- Zabieraj ode mnie ten śmierdzący pysk Jaszczurko!! - Skrzywiłam się.
- Uważaj sobie. - Syknął ostrzegawczo. W jego głosie nie wyczułam wściekłość, jedynie lekkie znudzenie.
- Błagam cię. - Zadrwiłam. - Potężniejsi od ciebie już mi grozili. Zgadniesz gdzie teraz są? - Smok wydał z siebie ostrzegawczy warkot przy czym lekko uniósł górną wargę odsłaniając białe kły. - Zgadłeś. - Mój głos przybrał złowrogą barwę. - Gryzą ziemię od spodu. A teraz może wyjaśnisz nam co to miało być? - Przeniosła wzrok na Tiffany.
- Nic co by cię mogło interesować. - Odparła dziewczyna. Podeszła do swego stwora i szepnęła mu coś na tyle zabawnego, że oboje zaczęli chichotać ( o ile u smoków można tak to nazwać).
- Och doprawdy? Niech pomyślę; czerwone oczy, wściekły atak na towarzyszy niedoli hmm... wścieklizna?
- Zamknij pysk ty wredna suko! - Oczy Tiffany rozbłysły ze wściekłości a jej smok wydał z siebie wściekły warkot i skoczył w moją stronę unosząc jedną z łap, by zadać nią cios. Zareagowałam natychmiast. Przesunęłam dłonią po kolczyku, aby uwolnić zapas energii po czym skącętrowałam wzrok na pędzącym w moją stronę stworze. Bestia zawoła z bólu i padła na ziemię. Usiłowała odczołgać się na bok, powarkując i kłapiąc zębami jakby liczył, że natrafi na źródło bólu i je zniszczy. Stwór był spory, wiec udało mi się utrzymać go w cierpieniu tylko kilka sekund, ale to wystarczyło, aby przynajmniej na dziś wybił sobie wściekłe ataki na mnie z głowy. Jednak Tiffany nie zamierzała uczyć się na błędach Jaszczurki. Poczułam jak po mojej skórze poruszają się lodowate macki. Niemal natychmiast gęsią skórkę pojawiła się na rękach, a przed oczami zaczęły przewijać mi się niepokojące wizję. ,, Strach" pomyślałam nagle. ,,Dobrze. Bardzo dobrze".
- Nie jesteś pierwszą osobą emanującą strachem jaką znam. Przyzwyczaiłam się. - Odetchnęłam głęboko. Wiele lat zajęła mi nauka blokowania uczuć, nawet tych narzuconych. Nasze emocje mogą być przydatne, ale te które nam szkodzą należy zabić zanim się rozwinął.
Nagle potężny cios w w lewy policzek przerwał mój wewnętrzny monolog. Siła z jaką Tiffany dała mi w twarz dosłownie powaliła mnie na ziemię. Usłyszałam za sobą pisk Rue. ,,Zamknij się." Zaklinałam ją w myślach. Powoli zaczęłam zbierać się z ziemi. Nic nie słyszałam na lewe ucho, a policzek mi płoną. Przesunęłam ręką po szczęce i ustach. Zęby miałam nienaruszone, ale podczas upadku musiałam przegryźć sobie wargę lub język bo w ustach czułam metaliczny smak krwi. Tiffany posłała mi triumfalny uśmiech.
- Pożałujesz te...
- Wystarczy! - Somniatis był naprawdę zły. Mięśnie jego ramion drżały a szczękę miał mocno zaciśniętą. - Mam dość walk, kłótni, bezsensownych sprzeczek i ciągłego obrażania się nawzajem...
- Czemu mówisz to do mnie...? - Warknęłam, bo przez całą swoją wypowiedź wpatrywał się we mnie z rządzą mordu w oczach, ale zbył moje pytanie machnięciem ręki.
- Dość! - Syknął. - Wynoszę się stąd teraz. Ktoś idzie ze mną?
- Ja.
- Rue, pozwolisz, że o tym czy stąd wyjdziemy czy nie zadecyduję ja?
- Chcesz tu zostać? - W oczach Rue dostrzegłam autentyczny strach.
- Nie głupia, oczywiście że nie. Ja i Rue idziemy z tobą. - Rzuciłam gładko do Somniatisa. Tiffany spojrzała na mnie z politowaniem, a mężczyzna był już tak zły, że dosłownie zgrzytał zębami. Miałam ochotę się zaśmiać. Moje zachowanie konkretnie go wnerwiało. Somniatis odetchnął głęboko i spojrzał na stojąca obok smoka dziewczynę. Tiffany gładziła szyję Jaszczurki, jednocześnie unikając spojrzenie mężczyzny.
- Lecisz z nim, prawda? - Zapytał głosem wypranym z emocji.
(Tiffany, Somniatis?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz