Zgubiłam się. Nie było by w tym nic dziwnego, gdybym moim cele nie była pomóc przy przenoszeni starych rupieci, ale jakimś cudem stałam pośrodku wielkiej sali na jakimś fikaśnym bankiecie. Do tego chyba prywatnym. Byłam przekonana, że właśnie w tym miejscu powinien stać wielki i brzydki dom, w którym mieszka wielka i brzydka pani, której miałam pomagać. Już czwarty raz studiowałam w głowie całą drogę, którą przeszłam, jednak nim wpadłam na jakikolwiek sensowy wniosek zwyczajnie ktoś się potknął i na mnie wleciał. Jak się można spodziewać i moja równowaga została zachwiana, a los chciał, że na kogoś wpadłam. W pierwszym momencie modliłam się, by tylko nie był to jakiś bogaty przedsiębiorca, który za pierdolony pyłek na swej marynarce każe płacić mi piekielne odszkodowania, jednak ku mojej radości była to tylko jakaś zwykła dziewczyna. Po chwili radości, nastąpiła kolejna modlitwa, tym razem jednak niewysłuchana. Mój wzrok skupił się na wielkiej plamie na dywanie. Jak nic każą mi za to płacić, chociaż może zwale to na tą dziewczynę? Na biedną mi nie wygląda, więc może mój tyłek zostanie uratowany! Oczywiście gdy udało mi się tylko pozbierać i burknąć parę słów, poczułam, że moja kieszeń tego niezcierpi, wino ubrudziło jej sukienkę... Nigdy tego nie spłacę. Jednak ku mojemu zdziwieniu dziewczyna szybko się stąd zmyła kompletnie nie wspominając nic o jakichkolwiek kosztach. Sprawczyni tego wszystkiego również gdzieś wyparowała. Zostałam tylko ja i ten dywan. W pewnym momencie poczułam, że ktoś trzyma rękę na moim ramieniu. Tak jak się spodziewałam był to stary dziad, co gorsza plakietka na marynarce informowała, że tu, on właśnie rządzi. Patrzył na mnie wzrokiem mordercy oraz troskliwym wzrokiem na drogocenny dywan. Jak nic zabije mnie, a potem każe to spłacić.
- To nie tak jak pan myśli... - Zaczęłam, powoli się wycofywać. Jednak jego miażdżący uścisk nie pozwalał mi na ucieczkę.
- Jak się nazywasz? Kim ty jesteś, by przychodzić na tak ważną uroczystość, w takich łachmanach?! - Tu wskazał na moje ciuchy. Niektórzy ludzie zaczęli zwracać się w naszą stronę i nas obserwować. Widać mieli niezły ubaw patrząc jak zaraz komuś się dostanie. - Chłopcze spytałem o coś, jak się nazywasz? - Popatrzyłam na niego głupkowato. No tak on również bierze mnie za chłopaka, co oznacza tylko tyle, że mam jeszcze bardziej przesrane. Zaczęłam gorączkowo rozglądać się po całej sali, mój wzrok trafił, jednak jedynie na tę dziewczynę, jak się teraz zorientowałam, kelnerkę. Nie wyglądała na specjalnie przejętą poprzednim wydarzeniem, po prostu krzątała się przy jakimś stole, kompletnie ignorując świat zewnętrzny. Czyli na jej pomoc nie mam co liczyć. Oczywiście nie problemem byłoby przyłożyć temu jełopowi, jednak problemem byłoby chociażby sam fakt, że stałabym się poszukiwana jeszcze bardziej, niż jest to konieczne. Obserwowałam dalej tą kelnerkę licząc na to, że mój jakże nachalny wzrok wzbudzi w niej litość, jednak były to wątłe nadzieje, nawet na mnie nie spojrzała, nawet chyba nie wiedziała, że ją obserwuje, dalej obsługiwała se gości. A więc to koniec, jak nic mnie przymkną. Jednak wtedy usłyszałam pisk jakiejś babki, szmery, wręcz krzyki, niezbyt rozumiałam jeszcze co się dzieje, jednak szefuncio mnie puścił i pognał w miejsce skąd dochodziła wrzawa. Miałam w zamierzę oczywiście korzystając z okazji uciec, jednak słowa ''nie żyje'' sprawiły, że wprost nie mogłam się powstrzymać, by chociaż jednym okiem na to nie spojrzeć. Jak gdyby nic stanęłam obok tej kelnerki i zajrzałam jej przez ramię, jednak zobaczyłam jakiegoś brzydkiego, w średnim wieku martwego faceta. Czyli nic ciekawego, innym słowem pewnie dostał staruszek zawału i mu się zmarło. Moje nogi już skierowały się w przeciwną stronę, chociaż, stanęłam na chwil przyglądając się mu. Schowałam ręce do kieszeni i pochyliłam się lekko nad kelnerką.
- Nie uważasz, że to może być morderstwo? - Mówiłam jak najciszej, jednak jakaś osoba stojąca obok nas zadrżała słysząc to. Z zezowałam na prawo w stronę tej osoby i poznałam w niej tą dziewczynę, przez którą rozpoczęły się całe moje kłopoty, jednak ona udawała, że jej tu nie ma, nic nie widzi, nic nie słyszy. Wróciłam, więc wzrokiem z powrotem do truchła, czekając na reakcje, którejś z nich.
(Narcyza? Erna? Musi mnie wybaczyć iż chłopcem nie jestem, jednak póki co nikt o tym wiedzieć nie musi~)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz