15 sierpnia 2019

Od Tiffany cd. Lorema

Zamordował. To słowo utkwiło w głowie Tiffany jak kleszcz. Zaciskało się coraz mocniej wokół jej umysłu i nie zważało na pozostałe zdania, wydobywające się z ust nieznajomego. Tym wyznaniem serce dziewczynki zostało zamrożone i nie wiadomo, czy mała drgnie w ciągu najbliższych kilku minut. Na twarzy zrobiła się blada, o wiele bledsza niż zazwyczaj. Gdyby nie interwencja Lorema i pana aligatora, prawdopodobnie ta wylądowałaby na nieprzyjemnie zimnym podłożu. Zapach, wcześniej duszący, teraz wydawał się przeraźliwie obojętny. Nie docierał do niej. 
    Zamordował niewinnych ludzi. Trzech artystów.
  - Nnnnie... - maleństwo wyglądało tak, jakby zaraz znowu miało wybuchnąć i tym razem najprawdopodobniej roztrzaskać umysł Lorema na kilkaset kawałków. Najgorszy duet, jaki ktokolwiek mógłby wymyślić - niestabilna emocjonalnie, młoda dziewczyna z Zespołem Aspergera oraz mężczyzna, prawdopodobnie wyrzutek-dziwak z wyczuleniem na wybuchy nastolatki. Ilekroć ona wpadała w szał, co zdarzało się niejednokrotnie, on cierpiał mocne katusze. Tym razem jednak pozostała w bezruchu.
   Nie kopała, nie biła się po twarzy, nie krzyczała. Po prostu pozwalała, aby łzy wydostały się z jej oczu i spływały po policzkach. Białowłosemu zrobiło się jej żal. Nigdy wcześniej nie doświadczył u niej takiej reakcji. Nadal pozostawała zagadką w jego ramionach, drżącą z zimna. Drugi osobnik nie wiedział o co może chodzić, ale widząc bladą skórę rzekł:
   - Może trzeba zabrać ją do szpitala? Nie wygląda najlepiej. 
   - Nie. Nie. - przerwała mu czarnowłosa. - To przecież niemożliwe. On... on nie mógł.... Somniatis.. Nie zabiłby... nikogo.
   - Oj zabił, uwierz mi. Nie taki z niego człowiek jak go malują. W końcu to wilk, a takie to cholerne bestie. W jednym zgadzałem się z dawnym premierem - to gówno trzeba było wytępić już dawno, bo burdel robią nam z wyspy. 
   Ten człowiek naprawdę nie wiedział, z kim miał do czynienia. W chwili, kiedy dokończył swoją wypowiedź, a raczej przerwał ją, aby wyciągnąć papierosa i go odpalić, w młodej narosła fala gniewu. Zazwyczaj było na odwrót, bowiem to złość przeradzała się w stan depresji, kiedy to dziewczyna po prostu wtulała się w pościel, płacząc przez kilka godzin i żałując swoich grzechów dokonanych pod wpływem rozdzierających ją emocji, tak silnych, że odbierały jej jakiekolwiek możliwości logicznego myślenia. 
   Krzyk. Przeraźliwy, paraliżujący krzyk wywołany atakiem. Pobudzona, zraniona, przerażona wilczyca wstała na nogi, rzucając z siebie ubranie i ukazując owłosiony, czarny tors. Ręce przekształciły się w kończyny niczym u psa, a twarz wydłużyła się, zaś z ust wydostał się niebieski, długi niczym u węża język. Odgłos przerodził się w skowyt, a lampy, które były jedynym źródłem światła w tym pomieszczeniu, zaczęły masowo gasnąć pod wpływem mgły wydobywającej się zza pleców wadery, tworząc przeróżne obrazy. Lorem wyczuwał ten wkurw i raniony nim ze wszystkich stron skulił się i zwinął ręce, na których jeszcze niedawno spoczywała głowa nastolatki. 
   - GDZIE JEST SOMNIATIS?! - zawyła, po czym, nie zważając na artystę dosłownie szczającego pod siebie ze strachu oraz Skrybę, kulącego się w kącie, pobiegła ona do przodu, kierowana tak właściwie jedynie swoim przeczuciem.
(Lorem?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz