18 czerwca 2019

Od Jamesa cd. Lucii

 Kobieta po jego pytaniu zmarkotniała jeszcze bardziej. James zdusił w sobie ciężkie westchnięcie. Był zmęczony całym spotkaniem, a dodatkowe korzystanie z mocy, gdy jego przyjaciel postanowił władować się pod jego samochód niczego nie ułatwiało. Całkowite wstrzymywanie czasu, by uchronić go przed wypadkiem było trudne, zwłaszcza że musiał uważać, by nikt niczego nie zauważył. Po chwili Lucia zabrała głos, zaczynając monolog na jakiś temat związany z pracą. Von Alwas nie był specjalistą w dziedzinie emocji, ale widział przeszklone oczy Parfavro i lekarskim okiem ocenił, że nie można było ich zrzucić na karb reakcji alergicznej. Mimo, że widział jej próby zachowywania się tak jak zwykle postanowił nie reagować. Uznał, że tak będzie lepiej dla nich obojga, dlatego też uważnie słuchał każdego jej słowa. Choć miała zły humor, widać po niej było, że kocha swoją pracę nad życie i naprawdę zna się na tym co robi, co mężczyzna odnotował z minimalnym zaskoczeniem. Jazda nie trwała szczególnie długo, a gdy krępująca, pełna napięcia cisza została przerwana przez trajkoczącą Włoszkę, stała się o wiele bardziej komfortowa niż dotychczas. Po chwili auto zatrzymało się, a James zgasił silnik. Znów postanowił zachować się jak prawdziwy gentleman i przeszedł na drugą stronę samochodu, by otworzyć kobiecie drzwi. Z gracją wysiadła ze środka i stanęła niemalże naprzeciwko niego. Zastanawiał się, czy teraz zamierza coś powiedzieć, jednak nic takiego nie nastąpiło.
— Żegnam — rzucił jedynie von Alwas zamykając drzwi i przechodząc z powrotem na miejsce kierowcy.
— Do widzenia — usłyszał ciche słowa, wpadające przez lekko uchylone okna. Zastanawiał się jednak, czy kolejne spotkanie rzeczywiście nastąpi. Złapał się również na pytaniu, czy gdy już zostanie sama Lucia się rozpłacze, jednak było to bardziej pytanie czysto statystyczno-psychologiczne niż zadane z troski czy zmartwienia. Zapalił silnik i z cichym pomrukiem wyjechał na ciemne i puste drogi. Gdy wrócił do domu, usiadł przy laptopie, uznając, że zanim położy się spać musi złożyć jeszcze jedno zamówienie. Gdy kończył transakcję, rozdzwonił się telefon. Podniósł urządzenie. Fionn. Odebrał.
— Hejka, James — usłyszał po drugiej stronie.— Już w domu? 
— Ta. 
— Lucia też? — dopytywał Irlandczyk.
— Też. No, chyba że ktoś ją porwał spod mieszkania. 
— Nie doprowadziłeś jej do wybuchu złości albo płaczu? — James przewrócił oczami, zastanawiając się, czy powiedzieć przyjacielowi o tym co działo się w aucie.
— Ja na pewno nie. — rzucił tylko wymijająco i rozłączył się.
(Lucia?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz