– Cześć wszystkim – rzuciłam, gdy już się przebrałam i weszłam
na salę. Sprzątające stoliki kelnerki przywitały się ze mną, nie przerywając
swojej pracy. – Sorki za spóźnienie.
Podeszłam do baru i oparłam się na nim. Steve popatrzył na
mnie z rozbawieniem spod uniesionych brwi.
– Już myślałem, że cię nie zobaczymy przed otwarciem, skoro
szefowej dzisiaj nie ma – oznajmił. Machnęłam ręką lekceważąco.
– Daj spokój, dobrze wiesz, że traktuję swoją pracę bardzo
poważnie.
Steve popatrzył na mnie sceptycznie.
– Jasne – skomentował tylko.
– Ej, no, przecież jeszcze zdążę na spokojnie ogarnąć drugą
salę! – zaprotestowałam. – Poza tym – uśmiechnęłam się słodko, stawiając na
ladzie papierową torebkę – przyniosłam ci śniadanie.
Jego brwi powędrowały jeszcze wyżej. Popatrzyłam na niego
nierozumiejącym wzrokiem.
– Uratowałam tego rogalika z czekoladą z talerza
Camille, a ty nadal nie wierzysz, że zrobiłam to całkowicie bezinteresownie z własnej
woli? – westchnęłam, bezbłędnie odczytując jego minę. – Ranisz mnie, Stevie, oj
ranisz.
– No już, już – zaśmiał się, zgarniając torebkę z baru. – Po
prostu przyjdź po niego na przerwie, jak zgłodniejesz.
Uderzyłam go przekornie w ramię i mrugnęłam porozumiewawczo.
– Wiedziałam, że odpalisz mi połowę.
Blondyn przewrócił oczami.
– Jakbym cię nie znał.
Wyszczerzyłam do niego zęby.
– Dobra, ale teraz serio idę ogarniać drugą salę. W końcu
niedługo otwieramy.
– Aham, masz godzinę, moja droga.
Machnęłam dłonią lekceważąco.
– To aż za dużo czasu.
Już chciałam odejść od baru, gdy z kieszeni mojej koszuli
dobiegł charakterystyczny dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz,
marszcząc brwi, a po krótkiej chwili wahania odebrałam połączenie.
– No co tam, Cam? – rzuciłam nonszalancko, opierając się o
ladę, przy której Steve przypatrywał mi się z zainteresowaniem.
– Calio Ace – Usłyszałam przesłodzony głosik mojej
przyjaciółki. – Już na wstępie zapowiadam, że cię utłukę.
(CAM?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz