17 czerwca 2019

Zadanie Specjalne - James von Alwas

 Dla Jamesa cała miniona doba nie była najłatwiejsza i z pewnością nie należała do ulubionych (oczywiście, jeśli tylko były jakiekolwiek, które lubił). Zaczęła się dyżurem nocnym w jednym ze szpitali, później nastąpiło kolejne szkolenie Veeli, któremu chcąc nie chcąc musiał poświęcać czas. Mimo tego, że widział postępy w jej tresurze, nie stanowiło to najprostszego zadania, jakie kiedykolwiek wykonywał. Jedząc powoli wafle kukurydziane z guacamole ruszył w kierunku wyjścia z bazy szkoleniowej Code:W, gdy zatrzymał go jeden z pomniejszych pracowników:
— Panie Von Alwas! — rzucił do niego, uśmiechając się przesadnie. James zaczął się zastanawiać, czy tak wesoła mimika nie jest przypadkiem niezdrowa na dłuższą metę, jednak nic nie powiedział, a jego mimika, poza minimalnym uniesieniem brwi, niemal się nie zmieniła. — Pan Jung Eun Byung prosił, bym przekazał panu list. Mówił, że to coś niezwykle ważnego — wydawał się nieprzyzwoicie wręcz zainteresowany całą sprawą. Von Alwas skinął głową w ramach podziękowania i wyciągnął z zaciśniętych palców posłańca, po czym ignorując presję, którą ten próbował w nim wywołać po prostu odwrócił się na pięcie i wyszedł z bazy. Na zewnątrz wiał chłodny wiatr, wprawiając w ruch jego nieco zmaltretowane już po całym dniu włosy i wdzierając się zimnym podmuchem pod elegancką marynarkę. Mężczyzna nic sobie jednak z tego nie robił i po krótkim spacerze dotarł do swojego auta. Wsiadł do środka i, gdy już był pewny, że nikt podejrzany nie kręci się dookoła otworzył list.
Szanowny panie Jamesie von Alwas — czytał. Zaczynał się wyjątkowo poważnie i oficjalnie, co skłaniało go do myślenia, że słowa ciągle przesadzającego posłańca mogły nie być tak dalekie od prawdy. 
 Jak Pan zapewne wie w dniu 03.09.2033 został przeprowadzony zamach na główną siedzibę rządu Ainelysnart - Wieżę. O dokonanie tego haniebnego czynu podejrzewa się grupę terrorystyczną, znana jako "Wataha", której członkowie rzekomo są posiadaczami wilczego genu. Zatem sprawa podlega pod jurysdykcję SJEW-u.
  Chcę, aby zajął się Pan tą sprawą. Winowajcy mają zostać schwytani, chcemy też wiedzieć, w jaki sposób zdołali sforsować zabezpieczenia Wieży, kim dokładnie są i dla kogo pracują. Jeśli zdarzy się Panu przy okazji natknąć na jakiś trop Władysława Leniniewskiego proszę dopilnować, by nikt inny na żaden trop dotyczący jego nie trafił. Jest to jednak cel drugorzędny.
  Misja jest ściśle tajna, zatem wskazane jest, by Pan nie rozmawiał z nikim na jej temat. Oczywiście, jeśli się Pan sprawdzi możemy rozważyć Pańską obecną sytuację i nieco na nią wpłynąć.
Życzę panu powodzenia.
Jung Eun Byung
  Skończył czytać list i skinął głową w geście zrozumienia. Była to rzeczywiście sprawa niecierpiąca zwłoki. Odłożył list na siedzenie pasażera i zapalił silnik. Wolał zacząć rozwiązywać całą zagadkę w domowym zaciszu: tak z pewnością było i lepiej, i bezpieczniej. Gdy już zamknął za sobą drzwi na klucz, jeszcze raz powtórzył sobie treść listu, by jeszcze lepiej zapisać go w swojej pamięci. Następnie wyjął z kieszeni czarną zapalniczkę i szybko pozbył się dowodów. Paląca się kartka była widokiem dość satysfakcjonującym dlatego też czekał do momentu, gdy płomień niemalże sięgnie jego palców i dopiero wtedy go ugasił. Strząsnął popiół do zlewu, nad którym wykonywał całą operację i przeniósł się do swojego gabinetu. Usiadł wygodniew fotelu przy biurku i złączył palce, opierając łokcie na stole. Przymknął oczy, rozważając co powinien zrobić. Znał kilku ludzi pracujących w Wieży i choć większość z nich zmarła, nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Uznał, że najpierw zacząć właśnie od nich: od tych, którzy już nie przemówią. I warto byłoby przy okazji sprawdzić, czy były premier nie stał się jednym z nich. Chwila skupienia wystarczyła, by przeniósł się do Zaświatów. Potoczył beznamiętnym wzrokiem po otaczającej go krainie ciemności. Od razu ułożył sobie w głowie nazwiska osób, które chciał znaleźć. Bezgłośnym, ale zdecydowanym krokiem podszedł do grubej księgi znajdującej się przed nim. „Księga Śmierci” jak głosił optymistyczny tytuł. Przyłożył do niej dłoń, tym samym odblokowując ją, by w ogóle dało się ją otworzyć i gdy już to się stało przeniósł się do litery „L”. Mimo ciągle zmieniającego się spisu, co zdecydowanie utrudniało poszukiwanie (w końcu zmarłych przybywało), udało mu się ustalić że Władysław na niej nie figuruje (a przynajmniej nie ten, którego szukał). W miarę zadowolony z tej konkretnej części pracy zabrał się do poszukiwania reszt, tym razem już na pewno zmarłych, osób, by dowiedzieć się, w którym miejscu tak właściwie powinien ich szukać. Gdy i to udało mu się ustalić, zamknął księgę i przez krótki moment obserwował jak tom z każdą chwilą się powiększa. Następnie przeniósł wzrok na drogę, przed nim i ruszył w jej stronę. Była to rzecz niesamowita. Gdy miał dokładnie określony cel, podróż trwała krótko. Gdyby nie wiedział, dokąd zmierza, szedłby dalej i dalej, aż w końcu niechybnie dołączyłby do grona błąkających się bez sensu duszyczek. Zerknął w stronę pierwszego pomieszczenia i uniósł dłoń do klamki. Znalazł się w doprawdy pięknym otoczeniu – życie ofiary musiało być wyjątkowo dobre. Wiedział, że ten go nie zauważy – zbyt oderwany był od swego świata. Podszedł do niego i dotknął swoją żywą dłonią zimnego i twardego jak marmur policzka. Przeglądał jego myśli. Jak to z duszami bywało, niektóre wspomnienia były uszkodzone. Wspomnienia z momentu oderwania duszy od ciała nie było wcale. Widocznie Śmierć usunął je, by nie powodować jego cierpienia. Tak więc trzeba było znaleźć osobę, która nie zasługiwała na nic dobrego — myślał von Alwas, opuszczając szczęśliwego mężczyznę i udając się do najciemniejszych, najbrzydszych drzwi, jakie udało mu się znaleźć we fragmencie Zaświatów należącego do ofiar upadku Wieży. Odsunął ciężką, metalową zasuwę i z pewnym trudem otworzył drzwi. Krajobraz za nią był zgoła inny. Panowała ciemność rozjaśniona jedynie blaskiem ogniska. Tutaj nie było już ciszy. Wypełniały ja rozdzierające wrzaski. James podszedł do przywiązanego do wielkiego patyka, przypalanego więźnia. Dla niego płomienie były zimne - to nie dla niego przeznaczona była kara. Zaczął zastanawiać się, jak on skończy, jednak odgonił rozpraszające go myśli i zbliżył dłoń do odkrytego boku więźnia, krzywiąc się lekko, gdyż wrzaski się zwielokrotniły. Tutaj moment śmierci był nadzwyczaj dokładny: śmierdzący strachem, przesadzenie ostry i dokładny. Zatrzymał ulotną myśl starając znaleźć w tłumie twarz, która z pewnością nie należała do pracowników, co w końcu się udało. Wciągnął ze świstem powietrze odnajdując dwie twarze. Jedną, człowieka, z którym miał już przyszłość, jeśli chodzi o aspekt krymialny. Druga... druga twarz należała do tego ucznia zegarmistrza. Tego... Jak mu tam... Akiro. Akiro Ori. Puścił więźnia i wyszedł z Zaświatów. Niechętnie wstał z krzesła i podszedł do szafy z kopiami spraw, które prowadził. W końcu znalazł sprawę Josha Blueborna. Zerkając na zdjęcie upewnił się, że to był on. Niedawno opuścił więzienie, a już chce tam wracać — myślał, przeglądając kartki w poszukiwaniu miejsca zamieszkania. Przeniósł kartki na biurku i wysłał swojemu szefowi zaszyfrowanego maila. Sprawa rozwiązana — stwierdził, że nie ma czasu na uprzejmości czy tłumaczenia. Podał nazwisko i adres podejrzanego i zlecił jego przesłuchanie. Niech resztą zajmie się ktoś inny. — Jest drugi podejrzany. — dodał w mailu — możliwe, że doprowadzi do reszty członków Watahy, dlatego też będę kontynuował jego śledzenie. Żegnam. James von Alwas — zakończył i wcisnął enter, tym samym wysyłając list. Wyciągnął dłonie w górę, przeciągając się. Był pewny, że odpoczynek, na który zamierza się udać był w pełni zasłużony i nikt, ale to nikt nie miał prawa mu go przerwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz