Zmęczona poszłam do swojego upragnionego domku. Gdy tylko się tam znalazłam to położyłam się na łóżku i zapadłam w głęboki sen. W pewnej chwili poczułam jak spadam w czarną otchłań i gdy dotknęłam stopami ziemi, to w oddali zobaczyłam postać ubraną w czarny płaszcz. Coś mi mówiło, że to bóg snu, ale nie byłam pewna. Tak szybko jak się pojawił to i znikną zostawiając mnie samą w tym miejscu. Otaczała mnie ciemna, bezkształtna maź, która unosiła się w powietrzu. Niepewnie poszłam przed siebie rozglądając się za czymś normalnym. Gdzieś nad moją głową usłyszałam głośne syczenie. Szybkim ruchem dobyłam swojej katany i rozglądałam się kto tu jest. Niestety nikogo nie zobaczyłam. Po chwili maź znikła, a ja sama znalazłam się w jakimś parku. Wszystkie drzewa miały cudne kwiaty, a wszędzie można było zobaczyć radosne dzieci. Przez chwilę zastanawiałam się gdzie jestem, i doszłam do wniosku, że może być to Japonia. Schowałam swoją katanę i poszłam w jedną z alejek. Alejka była dość długa i doprowadziła mnie do lasu. Z ciekawości postanowiłam pójść dalej. W lesie panował nieziemski spokój, którego mi od dawna brakowało. Gdy tak zadowolona podziwiałam rośliny i zwierzęta w lesie, to przed moim nosem przeleciała jakaś gwiazdka. Zauważyłam, że wylądowała koło mnie, gdy ją podniosłam okazało się, że to shuriken. Szybko dobyłam swojej katany i znowu zaczęłam rozglądać się za wrogiem.
- Spokojnie nic Ci nie zrobię. - powiedział męski głos.
Szybko się odwróciłam do tego kogoś i mnie zamurowało. Stał tam zmutowany żółw w bandanie. Widziałam na jego twarzy rozbawienie i do końca nie wiedziałam z czego mu się chce śmiać. Dopiero po sekundzie doszło do mnie, że muszę głupio wyglądać.
- Kim ty jesteś? - powiedziałam cieniutkim głosem.
- Ja jestem Raphael. Ale kim ty jesteś?
- Ja jestem Miris San
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko tajemniczo się uśmiechnął. Szybkim krokiem podszedł do mnie i jednym ruchem zabrał mi katanę. Gdy to zrobił, ja bezradnie się na niego wpatrywałam. Żółw chwycił moją dłoń i zaczął ciągnąć w najgęstszą część lasu. Szliśmy w milczeniu z kilka godzin. Chciałam zadać mu kilka pytań, ale nie wiedziałam czy mogę.
- Mogę się coś zapytać? - powiedziałam niepewnie
- Jasne, o co tylko chcesz.
- Gdzie idziemy? Czego ode mnie chcesz?
- Muszę się dostać do pewnej świątyni, żeby zabrać pewien zwój, a tylko ty możesz mi pomóc.
Troszkę mnie zamurowało, ale nie chciałam go wnerwiać. Dalsza część podróży minęła w milczeniu. Po kilku godzinach chodzenia w milczeniu, nagle coś usłyszeliśmy. Obydwoje dobyliśmy broni i przygotowaliśmy się do walki. Nagle przed nami pojawiły się gigantyczne węże. Stwory rzuciły się na nas, a my na nich. Walka była strasznie zacięta, ale powoli zaczęliśmy wygrywać. Co jakiś czas spoglądałam na Rapha, wyglądał cudnie jak walczył. I ten jego głos, który od razu zaczął odbijać się echem po mojej głowie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że się w nim zabujałam. - "Ale przecież to tylko sen, nie możemy być razem" - pomyślałam sobie.
Niestety to rozmyślanie zakończyło się źle, ponieważ zostałam walnięta ogonem węża i walnęłam w drzewo. Usłyszałam tylko krzyk chłopaka i przeraźliwy ryk bestii. Potem była już tylko ciemność. Obudziłam się po jakimś czasie i czułam, że ktoś mnie niesie. Odwróciłam głowę w stronę tego kogoś i tym ktosiem okazał się Raphael. Żółw odwrócił głowę w moją stronę i lekko się uśmiechnął. Również odwzajemniłam jego uśmiech, i pozwoliłam sobie na zatonięcie w jego cudnych zielonych oczach. Chłopak po chwili się zatrzymał i ostrożnie postawił mnie na ziemi. Byliśmy pod drzwiami świątyni.
- To tutaj. Jedyny problem, że nie wiem jak się tam dostać.
- To nie jest takie trudne.
Dłońmi zaczęłam przestawiać kamienie, które zaczynały układać się we wzór smoka. Gdy stworzenie, było gotowe drzwi momentalnie się otworzyły. Niepewnie weszliśmy do środka i zaczęliśmy poszukiwać zwoju.
- Chyba go mam. - krzyknęłam zadowolona.
Chłopak szybko podbiegł i sprawdził czy faktycznie to ten zwój.
- Tak to on! Dzięki wielkie. - krzyknął zadowolony
Gdy go wziął to zauważyłam, że dziwnie się uśmiecha. Podszedł do mnie objął mnie i złożył na moich ustach pocałunek, który odwzajemniłam. Nagle wszystko zaczynało się rozmazywać już wiedziałam, że go nie spotkam.
- Do zobaczenia w realnym świecie.
Gdy się ocknęłam to w mojej głowie dalej echem rozchodziły się jego ostatnie słowa.
- Czyli jesteś i tu. No to do zobaczenia. - mruknęłam do siebie.
Odruchowo spojrzałam na krzesło, które znajdowało się na przeciw łóżka zauważyłam tam jakąś rzecz. Gdy tam podeszłam zamurowało mnie, leżała tam jedna z sai zapewne Rapha i dołączony do niej liścik.
" Dziękuję za pomoc. Jesteś bardzo słodka, kiedy śpisz. Jeszcze się zobaczymy i to już nie we śnie. Do zobaczenia piękna."
Po tym lekko uśmiechnęłam się do siebie i zapatrzyłam się w widok za oknem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz