18 czerwca 2019

Od Calii cd. Argony

 – Mogłabyś zadzwonić po karetkę – zauważyłam, na co Alpha wzruszyła ramionami.
– Co to za adres?
– Ulica Midday, numer chyba 23.
Chyba?
– 23, dzwoń – warknęłam. Argona wyszła z pomieszczenia, a ja zajęłam się próbą uratowania mężczyzny. Naprawdę miałam nadzieję, że ratownicy poważnie potraktują telefon Alphy i przyjadą tu jak najszybciej. Chciałam, żeby ten człowiek przeżył i nie tylko dlatego, że być może miał potrzebne nam informacje. I też nie dlatego, że mogłabym być podejrzana o jego śmierć. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Argona? Nie, to zdecydowanie nie była aura posępnej Alphy. To był ktoś bardzo spokojny i opanowany... ale tylko z pozoru. Dziwne.
– Zostaw, dziecko. – Usłyszałam głos starszej kobiety.
– Co? – Zdziwiłam się.
– Pomogę ci.
Zmarszczyłam brwi. Wypowiedź kobiety wcale nie sugerowała chęci pomocy. Odsunęłam się jednak od mężczyzny.
– Zaraz będą – rzuciła zwięźle Argona, znów wchodząc do pomieszczenia.
– Żeby tylko zdążyli na czas – powiedziałam, uważnie obserwując reakcję gosposi. Zarówno tę wewnętrzną jak i zewnętrzną.
Tymczasem "zaraz" Argony okazało się dużo krótsze niż myślałam. Albo po prostu to ja straciłam rachubę czasu. Ratownicy przenieśli dziennikarza na nosze.
– Jego stan jest ciężki – oznajmił jeden z nich, patrząc mi prosto w oczy. – Ale uratowała mu pani życie.
Skinęłam głową.
– A dokąd go zabieracie?
Ratownik otaksował mnie wzrokiem.
– Niestety nie mogę udzielić pani takich informacji. Ale karetka jeszcze nie odjechała.
Zrozumiałam aluzję. Dopiero przed domem Argona wbiła mi swoje paznokcie w łokieć.
– Trzeba uważać na tę gosposię – mruknęła tak, że ledwo ją usłyszałam.
– Jej aura była dziwna – przytaknęłam.
– Nie o to chodzi.
Zmarszczyłam brwi.
– A o co?
– Widziałam, jak wyjmowała naklejkę pandy z kieszeni. I myślę, że wcale niebezinteresownie chciała ci pomóc go "ratować". 
(ARGO? WYBACZ, ŻE TAK DŁUGO XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz