6 listopada 2015

Od Argony cd. Roriego

- Rosół się odezwał - Hikaru zaczął się śmiać i śmiał się długo. Po chwili Mixi również zaczęła rechotać, następnie Rori i ja. Całe napięcie ostatnich dni znalazło wreszcie ujście. Śmialibyśmy się zapewne jeszcze dłużej, gdyby w drzwiach nie pojawiła się smukła sylwetka towarzyszki Roriego.
  Wyglądała na oburzoną, jak to ona. Tupnęła nogą w podłogę. Nasz śmiech powoli ucichł. Gdy już wszyscy się uspokoiliśmy i spojrzeliśmy na małą. Odkaszlnęła.
- Coś się stało, młoda? - spytał Rori zdziwiony.
- Domyśl się! - krzyknęła i odeszła, pozostawiając skołowanych ludzi w pokoju.
  Podniosłam dłoń do czoła i pokręciłam z rezygnacją głową.
- Typowa kobita! - Hikaru uśmiechał się promiennie. - I muszę przyznać, że całkiem niebrzydka. Ał!
  Rori wymierzył mu szturchańca pod żebra.
- Dlaczego? - mężczyzna o fioletowych włosach jął rozcierać bolące miejsce.
- Wiem o czym myślisz. Trzymaj się z dala od mojej siostry - powiedział z udawaną złością blondyn.
- Oj daj spokój, tylko tak mówię. - Największy podrywacz w watasze nie przestawał się uśmiechać. - Zresztą to był komplement! Powinienem był powiedzieć, że jest brzydka?
  Znudziła mnie rozmowa mężczyzn. Byłam zmęczona. Nagły wybuch śmiechu pomógł nieco, jednak teraz miałam ochotę pobyć w samotności. Musiałam sobie poukładać kilka spraw. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam swoje kroki ku wyjściu na taras. Już po chwili siedziałam na pustej plaży, skąpana w blasku księżyca. Panowała cudowna cisza.
  Zaczęłam rozważać moją sytuację. Było jasne, że jako szpieg jestem stracona. Nie będę mogła dłużej kontrolować wydarzeń w laboratoriach. Nie będę już mogła powrócić do mojego małego mieszkanka, do badań, które kochałam, do ludzi, których zdążyłam polubić. Dla życia jednego wilka zburzyłam wszystko, co udało mi się tak misternie zbudować od czasu wygnania. Pytanie brzmi: czy było warto?
- Tak - odpowiedziałam sobie stanowczo na głos. - Było warto.
  Jakby nie patrzeć życie innych zawsze powinno być na pierwszym miejscu. Co mnie opętało, by tak łatwo z niego kpić? 
  Powydostawała jeszcze kwestia, co teraz? Mogłam przyjąć propozycję Mixi i Roriego, miałabym gdzie mieszkać, czym się zajmować. Uporządkowałabym tyle zaniedbanych spraw... a z drugiej strony znów coś mogłoby mi odbić i... jeszcze Rori. Nie ufałam mu, mimo że nie mogłam zaprzeczyć faktowi, iż uratował nasze życia. Jednak nadal nie wiedziałam, kim jest. Będę musiała z nim pomówić, nim podejmę decyzję. Jeśli faktycznie będzie godny zaufania i przysięgnie wierność Mixi... potrząsnęłam głową. Jestem staromodna. Chociaż lepiej, żeby strażnik podlegał mojej młodszej siostrze, niż mnie.
  Zaczęłam bezwiednie kreślić w piasku jakieś symbole. Nie chciało mi się teraz wstawać i iść do chłopaka. Nie chciałam słyszeć ludzkiego głosu. Spuściłam wzrok na dzieło, powstałe pod moimi palcami. Ze zdziwieniem odkryłam, że jest to łańcuch, a gdy położyłam dłoń na piasku, wyglądało, jakbym była przykuta do tego miejsca. W mojej aktualnej kondycji najbardziej się przydam na stanowisku Alphy... westchnęłam. Nie mogę się ociągać. Czas leci, ludzie rosną w siłę, a my wcale nie znaleźliśmy jeszcze sposobu, by ich powstrzymać. Jesteśmy tak słabi... tak nas mało. Wstałam, przypadkowo nogami zacierając rysunek i powlokłam się ponuro do rezydencji. 
  Pierwsze kroki od wejścia do domu skierowałam w do kuchni, jednak wszyscy zdążyli już z niej wybyć. Ciekawe, dokąd poszli? Miałam nadzieję, że do miejsca, w którym się lepiej rozmawia - do salonu, jednak na miejscu czekało mnie niemiłe rozczarowanie. Tam też nikogo nie było. Dopiero za którymś z kolei podejściem, gdy wylądowałam blisko miejsca, w którym wciąż wypoczywała Tyks, usłyszałam głosy. Ktoś zapewne rozmawiał z dziewczyną. Weszłam do niej na chwilę. Była tam Mixi i coś mówiła, gestykulując zawzięcie, jednak gdy weszłam, umilkła.
- Wiesz może, gdzie jest Rori? - burknęłam, nie patrząc na Alphę.
- Chyba poszedł do siostry, wypytywać ją, o co właściwie chodzi - odparła Mixi, podnosząc się z miejsca. - Może...
- Dzięki - ucięłam i wyszłam.
  Założyłam, że w takim razie rodzeństwo powinno być w pokoju, w którym spał Rori. Nie myliłam się. Gdy weszłam do pokoju brunetka siedziała na jakimś krześle, tyłem do brata, a on spoczywał na łóżku. 
- Rori? - spytałam. - Wiem, że to nienajlepszy moment, ale czy możemy porozmawiać?
- Ja... - zaczął, ale przerwała mu dziewczyna, wstając gwałtownie. Odwróciła się w jego kierunku wściekła.
- No własnie o tym mówię! - wrzasnęła. - Najpierw kazałeś mi uratować te dziewczyny, a teraz kompletnie mnie zaniedbujesz i tylko z nimi spędzasz czas! Najpierw z tą medyczką, potem z nimi obiema. A ja się już nie liczę?! 
  Zaniemówiłam. Czy ona na prawdę miała mu za złe tak błahe sprawy? 
- Argono, dasz nam jeszcze chwilkę? - Rori spojrzał w moim kierunku. Skinęłam mu głową.
- Poczekam w salonie - odparłam i wyszłam. Nie chciałam się wtrącać w sprawy rodzinne. To, że sama nie miałam takich problemów nie oznaczało, że w pewnym stopniu ich nie rozumiałam. W końcu ja też miałam siostrzyczkę... siostrzyczkę z którą w sumie nie dorastałam, którą spotkałam tylko kilka razy w ciągu mojego życia, nim stworzyłyśmy watahę... ale jednak siostrzyczkę.
  Weszłam do salonu i rozsiadłam się wygodnie na kanapie. Oparłam głowę o oparcie i zamknęłam oczy. Byłam nieco zmęczona, więc chyba ucięłam sobie drzemkę, bo gdy je otworzyłam, przede mną stał kubek parującego ciemnego napoju, a naprzeciw siedział barczysty chłopak. Przetarłam oczy i sięgnęłam po napój. Skosztowałam.
- Kawa - stwierdziłam z lekkim niesmakiem.
- Nie lubisz? - Rori wydawał się zdziwiony.
- Nienawidzę - mruknęłam. - Ale dziękuję, za trud.
  Odstawiłam kubek nas stolik i wyprostowałam się. Przybrałam poważny wyraz twarzy.
- Zgłosiłeś się na ochotnika, żeby zostać moim "strażnikiem", jednak nadal nie wiem, czy mogę ci ufać. Wolałabym, żebyś najpierw powiedział mi coś o sobie. Na tej podstawie podejmę decyzję.
- Być może zmieniłem zdanie. - Chłopak uśmiechnął się promiennie. - Obraziłaś miłość mojego życia!
  Uniosłam pytająco brew.
- Przecież nie jestem winna nastrojów twojej siost...
- Powiedziałaś, że nienawidzisz kawy - chłopak zrobił minę pośrednią między wściekłością a smutkiem.
  Głowa mi opadła, a po chwili zaczęłam cicho chichotać. Mój dawny mistrz nauczył mnie, że Herbata jest jedynym bóstwem, wartym uwagi i chyba przez niego dotąd nie przepadałam za kawą. Akuma wpoił we mnie coś tak głupiego jak monoteizm herbaciany. To takie głupie.
- W takim razie przeproś ode mnie miłość swojego życia. - Uspokoiłam się nieco. - I powiedz jej, że Herbata-sama nie toleruje ode mnie picia kawy.
(Rori? Mixu, Tyksuś, Hikuś, co tam u was?^^)

1 komentarz:

  1. Hikusia właśnie ganiam... Nie dość że najpierw strażników całuje po kątach, to do siorki Roriego zarywa XDD Ach, jak już zbiorę zadek w troki i coś mu odpiszę (kiedyś... jakoś...) to nie oszczędzę °^°

    OdpowiedzUsuń