furii. Szedłem przed siebie i patrzyłem w ich piękne i mądre oczy. Zawsze uwielbiałem wpatrywać się w te ślepia. Gdy tak szedłem to przez przypadek wpadłem na jakiegoś smoka. Spojrzałem mu w oczy i zamarłem. Wyglądał tak samo jak ten maluch na moich plecach. Spojrzał na coś za mną, mogłem się domyśleć, że patrzy na malucha.
- Przecież to nasz synek! Bardzo Ci dziękujemy za uratowanie naszego małego. - powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Nie macie za co dziękować. - odpowiedziałem z uśmiechem
Maluch nic nie powiedział tylko z prędkością światła znalazł się przy rodzicach. Spojrzałem w jego oczy i wiedziałem, że to nie Nocna Furia. Również mądra jak Nocne Furie, ale jednak nie jakaś dziwna aura była w tych smokach.
- Odpowiem na twoje pytanie. Tak jesteśmy podgatunkiem Nocnej Furii. Jesteśmy Furiami Snu.
- Dziękuję za odpowiedź.
Spojrzałem jeszcze raz na niego i lekko się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że trafiłem tu by przyprowadzić tego malucha. Po chwili obraz zaczął się rozmazywać zaczynałem zastanawiać się o co biega.
- Do zobaczenia kiedyś.
Tylko tyle usłyszałem, zanim przed oczami zrobiło mi się czarno. Po chwili ocknąłem się na swoim łóżku i zaczynałem rozmyślać czy dalej powinienem drzeć się na smoka jak coś zmaluje. Mimo iż chciałem jeszcze spać to wiedziałem, że tęsknota za tamtymi smokami mi nie da spać.
- Szczerbek chodź tu! - wrzasnąłem z uśmiechem.
Smok szybko znalazł się w pokoju i nie pewnie do mnie podszedł. Pewnie myślał, że oberwie za bałagan. Ja natomiast zacząłem go głaskać i wygłupiać się z nim. Jeszcze tylko jedna myśl uderzyła mnie. - "Czy aby na pewno te smoki istnieją i jestem ich władcą?" Postanowiłem nie zastanawiać się nad tym i kontynuowałem zabawę ze swoim przyjacielem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz