Anthony wodzi wzrokiem od Lorema do torby w swoich rękach. Wreszcie wybucha radosnym, nieopanowanym śmiechem. Wielkolud unosi lekko brwi, ale nic nie mówi. Chłopiec podbiega do niego, jak zwykle za blisko, przez co musi zadrzeć głowę, by spojrzeć mężczyźnie w twarz. Z torby wydobywa serwetki i kładzie je na stół po czym sam na niego wskakuje. Macha nogami w powietrzu. Wyciąga rękę w stronę mężczyzny i spogląda na niego wyczekująco. Ten bez słowa oddaje małemu Branchowi pączki i ze zdumieniem patrzy, jak chłopiec delikatnie wyjmuje je z torby i starannie dzieli.
- Wiesz, gdyby każdy z nas zjadł swoje, wyszłoby na to samo. - mówi, z uniesionymi brwiami obserwując poczynania Anthony'ego, który z zadowoleniem oblizuje palce z lukru.
- Nie do końca. - Młodzieniec nagle poważnieje. - Każda piekarnia ma swój własny przepis, każdy pączek różni się ilością składników, dlatego każdy jest niepowtarzalny i unikatowy. Nie wolno tego lekceważyć.
Wielkolud otwiera usta, zapewne chcąc oświecić swojego towarzysza, jak robi się jego ulubiony przysmak, ale rezygnuje, gdy chłopiec podsuwa mu serwetkę.
Anthony w niepokojącym tempie pochłania swoją część i zeskakuje na podłogę. Odnajduje szczotkę do kurzu i rusza do pracy, cały czas obserwując, czy Lorem nie kończy zmiany. Co prawda mógłby zapytać, o której kończy, ale wtedy nie byłoby zabawy.
Chłopiec przeciska się między regałem a ścianą i dociera do miejsca, w którym nie sprzątał już od bardzo dawna. Za drzwiami ukryty jest stary składzik na miotły; umiejscowiony w tak niepraktycznym miejscu, że dobudowano nowy, w odpowiedniejszym miejscu, a ten pozostał kompletnie bezużyteczny. "Jak ja"- myśli chłopiec i chichocze. Rozgląda się dookoła oceniając, ile pracy musi włożyć w to miejsce. Pod drzwiami dostrzega ciemną plamę. Podchodzi bliżej i w nos uderza go ciężki, metaliczny zapach. Coś mu mówi, że nie powinien tego robić, ale wrodzona ciekawość zagłusza głos rozsądku. Zagryza wargi i delikatnie naciska klamkę. Drzwi otwierają się z upiornym skrzypieniem.
Lorem przygotowuje się do końca zmiany, kiedy jakby znikąd pojawia się mała istotka i kurczowo wpija palcami w ramię mężczyzny. W oczach chłopca błyska na zmianę niezdrowa ekscytacja i niepewność. Wielkolud unosi brwi.
- Co...?
- Morderstwo.
(Lorem? xd Sorpresa! Jednak nie pączki <3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz