26 lutego 2016

Od Korso cd. Argony

     Doctor i Hoinkas zaciekle dyskutowali, przerzucając się dziwnymi naukowymi terminami, a ja udawałem że wraz z drugim Korso ich słucham. W rzeczywistości byłem zajęty czymś zupełnie innym. 
     - Ciekawie było poznać samego siebie z innej strony - mruknąłem i podszedłem do mapy wiszącej na ścianie. 
     Działo się coś niedobrego. Gdy Doctor trzymał pistolet (co już samo w sobie było dziwne) warknąłem na niego. Ja. Na swojego przyjaciela. Dodatkowo, po mojej głowie chodziły dziwne myśli. Zupełnie, jakby... nie moje. Czułem, jak staję się coraz bardziej odprężony, ale... w negatywnej, wyniosłej formie. I, co gorsza, sprawiało mi to przyjemność. Może powinienem się tym przejąć. Ale... mogła z tego wyniknąć większa frajda. 
     I ta cudowna barwa oczu. 
     - Myślę, że cokolwiek się tutaj dzieje, ma tylko jedno, najprostsze rozwiązanie - powiedział Doctor - Powinniśmy razem z Korso - to jest, z pierwszym Korso - udać się z powrotem do naszego świata. 
     - Wolałbym pierw rozwikłać tą zagadkę, ale skoro tak mówisz, nie mam prawa was zatrzymywać - westchnął Hoinkas. 
     Podali sobie łapy, żegnając się i zwrócili się do nas. 
     - Miło było cię poznać, "Korso Korso" - zaśmiał się Doctor. 
     - Ciebie również, Doctorze - uśmiechnął się mój sobowtór.  
     - To co, Korso? Zbieramy się! 
     Odwróciłem się do nich z szczerząc kły. 
     - Ale mi się tutaj całkiem podoba. 
     Trójka basiorów spojrzała na mnie tępym wzrokiem. 
     - Co? - wydusił Hoinkas. 
     - Pa pa - zaśmiałem się. 
     Uderzyłem łapą w ziemię i wyczarowałem grubą warstwę lodu między nami. Nie usłyszałem już ich krzyku, gdyż bariera go zagłuszyła. Rzucając im ostatnie, kpiące spojrzenie wybiegłem z pomieszczenia. 

***

     Uciekający basior minął jak gdyby nigdy nic Argonę i pognał dalej w górę. Zanim opuścił pokój, zdążył zapoznać się z mapą terenu i wiedział dobrze, gdzie się udać. Wybiegł z obozowiska watahy i ruszył w głąb terenu wroga... 
     Czyste, niezachmurzone wieczorne niebo przecięła błyskawica. 

***

     Jak to się stało? Kto do tego dopuścił? Te dwa fragmenty lustra nigdy nie powinny się ze sobą zetknąć. A teraz ich krawędzie, ostre jak brzytwa, zbliżają się coraz bardziej do siebie, rozszarpując przestrzeń między nimi... 

(Argono? Doctorze?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz