— Witam — rzuciłam ciepło, wciąż mordując Calię wzrokiem, jednak ta niewiele sobie z tego robiła i dalej w spokoju popijała kawę. — Mam nadzieję, że to nie za wczesna pora — dodałam uprzejmie.
Była to rzecz, która wyjątkowo mnie ucieszyła. Było mi miło, że jego grzeczność jest prawdziwa, a nie spowodowana wczorajszymi okolicznościami. Calia słysząc głos mężczyzny uniosła wysoko brwi, patrząc na mnie wyjątkowo wymownie. Wolną ręką pokazałam jej wyjątkowo obelżywy gest, a ta w odpowiedzi pokazała mi język.
— Tak, tak, pamiętam, oczywiście.
— Czy odpowiada ci czwartek o siedemnastej w kawiarni "Lete"? — wyrzuciłam z siebie. — Jeśli nie, to oczywiście jestem skłonna...
— Cieszę się. W takim razie... Do widzenia
— Do widzenia, Camille. — rozłączył się, a ja odłożyłam telefon z powrotem na parapet. Calia ponownie rozwaliła się łokciami na stole.
— Więc mówisz, że nie zamierzasz się z nikim wiązać, taaak?
— Och zamknij się — żachnęłam się, wstając i odkładając rzeczy na zmywarkę — najpierw twój ślub, a potem ewentualnie zaprzątaj sobie tą śliczną główkę moim.
(Cal?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz