Młoda dziewczyna spojrzała podejrzliwie na Misao i uśmiechnęła się złowrogo. "Chce wojny? Będzie ją miała!" - pomyślała lekko rozbawiona dziewczyna. To prawda, Tytania nie była wcale aż taka zła, ale kiedy trzeba, potrafi się komuś odgryźć. Tym bardziej, że ta Misao nie spodobała jej się od pierwszego wejrzenia. Była (dla Tiffany oczywiście...) niezbyt elegancko ubrana, miała ohydny makijaż i jeszcze była bezczelna. A co do Rue, Tytania również nie była zbyt przekonana. Prawda była taka, że czarnowłosa oceniała wszystkich po wyglądzie i pierwszym wrażeniu.
- Ty chyba musisz udać się do psychiatry, skoro nie rozróżniasz jaskini od zwykłego domu. Albo masz po prostu strasznie niski procent IQ, a ja z takimi się nie zadaję. - na twarz dziewczynki wpełzł złowrogi uśmieszek.
Misao patrzyła na szesnastolatkę z nienawiścią, a Rue... sprawiała wrażenie, że rozbawiła ją uwaga Tiffany dotycząca jej przyjaciółki. Tytania posłała Rue spokojne spojrzenie. Misao nadal wpatrywała się tępo w czarnowłosą. Dziewczyna już miała odchodzić, kiedy usłyszała szelest. Przerażona odwróciła się w jego stronę, ale nic nie zauważyła. Wtedy się skapnęła i pobiegła w miejsce swojego obozu. Nie zastała tam opiekuna. Nie było tu nic. Czy... czy Somniatis ją zostawił? Ta myśl chodziła dziewczynie po głowie. Rozglądała się nerwowo po lace, ale nie zauważyła ani konia, ani jego jeźdźca. Dziewczynę ogarnęła rozpacz. Skuliła się pod drzewem i ... zaczęła płakać. W pewnej chwili wyciągnęła swój miecz. Spojrzała na niego z zainteresowaniem. Przyłożyła go sobie do krtani i powoli zaczęła rozdzierać sobie nim skórę. Nagle przestała i przyłożyła go sobie do nadgarstka. Nacisnęła ostrze i powoli zaczęła bijać je sobie do żył. Z jej ręki wypłynęła duża ilość krwi. Żywiołak odłożył miecz na bok, po czy ułożyła się w miarę wygodnej pozycji. Zamknęła oczy i czekała na niechybny koniec. Poczuła jednak uderzenie w czaszkę. Straciła przytomność i to nie z powodu krwotoku...
(Rue? Misao? Somniatis? Wybaczcie zwłokę, ale na własne życzenie nie mam teraz czasu xD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz