- Dziękuje... i przepraszam, że narobiłam ci tyle kłopotu... - Chłopak westchnął.
- Tak to prawda jesteś jednym, wielkim problemem. - Zrobiłam smutną minę. - Przecież stwierdzam tylko fakty. - Nie wiem czemu, ale to było śmieszne, jego złośliwość zaczyna mnie bawić. Uśmiechnęłam się, a chłopak prychnął odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Jest bardzo... interesującą osobą. Cicho westchnęłam, tak... Podniosłam z ziemi swój miecz, nikt go na szczęście nie użył do walki. Miecz ten jest bardzo wyjątkowy i nie powinien być dotykany przez ludzi. Jedyne co mi pozostało... po mamie. Wzięłam torbę do ręki i zaczęłam w niej szukać pewnego przedmiotu. Po chwili wyjęłam biało-czerwoną maskę z uszami kotka i założyłam ją na twarz. Złapałam miecz w obie ręce, wbiłam go w ziemię i zaczęłam wypowiadać zaklęcie.
- Hīru sokudo. - Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, pode mną pojawił się krąg, wydobył się z niego silny wiatr, który targał moimi włosami, a po chwili sam się uspokoił. Pieczęć zniknęła, wyjęłam miecz z ziemi i schowałam go. Zaklęcie nie trwa zbyt długo, więc trzeba się pośpieszyć. Cofnęłam się kilka kroków by wbiec prosto w ścianę i w ostatniej chwili odbić się od niej i tak dostać się na dach budynku. Gdy byłam na ustalonym dla siebie celu, przykucnęłam by nie zostać zauważoną. Coś mi się wydaje, że nie powinnam go trochę poobserwować... Jestem na sto procent pewna, że nie jest zwykłym człowiekiem. Chyba... go nawet tak troszkę... polubiłam. Czekaj... ja i lubić chłopaka? To niemożliwe! I to do tego, który jest taki wredny... Skończ z tym Elizabeth! Przynajmniej masz zajęcie na ten tydzień... Patrzyłam na ognistowłosego chłopaka, który właśnie wchodził do kawiarenki.
*kilka godzin później*
Słońce powoli chowało się za horyzontem. Jestem dalej na tym dachu, a chłopak dalej siedział w kawiarence... Ile on tam jeszcze będzie?! Nawet ja bym tyle nie wytrzymała... W tej chwili zobaczyłam mój cel, właśnie wychodził z tą różowowłosą dziewczyną... Skoczyłam na drugi dach, potem na trzeci... Nie spuszczałam z nich wzroku nawet na chwilę, chłopak co chwilę się odwracał obserwując otoczenie, chyba coś podejrzewa. Nawet szybko się zorientował, założył kaptur na głowę i przyśpieszył kroku. Różowowłosa dziewczyna ruszyła za nim i ja także zaczęłam przyśpieszać. Po chwili ciąg budynków kończył się i musiałam zejść... Mój cel skręcił w stronę parku i tam go zgubiłam. Park o tej porze był pusty, więc nie muszę się bać, że ktoś mnie zauważy. Westchnęłam... po co ja go w ogóle śledzę? Coś tu się nie zgadza... Wtem zauważyłam mój cel, żegnał się właśnie z tamtą nieznajomą... Schowałam się za drzewem, po chwili dziewczyna odeszła. Niestety nic nie usłyszałam z ich rozmowy. Chłopak usiadł na ławce i widocznie nad czymś rozmyślał.
- Ej, wyjdź już, wiem, że tam jesteś. - Wystraszyłam się, czyli się zorientował. Wyszłam zza drzewa. - Kim jesteś i po co mnie śledzisz? - spytał spokojnie, ale wiedziałam, że jest zły. Chłopak wstał z ławki i patrzył w moją stronę. Zdjęłam maskę, nie wyglądał na zaskoczonego.
- Śledziłam cię... bo chcę ci o czymś powiedzieć... - Chłopak spojrzał na mnie pytająco. Serce biło mi coraz szybciej. Razem z zachodem słońca, niebo przybrało piękny, pomarańczowy kolor, mieszający się z barwą czerwieni i różu. Moją twarz oblał rumieniec, spojrzałam mu prosto w oczy. - Wiem, że to za wcześnie, ale... Kocham cię.
(Lavi? Sorry, że późno. Masz tu wyznanie miłosne :D)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz