16 sierpnia 2019

Od Camille cd. Calii

   Wciąż wściekła jak osa weszłam po schodach na pierwsze piętro swojego domu, by udać się do sypialni. Mimo wszystkich zawirowań i głupich pomysłów mojej przyjaciółki, czas nie zamierzał nawet trochę zwolnić, nie mówiąc już o zatrzymaniu się. Musiałam się więc przygotować na swoje biznesowe spotkanie, wciąż modląc się w duchu, by Calia nie zrobiła czegoś głupiego. Zerknęłam na zegarek, po czym parsknęłam cicho. Niezależnie od przyszłych głupich komentarzy Ace nie zamierzałam iść na to spotkanie rozczochrana w jakimś dresie, dlatego też szybko zabrałam się do pracy, decydując, że Fionn O'Reilly padnie do moich stóp. W sprawach biznesowych oczywiście.
   Wierzchnia warstwa mojej grafitowej sukienki zaszeleściła lekko, gdy wsiadałam do samochodu mojego przyszłego współpracownika. W jego oczach odbijały się światełka z jej srebrnych akcentów nadając im nieco dzikszy wygląd, co z pewnością dla niektórych kobiet mogłoby mieć swój urok. Jednak nie dla mnie. 
— Cieszę się, że zdecydowała się pani na nasze spotkanie — powiedział, gdy okrążył już samochód i wsiadł na miejsce kierowcy.
— Ja również — potwierdziłam szczerze — choć muszę przyznać, że nie spodziewałam się tak rychłej odpowiedzi z pańskiej strony.
— Droga pani, Bóg mi świadkiem, że takie sprawy traktuję zdecydowanie bardzo poważnie — oderwał na chwilę wzrok od drogi, by spojrzeć na mnie z lekkim uśmiechem, który odwzajemniłam. Droga minęła na na wymianie szeroko pojętych uprzejmości lub niezobowiązującej pogawędce na różnorakie tematy, jednak prawdziwy problem mógł zacząć się po naszym wejściu do kawiarnianej części. Jak nietrudno było się spodziewać, osobą, która nas powitała (w niezwykle profesjonalny i zupełnie bezstronny sposób) była Calia Ace we własnej osobie. Poczułam, jak na moje policzki wypływa lekki rumieniec, jednak miałam nadzieję, że przynajmniej Fionn tego nie zauważy. Błysk w oku Szafira powiedział mi więcej niż wszystko, co mogłaby powiedzieć. Było pewne, że nie da mi żyć. Zaprowadziła nas do stolika i przyjęła zamówienie. Z pewnym ciepłem w sercu odnotowałam, że póki co nie wywinęła żadnego numeru i miałam szczerą nadzieję, że ten stan rzeczy się utrzyma. Jednak, gdy przyniosła nasze zamówienie: moją kawę mrożoną i espresso mojego sojusznika, oczko, które mi puściła powiadomiło mnie, że klamka już zapadła i nie było dla mnie żadnego ratunku.
  (Cal?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz