Deski obijające ściany wydały głuchy jęk, gdy uderzyły w nie skrzydła otwartych zamaszyście drzwi.Wściekłe kroki Korso poniosły się po herbaciarni. A zaraz za nimi huk wywracanego stolika.
- Hej! - zawołała Mitsuki. - Nie musisz od razu tu wszystkiego demolować!
Chłopak gwałtownie obrócił się do niej. W jego oczach płonął gniew. Wskazał na nią palcem i otworzył usta do obelgi, lecz nic nie powiedział. Pokręcił głową i machnął ręką. Dziewczyna natychmiast pojęła, że jej uwaga nie była na miejscu. Chciała się zaraz zreflektować, ale wtedy on szepnął cicho:
- Wytłumacz mi to.
Wybita z rytmu, przekrzywiła głowę, patrząc na niego tępo.
- Co mam ci wytłumaczyć?
- To co się stało.
- Ale... przecież wszystko widziałeś... byłeś tam.. o co ci chodzi?
- Wytłumacz mi, dlaczego to się znowu dzieje! - krzyknął nagle. Mitsuki zadrżała. - Kolejny raz tracimy tylu naszych. Wszystkie te życia, przyjaciele, rodzina, ich historie, wszystko to w piach!
- Tak już jest... Nie udało się im...
- Nie udało się im? Ilu to już wilkom się nie udało?! Odkąd przybyłem do watahy, pożegnaliśmy już z setkę osób. Idź do Lorema po kronikę i sobie policz, jak nie wierzysz!
- Korso, przecież wiem. Też widzę, jak nowi przychodzą, a potem giną. To już u nas normalne. Nie rozumiem, czemu się tak przejąłeś. I tak z większością się nie przyjaźnisz.
- Mogę ich nawet nie lubić, ale to moja wataha, moja rodzina. - Podszedł bliżej Mitsuki. - Myślisz, że na nikim mi nie zależy? Że siedzę z dala od was, bo tak już mam? Czyżbyś już zapomniała?
Odwrócił się, podszedł do baru i oparł o niego.
- Do watahy zaprosił mnie Doctor. - Jego głos zaczynał drżeć. - Potem namówił, żebym zgłosił się na Wyprawę. Tam zaprzyjaźniłem się z Akumą, z Shailene, z Anastasią, z Assumi... była tam Aria... Powiedz mi, gdzie oni teraz są?
Jego dłonie zacisnęły się na brzegu stolika.
- Gdy tylko się do kogoś zbliżę, zaraz znajdzie się jakiś sukinsyn, który mi go odbierze. Mam tego serdecznie dość.
Mitsuki patrzyła na basiora z wielkim zaciekawieniem. Nie była to jej wymarzona scena otwartego serca, ale pierwszy raz Korso otwierał się przed nią. Nie tyle jednak się z tego cieszyła, co raczej czekała, czy wreszcie jej kompan powie na tyle dużo, by mogła go rozgryźć.
Lecz on rozbił bańkę jej marzeń.
- W najbliższym czasie znowu mogą się tu pojawić nasi "koledzy" z ZOMO - westchnął. - Lepiej będzie, jeśli przez parę dni nie będziesz za bardzo się pokazywać... Zajmij się w tym czasie papierami, w porządku?
Dziewczyna skinęła, choć z widocznym grymasem niechęci na twarzy. Gdy wychodziła z głównego pomieszczenia herbaciarni, zatrzymała się jeszcze i odwróciła do Korso.
- Co to jest "ZOMO"?
Chłopak spojrzał na nią jak na ducha. Otworzył usta, ale nic nie powiedział.
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz