3 lutego 2016

Od Somniatisa. cd Rue

  Mężczyzna wskoczył na siodło. Spojrzał z wysokości grzbietu rumaka na dziewczyny.
- Na waszym miejscu szybko bym się stąd zebrał. Te stworzenia wyglądają nieciekawie - mówił wyzutym z emocji głosem, po czym ciszej do Wydrwigrosza: - Zawieś nas w jakieś zamknięte miejsce.
  Koń potrząsnął łbem i zawrócił w miejscu. Somniatisowi wydało się dziwne, że zwierz stał się mniej rozmowny, jednak nie skomentował tego. Z lasu wypadali już pierwsi napastnicy. Końskie kopyta pozostawiły bruzdy na ich ciałach, jednak nie wyglądali na rannych... nie bardziej niż przedtem. Czarnowłosy był pewien, że tym razem nie przestraszy się ich tak łatwo. Ruszył galopem.
  Za sobą ujrzał jeszcze kilka piorunów, uderzających w ziemię i jęzory płomieni, wybuchające znienacka. Krzyki dziewczyn, może nawet kłótnia, kto wie? Kilka minut potem znaleźli się we trójkę w opuszczonej drewutni. Cuchnęło stęchlizną. Atis położył podopieczną na ziemi, bardzo delikatnie. Jeszcze raz dokładnie zbadał rany, po czym stwierdzając, że jest w porządku zamknął szopę i szybką pieczęcią zamknął do niej wejście.
  Wydrwigrosz zarżał i potrząsnął grzywą. Po raz kolejny czarnowłosemu przeleciało przez głowę pytanie, czemu nie mówi.
- Wracamy - oznajmił, nie tłumacząc nawet powodu tej decyzji. Wskoczył na grzbiet wierzchowca i pogalopowali z powrotem.
  Na miejscu zastali nieciekawą sytuację. Wszędzie płomienie, lód wyrastający z ziemi i popioły. Dziewczyny, zagonione w kąt stworzonego przez je same więzienia, do których coraz bliżej podchodziły zdeformowane stwory. Ta bardziej chamska, czarnowłosa wyglądała na wściekłą i z wielką determinacją metodycznie ciskała we wrogów strugami ognia, jednak ta druga kuliła się za nią, trzymając się za ramiona. Mężczyzna nie rozważając długo, dlaczego ogień ni lód nie działają na zmutowane stwory pognał konia w największy ogień, po drodze wykonując jedną z podstawowych pieczęci w takich sytuacjach. Wokół niego i Wydrwigrosza zajaśniała błękitnawa łuna. Znaleźli się w pierścieniu, stale podtrzymywanym przez czarnowłosą dziewczynę.
- Wskakuj! - krzyknął Somniatis.
- Pierdol się! - odparła wściekła. Wyraźnie było jej nie na rękę, że ten dziwak zastaje ją w takim położeniu. Nie była przyzwyczajona do przegranych.
- Już! - Mężczyzna nie ustępował, a gdy obrończyni pozostała niewzruszona mimo błagalnych spojrzeń przyjaciółki, czarnowłosy błyskawicznie przyłożył do jej głowy dłoń. Przez chwilę nie wydarzyło się nic. Dziewczyna zdążyła jeszcze nazwać go wyjątkowo paskudnie, po czym powoli się osunęła, i gdyby nie silne dłonie mężczyzny szybko spotkałaby się z twardą ziemią.
  Atis zarzuciła ją przed sobą na konia, po czym podał dłoń tej drugiej. Brunetka, mimo pewnych trudności z niejaką ulgą przyjęła jego ofertę, patrząc jednak niepewnie na nieprzytomną towarzyszkę.
  Gdy już gnali przez pole, gonieni przez potwory zauważyła cicho.
- To jej się raczej nie spodoba...
  Somniatis siedział wyprostowany w siodle i patrzył w dal. Kompletnie zignorował tą wypowiedź. Właśnie dowiedział się czegoś niezwykle ważnego o sobie. Musiał to rozważyć i poddać dokładnemu osądowi.
  Zgubienie prześladowców trochę zajęło, jednak wreszcie ostatni ścigający zniknął na horyzoncie. Mężczyzna z ulgą zwrócił ogiera w kierunku, w którym była szopa na drewno. Kilkanaście minut spokojnej jazdy - ocenił w duchu.
- Zapewne nie wiesz, co te stwory tu robiły? - spytał, jakby w przestrzeń.
  Dziewczyna, nieco skulona na siodle przed nim pokręciła nieznacznie przecząco głową. Tego się spodziewał. Był to zapewne jakiś eksperyment rządowy, na który natknęli się całkiem przypadkiem. Może nie koniecznie rządowy... Wspomniał nieco wilczy wygląd niektórych stworów. To nie musiał być on...
  Wydrwigrosz stanął. Atis, zbudzony z myśli, zeskoczył z siodła i pomógł zsiąść brunetce, po czym zdjął jej towarzyszkę. Pośpieszył jeszcze sprawdzić, czy Tytani nic się nie stało i wrócił do tej wrednej istoty.
  Jej przyjaciółka oparła ją o drzewo i siedziała tuż obok, lecząc rany.
- Kiedy się obudzi? - spytała, patrząc na czarnowłosego.
  Ten odchrząknął, po czym przyłożył ponownie palce do czoła czarnowłosej. Chciał to nieco odwlec w czasie, jednak chyba nie znajdywał powodu. Uwaga, zaraz nastąpi wybuch...
(Rue? Misao? Tiffany?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz