16 sierpnia 2019

Od Jamesa cd. Lucii

  James von Alwas zacisnąl szczękę z powodu naciągnięcia szwu, który przeszył jego rękę. Do ich zdjęcia pozostało mu zaledwie kilka dni, jednak wciąż musiał uważać na kończynę. Rana okazała się bardziej złożona niż początkowo sądził, co wiązało się z nieco dłuższą rekonwalescencją. Zdarzało mu się jednak zająć czymś na tyle, by spróbować jej użyć jak zwykle i nie kończyło się to zbyt dobrze. Tak było i tym razem, gdy spróbował otworzyć drzwi do kawiarenki zranioną dłonią. Jego biały garnitur z czarną koszulą prezentował się zbyt nienagannie, by psuć go broczeniem krwią jak dzika świnia, a co za tym szło będzie musiał nieco bardziej uważać. Problem był taki, że odczuwał ból słabiej lub z lekkim przesunięciem czasowym, więc sprawa była lekko utrudniona. Szybko odsunął rękę i spuścił wzdłuż ciała, by wisiała nieruchomo. Wszedł do środka i niemal natychmiast podeszła do niego blondwłosa kelnerka. Zegar nad jej głową wskazywał za dwie piętnastą. 
— Witam w Mojito. Czy mam zaprowadzić pana do stolika, czy może...
— Mam rezerwację — rzucił jedynie, zanim dziewczyna zdążyła się rozkręcić. Zobaczył zirytowany błysk w jej oku, jednak nic nie powiedziała, a uśmiech nie odklejał się od jej twarzy.
— Oczywiście — odparła tylko — proszę za mną. — dodała, po czym poprowadziła go do rogu sali. Z każdym kolejnym krokiem James zaczynał doceniać swojego przyjaciela. Był co prawda zirytowany, że ten go oszukał, jednak... z pewnością wykonanie fortelu zwracało uwagę. Przy stoliku z rezerwacją siedziała bowiem Lucia Parfavro. Generał nie był pewien, co Irlandczyk chce osiągnąć, jednak wciąż szedł za kelnerką aż stanął twarzą w twarz ze swoim "ulubionym" naukowcem.
— Obawiam się, że oboje zostaliśmy nieco zmanipulowani — powiedział cicho, zamiast przywitania. Kobieta skinęła głową.
— Z ust mi pan to wyjął — przyznała mu rację chyba pierwszy raz w życiu, a jej usta zacisnęły się lekko. Jakby połączył ich wspólny chwilowy wróg. James po chwili zastanowienia usiadł naprzeciwko niej. W gruncie rzeczy to spotkanie wpasowywało się całkiem nieźle w jego plany co do Włoszki, jednak nie był zachwycony tym, że nie zdążył się do tego należycie przygotować.
— W takim razie proponuję coś na ostudzenie nerwów — wyszedł z inicjatywą, chyba po raz pierwszy w życiu. — Zanim poleje się Irlandzka krew. — i stał się cud nad cudami. Von Alwas zażartował.
(Lucia?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz