Idę powoli przez las. W ciszy. Spokoju. Otacza mnie ciemność rozjaśniana tylko nieco przez wyłaniające się z pomiędzy gęstych konarów nad moją głową krwawe oko księżyca nadające wszystkiemu barwę szkarłatu. Moja głowa jest opuszczona ku ziemi, moje łapy wleką się powoli powodując cichy szmer. Nie mam już sił, jednak Jego oddech za moimi plecami sprawia, że nie miała dość odwagi by się zatrzymać... Stawiam krok za krokiem, wciąż na przód. On robi to samo. Jak cień podąża za mną w tym samym tempie, w tym samym rytmie. Nie wysila się, widzi moją słabość. Boję się. Nie widzę przed sobą końca lasu. Drzewa zasłaniają mi widok. Pod łapami czuję coś lepkiego. Boję się nawet na to spojrzeć. Idę dalej, coraz bardziej powłócząc kończynami. Łapy odmawiają mi posłuszeństwa. Upadam. Zamykam oczy. Czuję jego obecność. Stoi tuż przede mną.
- Odejdź... - szepcę słabo, bez przekonania
Lepka ciecz wsiąka w moje białe futro. Jest... ciepła... Jego zimny oddech, tuż przy moim policzku. Zaciskam mocniej powieki.
- Odejdź... - mówię ponownie, nieco głośniej
Jego włosy delikatnie muskają mój pysk.
- ODEJDŹ!! - krzyczę zrywając się na równe nogi, nie mogę już dłużej wytrzymać napięcia...
Otwieram oczy. Widzę... ciemność. Nie ma Go. Nie ma Go tu...! Więc... gdzie?
Tam... na skraju widoczności, jego czerwone oko... błysk białych zębów... skaczę do przodu. Uciekam. Znów. Czuję przypływ nowej siły. On biegnie za mną. Tak samo leniwie jak przedtem. Cały czas kilka kroków od mojego ogona. Cały czas dość daleko, by nie móc mnie złapać, jednak dość blisko, bym czuła Jego obecność. Jego przerażającą obecność. Przed sobą widzę jakąś wieże, wyrastającą z mroku. To moja nadzieja! Ze łzami w oczach biegnę ku niej, w moim sercu rodzi się nadzieja... ale ona jest tak daleko! Mimo, że biegnę nie mogę do niej dobiec. Za moimi plecami słyszę śmiech. Jego śmiech. Wieża...! Skupiam się tylko i wyłącznie na niej. Staram się nie zwracać uwagi na coś miękkiego i oślizgłego pod moimi łapami, jednak... głuche chrupnięcie, gdy moje łapy zmiażdżyły coś pode mną i jęk... coś ostrego chwytającego moją łapę. Spoglądam na pokiereszowany pysk białego wilka bez oczu...
- Pani... - szepce przez zaciśnięte zęby - Pa...
Nie zdąża dokończyć. Przerażona uderzam go wolną łapą i pędzę dalej! Wieża już jest tak blisko...! Nie jestem już w stanie nie zwracać uwagi na ciała. Czuję obrzydzenie. A jednak biegnę! Wieża... niespodziewanie staję wewnątrz kolistego pomieszczenia. Za mną są zaryglowane drzwi. Od środka. Czuję przypływ ulgi, ale nie na długo.
Ktoś zaczyna się do nich dobijać... trzeszczą i wyginają się. Wbiegam na schody, pędzę na złamanie karku, byle w górę! Byle dalej od... od Niego...
Tam też są drzwi. Przebiegam przez nie, zatrzaskuje, zasuwam zasuwkę. Podbiegam do najdalszej ściany.
Co robić?
Siadam i wpatruję się w jedyne wejście, a zarazem jedyne wyjście. Moje ciało wstrząsają drgawki przerażenia.
Co robić?
Klamka powoli porusza się w dół. Przez drzwi przebiega niewielki wstrząs. Cała wieża się trzęsie.
Już nic się nie da zrobić...
Kolejny wstrząs. Zasuwka trzęsie się niebezpiecznie. Zardzewiałe śruby luzują się lekko.
Pozostaje mi tylko czekać...
I jeszcze jeden. Pierwsza śruba z głuchym brzdękiem ląduje na podłodze.
Czekać na niego...
Za nią druga, trzecia i czwarta... ostatnie. Jej brzdęk jest jak odgłos tonącej łodzi ratunkowej.
To koniec...
Drzwi otwierają się powoli z cichym skrzypnięciem. Ona idzie w moim kierunku. Jej czarne futro... jej oczy...
Dlaczego? Dlaczego mi to robisz? Czy... czy nie poznałyśmy się wcześniej? Nie byłyśmy sobie bliskie? Dlaczego twój pysk jest tak bezlitosny? Dlaczego z oczu płyną łzy?
Wstaję, w moich oczach błyska iskra współczucia. Łzy. Ten jeden szczegół, ta jedna drobnostka... powód dla którego mnie goniła.
- Choć do mnie - szepcę - Zatop swój ból we mnie...
Nie czuję już strachu, tylko ogarniające moje ciało ciepło.
Czemu wcześniej tego nie widziałam? Ona...
Podchodzi do mnie blisko, coraz bliżej. Jej łeb przytula się do mojego. Zamykam oczy z rozkoszą. Chciałabym, by ta chwila trwała wiecznie...
Nagły ból.
Ostatnim co czuję jest straszliwy ból kłów rozdzierających mi kark...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz