22 lutego 2016

Od Somniatisa cd. Rue

  Miasao obrzuciła ich władczym spojrzeniem, po czym usiadła w stosunkowo dużym oddaleniu, jak na tak małą przestrzeń, naprzeciw mężczyzny i jego podopiecznej. Brunetka poszła w jej ślady. Jej wzrok skierowany był w podłogę i wyglądała na jeszcze bardziej przygaszoną niż wcześniej.
- Zatem co ustaliliście? - spytała opryskliwie czarnowłosa. - Z góry mówię, że jeśli wymyślicie coś, co mi się nie będzie podobać to nie wezmę w tym udziału.
  Somniatis spojrzał z ukosa na Tiffany, która wyglądała, jakby miała wielką ochotę odpyskować tej małolacie z niewyparzoną gębą.
- Nie musisz nic robić panienko, jeśli uznasz to za stosowne - powiedział czarnowłosy cicho, niemal szeptem. - Mam nadzieję, że ta szopa będzie odpowiednim domem dla tak szlachetnego stworzenia.
- Nie nazywaj mnie "panienką" - warknęła. - I mów, co macie?
- Dobrze, panienko. - W dłoni Atisa pojawiła się pieczęć, a po chwili na niej mapa. Posiadała wiele białych plam i pojedynczych kresek, a przez środek biegła czerwona linia. - To czerwone to trasa, którą przebyliśmy. Zaś ten fioletowy punkt... - Tu wskazał niewielką kropkę mniej więcej na początku czerwonej trasy. - To miejsce, w którym zaatakowały nas tamte stwory. W zależności od tego, gdzie panienka się wybiera mamy do wyboru dwie drogi. Jedna, prosto do pobliskiej wioski, druga, spiralą do pobliskiej wioski. 
  Mężczyzna wodził niedbale palcem po mapie. Tytania patrzyła na niego z niejakim zdziwieniem. Pierwszy raz widziała, żeby ten świętoszkowaty basior zachowywał się w ten sposób. Z drugiej strony ostatnio wogle zachowywał się jak nie on, co zresztą sam przyznawał.
  Miaso zmarszczyła czoło, jakby intensywnie myśląc. 
- Nie myśl tak intensywnie, bo ci włosy wypadną - zadrwiła, ale Somniatis zgromił ją groźnym spojrzeniem i nim czarnowłosa pawica zdążył coś odpowiedzieć poważnym tonem oznajmił.
- Wydrwigrosz nie weźmie na grzbiet więcej niż 2 młodych osób lub 1 dorosłej. Ostatni bieg bardzo go nadwyrężył i wątpi, by był w stanie to powtórzyć. Szczególnie, że od dawna nie miał kontaktu z wodą morską. Oczywiście póki te stwory się nie pojawią nie ma żadnego problemu, jednak w takim wypadku jest on jedynym, który może im umknąć.
- Myślisz, że nie mam własnych łap? - naburmuszyła się Misao. - Na pewno jestem od nich szybsza.
- Ale nie stratujesz ich, co już zdążyłaś udowodnić - uciął czarnowłosy. - Co prawda Tiffany była w stanie przywołać jednego demonicznego konia, jednak w aktualnym jej stanie to nie byłoby...
- A co ty wiesz? - warknęła dla odmiany towarzyszka Atisa. - Dam radę! Nie jesteś jedynym, który coś umie!
- Właśnie - niespodziewanie poparła ją Misao. - Nie jesteśmy sierotami! Nawet gdybyś wtedy nie przybył wreszcie dałybyśmy sobie radę! Twój kucyk wcale nie jest jedynym, co może nas przenieść przez te bydlęta!
- Właśnie widziałem. - Westchnął mężczyzna, tocząc wzrokiem po zbuntowanych nastolatkach. - Może od razu zróbmy śmiały wypad i zniszczmy wszystkie mutanty?
  Spojrzenia, jakimi obdarzyły go dziewczyny mówiły same za siebie. Mężczyzna wstał i pokręcił smutno głową. 
- Tiff, lepiej się stąd zbierajmy zanim ta idiotka zrobi coś głupiego. Do mojego warsztatu jest już niedaleko, a tam będziemy bezpieczni. Dobrze go zapieczętowałem. Choć.
(Tiffany? Rue? Misao?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz