1 lutego 2016

Od Misao cd. Tiffany

- Co to... miało być? - Zadrwiłam, gdy dziewczyna zniknęła nam z oczu. - Najpierw gada jak obłąkana, a potem gdzieś leci. Zniszczę ją. - Oświadczyłam dobitnie odwracając się do Rue. 
- Teraz? - jęknęła moja służebnica.
- Nie, oczywiście, że nie. Potrzebuję planu idealnego, aby ją załatwić. 
- Ilu jeszcze wrogów potrzeba ci do szczęścia? - W głosie Rue słychać było lekką irytację. - Masz ich już chyba... nie no niemal każdy kto przez chwilę z tobą pogada już staje się celem.
- Aj Rue. W ten właśnie sposób ćwiczy się strategię. To wyzwania. Dzięki nim życie jest ciekawsze. 
Nagle gdzieś z boku usłyszałam cichy szelest. Niby nic, ale zdałam sobie sprawę, że powoli się zmierzcha. Nie zamierzałam brnąć po ciemku w lesie. Ruszyła wiec bez słowa w kierunku w którym pobiegła Tiffany.
- Ej. Miałaś na dziś dać sobie już spokój! - Krzyknęła za mną Rue. Warknęłam poirytowana. 
- Czy ty możesz w końcu zacząć sama myśleć? Ta niunia poszła w tamtą stronę, więc prawdopodobieństwo, że tędy będzie bliżej jest duże.
Usłyszałam za sobą szybkie kroki. Rue mnie dogoniła.
- Niunia? Ty serio jej nie znosisz. - Zaśmiała się.
- Wkurza mnie. - Wzruszyłam ramionami. - Lepiej żebym już dziś na nią nie wpadła, bo...
Miałam rzucić jakiś mroczny tekst, lecz to co zobaczyłyśmy kompletnie mnie zatkało.
- Misao. - Szepnęła Rue. W jej głosie przerażenie mieszało się z podziwem. - Kiedy ty to zdążyłaś...? 
- Przecież to nie ja, idiotko. 
Przed nami, na ziemi leżała Tiffany. Była nieprzytomna, ale nic dziwnego, podcięła sobie żyły na nadgarstkach i szyi. 
Podeszłyśmy do niej powoli. Rue przyklęknęła przy dziewczynie i zaczęła szukać pulsu.
- Ech, samobójstwo. Najbardziej żałosna i haniebna śmierć jaka istnieje. Możemy już iść? 
- Ona żyje... nie rozumiem. - Rue spojrzała na mnie jednocześnie rozpoczynając ten swój magiczny proces leczenia. - Straciła za mało krwi, żeby tracić przytomność. 
Mimowolnie rozejrzałam się po okolicy. Zewsząd ogarniała nas niczym nie zmącona cisza. Było za spokojnie. Nagły ruch po lewej sprawił, że wszystkie mięśnie mojego ciała napięły się w gotowości do walki. 
- Uważaj. - Odwróciłam się gwałtownie, uderzając jednocześnie falą ognia w ciemny kształt, który usiłował wskoczyć mi na plecy.
(Tiffany, Somniatis?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz