Gdy Camille poklepała go po głowie, był naprawdę bliski tego, żeby po prostu wyjść z tego balu i mieć całą tę farsę za sobą. Wiedział, że ta drobna kobietka należy do wyjątkowo otwartych jednostek, jednak nie sądził, że pokusi się na tak matczyno-troskliwy gest w jego kierunku. Dlatego też z pewnym zadowoleniem odnotował fakt jej odejścia od stolika razem z rudowłosym zastępcą Von Alwasa seniora. Po chwili na krzesło obok niego usiadła Parfavro. Bardziej poczuł to, niż zobaczył, gdyż odsłonięty fragment jej ramienia lekko otarł się o jego marynarkę. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, że w sumie mógłby całkiem łatwo dowiedzieć się o niej wszystkiego, jednak jeszcze szybciej przeszła myśl z pytaniem: po co? Ta dziewczyna nie była mu do niczego potrzebna i jeśli miał być szczery, to dopóki nie wchodziła mu w paradę, to niewiele go obchodziła. Gdy była bliżej niego i w końcu na tym samym poziomie, dotarł do niego zapach jej perfum. Stanowiły unikalną mieszankę, dające mocny i wyjątkowo ciężki rezultat. Jednak nie był to zapach przesadzony, zdecydowanie pasował do pewnej siebie i stanowczej Lucii. James z pewnym zdziwieniem zauważył że cały jej obraz jest bardzo spójny, jednak nie sądził by ta informacja mu się przydała do czegokolwiek. Po raz kolejny rozejrzał się po sali, odnotowując że Camille nadal rozmawiać z Fionnem. Niefortunnym splotem wydarzeń spojrzenia jego i jego ojca skrzyżowały się. Na twarzy seniora rodu pojawił się wystudiowany, zdecydowanie sztuczny uśmiech, lustrzane odbicie tego na twarzy jego syna. Unieśli kieliszki w tym samym momencie, jakby byli dobrymi znajomymi, jednak ich spojrzenia zdecydowanie przeczyły gestom.
- Nie za dobrze się układa między tobą a moim szefem, prawda? - usłyszał po swojej prawej stronie niemal współczujący ton.
- Nie. - rzucił krótko, po raz kolejny mordując konwersację. Siedzieli w milczeniu przez chwilę. Potem Lucię poprosił do tańca jakiś mężczyzna i przez dłuższy czas nie schodziła z parkietu, w końcu znikając mu z pola widzenia. James zajął się sobą i swoją wodą z cytryną, co jakiś czas wymieniając z kimś jakieś uprzejmości. W końcu wstał i ruszył w kierunku wyjścia. Złapał wzrok przyjaciela i skinął mu głową na pożegnanie. Odebrał od parkingowego kluczyki i ruszył w kierunku swojego sportowego, ciemnego samochodu. Gdy już wyjeżdżał z terenu imprezy, jego wzrok przykuła czekająca na taksówkę Parfavro. Westchnął ciężko, już słysząc w myślach reprymendę od Fionna, gdy ten dowie się, że ją tak po prostu zostawił. Nie żeby go to ruszało, po prostu nie chciał marnować czasu na bezsensowne dyskusje z nim w roli głównej. Podjechał więc w kierunku kobiety, zatrzymał się i opuścił szybę, by móc swobodniej mówić.
- Podwieźć cię? - zapytał, w myślach spisując na straty swoją spokojną podróż.
- Nie za dobrze się układa między tobą a moim szefem, prawda? - usłyszał po swojej prawej stronie niemal współczujący ton.
- Nie. - rzucił krótko, po raz kolejny mordując konwersację. Siedzieli w milczeniu przez chwilę. Potem Lucię poprosił do tańca jakiś mężczyzna i przez dłuższy czas nie schodziła z parkietu, w końcu znikając mu z pola widzenia. James zajął się sobą i swoją wodą z cytryną, co jakiś czas wymieniając z kimś jakieś uprzejmości. W końcu wstał i ruszył w kierunku wyjścia. Złapał wzrok przyjaciela i skinął mu głową na pożegnanie. Odebrał od parkingowego kluczyki i ruszył w kierunku swojego sportowego, ciemnego samochodu. Gdy już wyjeżdżał z terenu imprezy, jego wzrok przykuła czekająca na taksówkę Parfavro. Westchnął ciężko, już słysząc w myślach reprymendę od Fionna, gdy ten dowie się, że ją tak po prostu zostawił. Nie żeby go to ruszało, po prostu nie chciał marnować czasu na bezsensowne dyskusje z nim w roli głównej. Podjechał więc w kierunku kobiety, zatrzymał się i opuścił szybę, by móc swobodniej mówić.
- Podwieźć cię? - zapytał, w myślach spisując na straty swoją spokojną podróż.
(Lucia?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz