2 listopada 2015

Od Narcyzy

  Gdy otrzymałam wiadomość o powrocie Mixi niemal upuściłam tacę z czerwonym winem i kieliszkami dla moich klientów. W ostatniej chwili udało mi się odzyskać równowagę. Zza lady ujrzałam groźny wzrok szefa. Uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym schowałam telefon do kieszeni i wystudiowanym krokiem, zarzucając biodrami na boki, wyszłam na salę bankietową. Kręciłam się to tu, to tam podając alkohol gościom eleganckiego bankietu na cześć 19 urodzin jakiegoś panicza z dobrego domu. Czasem przystawałam, by zamienić kilka słów z którymś z gości, jednak tym razem moja funkcja nie sprzyjała pogaduszkom. Za to sprzyjała podsłuchiwaniu cudzych rozmów. Takie imprezy zawsze wprost roją się od najnowszych plotek, ploteczek. Nawet jeśli nie ma się nikogo na celowniku takie rzeczy są niezwykle przydatne. A ja rzecz jasna miałam już upatrzoną ofiarę. Ledwie szczypta hydrargyrum sulfuricum rubrum w winie zapewniała niemal natychmiastowy efekt. Z lampką czerwonego płynu zgrabnie zbliżyłam się do celu, samego ojca solenizanta. Jego bachor zapłacił mi za uśmiercenie tego pryka całkiem sporą sumkę, a co ważniejsze, obiecał wsparcie dla WKNu. 
  Niespodziewanie ktoś wziął z tacki zatrutą lampkę. Obróciłam się zdziwiona, by natrafić na tak niesamowicie bezbarwne spojrzenie czarnych oczu, wyglądających, jakby brakowało w nich źrenic. Mężczyzna trzymał lampkę przed sobą, obracając ją delikatnie w dwóch palcach.
- Wspaniały trunek - powiedział, ni to do mnie, ni to do siebie. - Idealnie pasuje do tak pięknej kobiety.
  Spojrzał z ukosa na mnie, a ja uśmiechnęłam się uprzejmie i dygnęłam lekko. 
- Dziękuję za komplement, panie...
- Levi Cardworth - przedstawił się, po czym odłożył lampkę na tacę. - Jaka szkoda, że jestem abstynentem.
  Nie zapytał o imię, nie czekał, aż się przedstawię. Chwilę stał jeszcze przede mną, po czym porwał go tłum. Obróciłam się, by dać napój mojemu celowi, jednak go już tam nie było. Przypadek? Odpowiedź nasuwa się sama. Chciałam ruszyć na poszukiwanie ojczulka, jednak niespodziewanie ktoś został na mnie pchnięty, a lampka z winem upadła i roztrzaskała się o ziemię, plamiąc drogocenny dywan. Jakiś chłopak szybko pozbierał się ze mnie i pomógł mi wstać.
- Przepraszam - burknął.
- Nic ci nie jest? - Jakaś dziewczyna podeszła do chłopaka.
- Nie... ważniejsze, czy tej pani nic nie jest... - spojrzał na mnie i skrzywił się.
  Zrobiłam to samo. Na mojej jasnej sukience widniała teraz czerwona plama, pozostała po wylanym winie. Westchnęłam.
- Nic mi nie jest, jednak będę musiała się przebrać... - "I to natychmiast" przeleciało mi przez myśl "Zanim trucizna dostanie się do skóry".
(Chłopcze? Dziewczyno? Pomożecie? :P)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz