22 lutego 2016

Od Argony cd. Rori'ego

  Wyszliśmy z lokalu i stanęliśmy na niezbyt ruchliwej ulicy.
- Co teraz? - spytałam mojego towarzysza, nie miałam pojęcia gdzie może być wspomniana w liściku knajpa.
- Jak to co? - Rori z uśmiechem wyciągnął z kieszeni GPS'a i szybko wpisał nazwę. Radośnie pomachał mi przed oczami mapą, na której migał na czerwono punkt docelowy. No tak.
- Prowadź zatem. - Wykonałam w powietrzu nieokreślony ruch, jakbym na coś wskazywała.
- Na północ - wskazał dłonią w prawo i ruszyliśmy nieśpiesznym krokiem nie odzywając się do siebie.
Chłopak raz po raz sprawdzał nasze położenie na urządzeniu, ja rozglądałam się dokoła, po barwnych dekoracjach i światełkach. Teraz przygaszonych i kołyszących się na wietrze. Mimo zakazu sztuki ta dzielnica jakby wymykała się zwykłym standardom. Raczej rzadko tu bywałam, nie posiadałam więc rozległej wiedzy na temat tej Areny, co w tej chwili miałam sobie za złe. Będę musiała to nadrobić później.
Skręciliśmy jeszcze kilka razy i nagle mój towarzysz zatrzymał się przed jedną z wielu knajp. Szyld, wiszący nad wejściem oznajmiał nam, że znajduje się tutaj knajpa „Cztery czarty”.
- To tutaj, madam! – oznajmił pogodnie mój towarzysz, choć nie wyglądał na tak zadowolonego jak zawsze. – Ruda powinna czekać na tyłach. Co teraz?
- Jak to, co teraz? Spotkamy się z nią. – Wzruszyłam ramionami.
- Pisała, żebym był sam – zauważył blondyn, patrząc na mnie z ukosa.
- A czy mówiłam coś o tym, że będzie wiedziała, że tam jestem? – Wzruszyłam ramionami.
- A co jeśli cię zauważy i postanowi dalej nam nie pomagać? Zawoła swojego szefa i wpadniemy oboje. Tego chcesz? – Rori wyglądał na zatroskanego. Jego zwykła pogodność, jak zawsze w takich momentach się ulatniała.
- Och, daj spokój. – Skrzywiłam się. – Przecież wiesz, że w ten sposób mnie nie przekonasz. Nawet jeśli byś mnie przykuł do tamtej rynny kajdankami to bym się uwolniła i i tak  polazła. Z tym że nie wiedziałbyś, gdzie jestem. Czy tak będzie ci wygodniej?
Chłopak westchnął i niechętnie zgodził się. Najwyraźniej to, że uciekłam jego siostrzyczce sprawiło, że wolał mieć mnie pod kontrolą. Chyba nawet za bardzo wczuł się w rolę mojego obrońcy. Weszliśmy do środka i ukradkiem przemknęliśmy na tyły, zgrabnie wymijając barmana. Zgrabnie… tak zgrabnie, jak tylko wysoki, wygolony mięśniak jest w stanie, jednak na szczęście nikt nie zwrócił na nas uwagi. Stanęliśmy na zapleczu i wyślizgnęliśmy się na zewnątrz. Nie czekając, aż moje oczy zarejestrują obecność lub nieobecność Rudzielca skryłam się w cieniu zaułka. Dopiero wtedy rozejrzałam się uważniej. Jak na razie Rori był jedyną osobą, którą dostrzegałam, jednak byłam pewna, że lada moment się to zmieni. Blondyn rozejrzał się, po czym oparł się o mur i zapalił papierosa. Skrzywiłam się czując dym, jednak nie zaprotestowałam. W tej sytuacji nawet lepiej, żeby rozpraszał uwagę przybyszki.
Wtedy rozległy się kroki i już po chwili w ciężkich butach pojawiła się Ruda. Rozglądała się nieco nerwowo, czego raczej nie spodziewałam się po takiej osobie jak ona, i podeszła do Roriego.
- Nikt cię nie śledził? – spytała szeptem. Gdybym nie posiadała wilczych zmysłów zapewne nie byłabym w stanie jej podsłuchać.
- Nie – odparł mężczyzna, wyjmując fajkę z ust i wypuszczając obłok dymu.
Dziewczyna zbliżyła się do niego jeszcze bardziej, niemal stykając swoją twarz z jego twarzą. Teraz jej głos był jeszcze gorzej słyszalny i musiała wytężyć wszystkie zmysły, by cokolwiek zrozumieć.
- A teraz słuchaj i nie przerywaj. Mamy mało czasu. Twoja przyjaciółka może przyciągnąć do ciebie kłopoty. Nie pytaj skąd to wiem, ale pan Leniniewski ma ją na oku. Ona nawet nie wie, że cały czas jest pod baczną obserwacją. Wiedzą o niej wszystko. Jest spalona. Jeśli będziesz się jej trzymał to nie tylko zmuszą cię do patrzenia, jak umiera, ale i ciebie zabiją. Jesteś na razie za słaby, żeby kogoś ochronić, jednak być może kiedyś przydałbyś się nam. Twoje zdolności artystyczne, twoje predyspozycje fizyczne i chęć walki z tym zepsutym krajem… Dziwi mnie, że już dawno cię nie zrekrutowali.
Na chwilę zapadła cisza. Głos Roriego był jeszcze cichszy, niż głos Rudej. Nie dosłyszałam dopowiedzi. Ruda odsunęła się nieco powiedziała jeszcze coś równie cicho, jak mój towarzysz i zamiatając włosami w powietrzu zniknęła w głębi zaułka. Odczekałam chwilę i wychynęłam z cienia.
- Zgaś to świństwo – skrzywiłam się. – I?
(Rori?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz