Na chwilę zastygłem w bezruchu. Anthony potrząsnął moim ramieniem. Przed chwilą usłyszana informacja dochodziła do mnie powoli. Bardzo powoli.
- Gdzie...? - spytałem, otrząsając się nieco z szoku.
Skrzat pociągnął mnie w stronę rzadko przeze mnie odwiedzanych rejonów biblioteki. Wiele razy musiałem zginać się w pół, lub rozpłaszczać niemal przy ścianach, by przecisnąć się w ślad za chłopakiem. Wreszcie dotarliśmy do niezwykle zaniedbanego miejsca, o którego istnieniu nie miałem pojęcia, a które wyglądało na składzik. W uchylonych lekko drzwiach ujrzałem... Anthony już szedł w tamtym kierunku, ale go powstrzymałem z lekko zatroskaną miną.
- Nie powinieneś... - mruknąłem, wyprzedzając go. Chłopak przez chwilę stał tam, gdzie go zostawiłem, jednak najwyraźniej nie zamierzał rezygnować z obejrzenia zwłok, bo już po chwili kucał u mego boku przy zwłokach. Obrzuciłem go pustym spojrzeniem i przeniosłem wzrok na trupa. Jego ciało...
- Kompletnie zmasakrowane - zauważył białowłosy. - Ktoś musiał go bardzo nie lubić.
Skinąłem głową. Na to wyglądało. Pytanie brzmiało, kto? Nie zważając na lepką ciecz, oblepiającą całego mężczyznę przeszukałem wszystkie jego kieszenie. Znalazłem kilka gum do żucia o smaku miętowym, przestarzały telefon komórkowy typu "cegła", dokumenty oraz kawałek kartki, zapewne wyrwany z jakiejś książki. Odłożyłem wszystko na bok w dłoni pozostawiając jedynie dokumenty. Podważając paznokciem udało mi się rozedrzeć zlepione ze sobą przez zakrzepłą krew plastikowe folie, w które opakowane były różnego rodzaju karty. Moją uwagę zwrócił dowód osobisty, jednak nim zdążyłem odczytać dane osobowe został mi wyrwany, przez dotychczas zamyślonego Anthony'ego.
- Pokaż, co tam masz! - Ruchliwe oczka skrzata omiatały z entuzjazmem tekst. - Tu pisze, że to był Stefan Kostka, z Francji i w tym roku kończył... 34 lata. Myślisz, że powinniśmy zadzwonić na policję?
Skrzywiłem się i pokręciłem głową. Bardzo mi się nie uśmiechał jakikolwiek kontakt z twardogłowymi.
- Sprzątnijmy go i wracajmy do pracy - mruknąłem, wstając.
Anthony wyglądał na zawiedzionego. Uniosłem pytająco brwi.
- Morderstwo! To jest coś! - oznajmił z entuzjazmem. - Nigdy nie kociło cię, żeby być jak... Sherlock Holmes albo Herkules Poirot?
Poderwał się na nogi i udał, że zakłada na głowę czapkę, a do ust wtyka fajkę, pykając powoli.
- Widzisz Watsonie, podstawowym błędem jest podawanie teorii, zanim uzyska się dane. Niepostrzeżenie zaczyna się dostosowywać fakty, by zgadzały się z teoriami, zamiast próbować stworzyć teorię, która byłaby zgodna z faktami - zacytował płynnie.
Tak, kojarzyłem Sherlocka, jednak słabo, gdyż takie rzeczy mogłem czytać tylko w Podziemiu, a nie bywałem tam często. Ryzyko było zbyt duże.
- Nie - odpowiedziałem na zadane wcześniej pytanie. - Ale jeśli chcesz... - zacząłem niepewnie, sam nie wiedząc, czy aby na pewno chcę się pisać na rozwiązywanie zagadki kryminalnej. Najlogiczniej byłoby z miejsca sprzątnąć zwłoki i udać, że nic się nie stało, jednak w wypadku wielu ludzi logika z była zmuszona brać sobie wolne i wyjeżdżać na Hawaje.
(Anthony? Jak nie pączki, to przynajmniej Sherlock xP)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz