18 czerwca 2019

Od Calii cd. Camille

Nie no, gdzież – zaśmiałam się. – Tego nauczyłam się sama. Ale przyniosłam jedzenie. – Poruszyłam sugestywnie brwiami i zauważyłam jak jedno oko Camille powoli się otwiera.
– Jedzenie? – zapytała podejrzliwie. Wyszczerzyłam zęby. Zawsze działało. Wyciągnęłam przed siebie papierową torbę.
– Prawdziwe francuskie croissanty wraz z prawdziwymi amerykańskimi pączkami. A dżem, ser, miód i krem czekoladowy weźmiemy od ciebie z lodówki. 
Camille zmarszczyła brwi, choć obie doskonale wiedziałyśmy, że już ją przekonałam do wstania z łóżka i niezabijania mnie przy okazji. 
– A owoce?
– Już umyte, czekają w misce na blacie. 
Brunetka mruknęła w poduszkę coś niezrozumiałego. Zaraz jednak znów podniosła na mnie wzrok. 
– A zrobisz tą swoją dobrą kawę? Wiesz, taką jak u ciebie w pracy? 
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Jakie wymagania... 
– Zrobię, zrobię. I jak nie wstaniesz, to sama ją wypiję. 
– To zrobisz jeszcze jedną. 
– Nawet nie ma mowy! – zaszczebiotałam radośnie, wychodząc z pokoju. – Rusz swoje szanowne cztery litery, Cam, czekam ze śniadaniem! I wiesz, że jestem w stanie je zjeść sama! 
Usłyszałam zrezygnowany jęk z sypialni przyjaciółki i uśmiechnęłam się sama do siebie. Po drodze zajrzałam jeszcze do łazienki, by znaleźć moją sukienkę, dokładnie tak jak myślałam, rzuconą bez żadnego szacunku na podłogę. Pokręciłam głową z dezaprobatą. 
– Będzie mi płaciła za czyszczenie – mruknęłam sama do siebie, idąc do kuchni. Sięgnęłam po kawę do zmielenia. 
Od kiedy to ja jestem rannym ptaszkiem w tej przyjaźni? 
(CAM? CZEMU NIE SZANUJESZ MOJEJ SUKIENKI? :<)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz