Sprawdziłam jeszcze dane personalne mojego najnowszego celu, popijając kawę z dużego kubka, po czym zgasiłam komputer, wzięłam kocyk i rzuciłam się na kanapę. Włączyłam telewizję w nadziei, że coś ciekawego będzie leciało o tej porze, jednak po „Głazobombach” i „Morderczej oponie” zrezygnowałam i nadymając policzki z niezadowolenia rzuciłam niedbale pilot na stolik i wzięłam jeszcze łyk kawy. Kanał, na którym pozostawiłam włączony telewizor emitował tylko i wyłącznie kiepskie komedie, więc miałam nadzieję, że przynajmniej dobrze się będzie przy nim spało. Odstawiłam kawę na stolik i zakopałam się mocniej w koc. Zwykli ludzie po kawie nie mogą zasnąć – przemknęło mi przez myśl, chwilę przed tym, zanim zapadłam się w mętną toń snu kofeinowego.
***
Znajduję się na soczysto-zielonej polanie. Znacznie bardziej zielonej, niż jakakolwiek, którą kiedykolwiek w życiu widziałam. Na jej skraju płynie turkusowy strumień, a przy nim… Przecieram rękami oczy, nie dowierzając widokowi. Powoli ruszam do różowo-białej wadery, wpatrującej się w swoje odbicie.
- Avril… - szepczę, a w oczach stają mi łzy. – Avv…
Stoję w samym środku ponurego, czarno-szarego krajobrazu pustkowi. Rozglądam się, jednak wszędzie dokoła mnie ciągnie się dokładnie ta sama równina. Masywny czarny wilk przechadzający się po chrzęszczących cicho kwiatach asfodeli przyciąga mój wzrok. W pierwszej chwili go nie rozpoznaję, jednak moje serce zaczyna bić szybciej. Z nadzieją. Z nadzieją, którą jednak tłamszę w sobie. Odwracam się, zaciskając dłonie w pięści. „Głupia! Widziałaś, co stało się przed chwilą? Gdy tylko zwrócisz się do NIEGO, on również zniknie!”
- Wszystko w porządku, Szary Kwiecie? – Głos za moimi plecami… tak znajomy, a jednak brzmiący tak obco… już prawie zapomniałam… prawie pogodziłam się z tą stratą. Wszystko szło ku dobremu, a teraz on… Niepewnie odwracam się. Bardzo powoli, jakby to mogło cokolwiek zmienić.
Ale nikogo tam nie ma. Basior, który przed chwilą tam stał po prostu zniknął. Moja siostra, mój ukochany… tylu starych przyjaciół. Wszyscy znikają… W jednej sekundzie są, w drugiej…
Niespodziewanie coś chwyta mnie za kostkę. Instynktownie próbuję odskoczyć, jednak to coś trzyma mocno. Spoglądam w dół, prosto w pysk Clary…
~ Jak mogłaś mnie zabić?! – wrzasnęła, nie puszczając mojej kostki, ni to ludzką, ni to wilczą dłonią. ~ Byłam młoda, szczęśliwa! Miałam małą córkę!
- To nie ja cię zabiłam – krzyczę z irytacją, jednocześnie czując nieprzyjemny ucisk w żołądku i próbując się wyrwać. – To był przepadek!
~ To wszystko była twoja wina! To, że nie żyję, to że moja córka zginęła, to, że zginął twój u…
W tym momencie moja noga trafia w jej głowę, a dłoń zwalnia uścisk. Odskakuję, tylko po to, by stanąć pyskiem w pysk z czerwono-fioletowym basiorem, bez jednego oka i olbrzymią raną, biegnącą przez całą długość jego szyi.
~ To ty mnie zabiaś? Ty?! ~ warczy, przybliżając swój pysk do mojego. ~ Wiedziałem! Od początku wiedziałem, że jesteś tylko sprzedajną dziwką!
- Ja… - zaczynam, chcąc się bronić, jednak nie znajduję słów usprawiedliwienia. – Ja…
~ Byłem dobrym wilkiem. Miałem kochającą żonę, parę szczeniąt, Lile i Otaisa, jedno 1,5 miesiąca, drugie roczne. Jak myślisz, jak one…
Jednak nie dane mu było dokończyć, bo kolejne wyjące, warczące i jęczące wilki tłoczą się już wokół mnie, wywrzaskując swoje krzywdy. Chwytają mnie za łapy, pchają, obracają w swoim kierunku i cały czas napierają ze wszystkich stron…
Wycofuję się, póki mogę, jednak wkrótce opieram się o zimny, kamienny mór, którego wcześniej nie widziałam. Kulę się przed nim i zakrywam uszy łapami, nie chcąc słuchać żalów mar.
- Odejdźcie, odejdźcie, odejdźcie… - powtarzam tylko w kółko, jak mantrę. Łzy z moich oczu wsiąkają w lepki grunt. Zaciskam mocno powieki.
Nagle wszystko cichnie. Powoli podnoszę głowę, by stwierdzić, je w wciąż włączonym telewizorze nadawany jest właśnie program informacyjny o wojnie w Afganistanie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz