— Panie Von Alwas — zaczął niepewnie. Generał odwrócił głowę i uniósł brew. — Coś do pana — położył niewielkie pudełko na ziemi i czmychnął daleko od Von Alwasa. Mężczyzna sięgnął po nie i jedną ręką otworzył wieczko. Wyjął liścik ze środka. "Jesteśmy kwita" głosiły jedyne zapisane na kartce ładnym, lekko pochyłym pismem słowa. W pudełku ukazał mu się elegancki zegarek z czarną tarczą i srebrnymi elementami. Skinął głową z minimalnym uznaniem. W gruncie rzeczy był raczej zadowolony, że ta sprawa skończyła się w ten, a nie inny sposób. Mało korowodów, wszyscy ukontentowani. PO chwili zastanowienia nałożył zegarek na nadgarstek. Pudełko schował do kieszeni i sprawdził po raz kolejny, czy opatrunek jest nałożony tak, jak być powinien. Niestety jednak cały jego strój był dość obficie oblany krwią i nie dało się wprost tego nie zauważyć na białym fartuchu, koszuli, marynarce i spodniach. Westchnął ciężko i wstał. Nie było sensu męczyć się przez resztę dnia — po prostu wróci do domu, przebierze się, by uniknąć niewygodnych pytań w klinice. Zabrał jeszcze swoją teczkę i szybkim krokiem opuścił bazę SJEW. Ludzie patrzyli na niego na ulicach, co dla Jamesa raczej nielubiącego być w centrum uwagi, było dodatkowo niekomfortowe. Co gorsza na horyzoncie pojawiła się charakterystyczna postać: jak zawsze elegancko ubrana Włoszka, w białych szpilkach ze złotymi elementami. No tak — pomyślał mężczyzna — lepiej być zdecydowanie nie mogło.
(Lucia?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz