Gdy dziewczyna wydała polecenie, na moją twarz wypłynął triumfalny uśmiech. Z miną znawcy machnęłam w jej stronę ręką.
- Wierz mi, kochana, wiem co mówię - mówiąc to, z matczyną wręcz troską poklepałam ją po policzku. Przez chwilę rozkoszowałam się jej zmrużonymi oczami i zirytowaną miną, po czym postanowiłam przynajmniej sprawiać wrażenie poważnej.
- Mówię absolutnie na serio - rzuciłam - już ja nieraz widziałam te spojrzenia, te gesty, te muśnięcia dłoni, a potem ni stąd ni zowąd - zrobiłam dramatyczną pauzę i zafalowałam palcami prawej dłoni, jakby znajdował się na niej pierścionek zaręczynowy z brylantem wartym co najmniej jeden porządny dom. Calia trzepnęła mnie w wyciągniętą kończynę, a ja wybuchnęłam śmiechem. - Już zdecydowałam. W przyszłym roku na lato weźmiecie ślub. Jutro zadzwonię do krawcowej, wszystko będzie załatwione w try-mi-ga - robiłam przerwy między każdą sylabą. Już czułam jak budzi się we mnie duch prawdziwej swatki.
- Camille? - odezwała się Calia po chwili z anielskim wręcz uśmiechem.
- Słucham cię, słońce? - zatrzepotałam rzęczami.
- Zamilkniesz ty w końcu, czy mam cię zakneblować? - spytała, ani na milimetr nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Obejdzie się bez takich drastycznych rozwiązań - prychnęłam obrażona. - Ale zdania nie zmienię! - ostrzegłam, nie pozostawiając w jej sercu ani grama złudzeń.
Wstałam ze swojego miejsca i zaczęłam bez pozwolenia gospodyni grzebać w jej lodówce, by zrobić sobie kanapkę. Zadowolona z tego, co tam znalazłam z naręczem rzeczy zamknęłam drzwiczki biodrem i ustawiłam wszystko na blacie. Niedługo potem mogłam cieszyć się posiłkiem i patrzeniem na wciąż lekko skonfundowaną Calię. Najpewniej wiedziała, że nie ma co strzępić języka na przekonywanie mnie, że między tą dwójką nie ma chemii, dlatego też machnęła ręką, po czym zaczęła chować resztę rzeczy z powrotem do lodówki.
- Możliwe, że będę miała dla ciebie jeszcze jedno zadanie - rzuciłam, gdy skończyłam już jeść. - tak... profesjonalnie, wiesz. Ale najpierw muszę otrzymać jeden ważny telefon. A póki co... - otrzepałam ręcę i zawiesiłam się przyjaciółce na szyi jak niecierpliwe dziecko w oczekiwaniu na rozrywkę - Cal, co dziś robimy?
- Wierz mi, kochana, wiem co mówię - mówiąc to, z matczyną wręcz troską poklepałam ją po policzku. Przez chwilę rozkoszowałam się jej zmrużonymi oczami i zirytowaną miną, po czym postanowiłam przynajmniej sprawiać wrażenie poważnej.
- Mówię absolutnie na serio - rzuciłam - już ja nieraz widziałam te spojrzenia, te gesty, te muśnięcia dłoni, a potem ni stąd ni zowąd - zrobiłam dramatyczną pauzę i zafalowałam palcami prawej dłoni, jakby znajdował się na niej pierścionek zaręczynowy z brylantem wartym co najmniej jeden porządny dom. Calia trzepnęła mnie w wyciągniętą kończynę, a ja wybuchnęłam śmiechem. - Już zdecydowałam. W przyszłym roku na lato weźmiecie ślub. Jutro zadzwonię do krawcowej, wszystko będzie załatwione w try-mi-ga - robiłam przerwy między każdą sylabą. Już czułam jak budzi się we mnie duch prawdziwej swatki.
- Camille? - odezwała się Calia po chwili z anielskim wręcz uśmiechem.
- Słucham cię, słońce? - zatrzepotałam rzęczami.
- Zamilkniesz ty w końcu, czy mam cię zakneblować? - spytała, ani na milimetr nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Obejdzie się bez takich drastycznych rozwiązań - prychnęłam obrażona. - Ale zdania nie zmienię! - ostrzegłam, nie pozostawiając w jej sercu ani grama złudzeń.
Wstałam ze swojego miejsca i zaczęłam bez pozwolenia gospodyni grzebać w jej lodówce, by zrobić sobie kanapkę. Zadowolona z tego, co tam znalazłam z naręczem rzeczy zamknęłam drzwiczki biodrem i ustawiłam wszystko na blacie. Niedługo potem mogłam cieszyć się posiłkiem i patrzeniem na wciąż lekko skonfundowaną Calię. Najpewniej wiedziała, że nie ma co strzępić języka na przekonywanie mnie, że między tą dwójką nie ma chemii, dlatego też machnęła ręką, po czym zaczęła chować resztę rzeczy z powrotem do lodówki.
- Możliwe, że będę miała dla ciebie jeszcze jedno zadanie - rzuciłam, gdy skończyłam już jeść. - tak... profesjonalnie, wiesz. Ale najpierw muszę otrzymać jeden ważny telefon. A póki co... - otrzepałam ręcę i zawiesiłam się przyjaciółce na szyi jak niecierpliwe dziecko w oczekiwaniu na rozrywkę - Cal, co dziś robimy?
(Cal? witam po przerwie <3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz